PublicystykaMajmurek: Robert Biedroń jak Barack Obama? Akcja mocno niefortunna (Opinia)

Majmurek: Robert Biedroń jak Barack Obama? Akcja mocno niefortunna (Opinia)

Robert Biedroń w mediach społecznościowych umieścił post z własnym wizerunkiem, jak z wyborczego plakatu Baracka Obamy z 2008 roku. Akcja pokazuje, z czym Biedroń ma problemy. Ma z brakiem powagi, wiarygodnością i megalomanią.

Majmurek: Robert Biedroń jak Barack Obama? Akcja mocno niefortunna (Opinia)
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel
Jakub Majmurek

Ciągle czekamy na kandydata lub kandydatkę Lewicy do przyszłorocznego wyścigu o Pałac Prezydencki. Na kogo nie postawią tworzące Lewicę środowiska, wyborcy oczekują jednego: tego, że lewicowa koalicja wystawi jedną osobę i zgodnie, wspólnie będzie pracować na jej sukces. Biorąc to pod uwagę niedawna jednostronna, jak wszystko na to wskazuje, akcja Roberta Biedronia, który w swoich mediach społecznościowych umieścił post z własnym wizerunkiem, jak z wyborczego plakatu Obamy z 2008 roku, była mocno niefortunna.

Biedroń nie jest jedyną opcją

Czy jednak Biedroń nie jest najbardziej oczywistym i jedynym kandydatem Lewicy? Jest ciągle najbardziej prawdopodobnym i być może cały czas najbardziej rokującym, ale już nie jedynym. Od początku roku, gdy wydawał się naturalnym kandydatem w przyszłorocznych wyborach trochę się zmieniło.

Projekt Biedronia, Wiosna, średnio poradził sobie w kampanii do Parlamentu Europejskiego i osiągnął w nich rozczarowujący wynik. Następnie Biedroń zupełnie niepotrzebnie zamotał się w kwestii oddania mandatu do europarlamentu – przez nikogo o to nie pytany złożył obietnicę, z której następnie zaczął się wycofywać.

Ostatni sondaż IBRiS dla WP.pl daje Biedroniowi poparcie rzędu 8,9% w pierwszej turze. To mało – mniej niż Lewica uzyskała w wyborach parlamentarnych. Mniej niż gromadzi Władysław Kosiniak-Kamysz – lider partii, która od Lewicy uzyskała gorszy wynik wyborczy i cały czas słabiej radzi sobie od niej w sondażach.

Oczywiście, decyzji o tym kto ma być jej kandydatem lub kandydatką na prezydenta żadna formacja nie może podejmować na podstawie jednego sondażu. Wszystkie sondaże w listopadzie 2014 roku dawały pewne zwycięstwo Bronisławowi Komorowskiemu. Jak się skończyło – wiemy. Wyborów nie wygrywają sondaże i spekulacje, ale dobra kampania. W tej Biedroń spokojnie mógłby nadrobić straty i powalczyć co najmniej o mocne, trzecie miejsce.

Pod jednym warunkiem: musi rozpoznać swoje słabe punkty i popracować nad nimi. Na razie największe słabości Biedronia to po pierwsze, problemy z wiarygodnością (sprawa nieszczęsnego mandatu), po drugie pewien brak powagi, utrudniający postrzeganie lidera Wiosny jako kandydata na męża stanu prezydenckiej miary. Niestety, post z Biedroniem-Obamą, przedwcześnie ujawniający prezydenckie zamiary europosła, zamiast pomóc w rozwiązaniu tych problemów, tylko je wzmacnia.

Zwłaszcza ten związany z brakiem powagi. Porównywanie się przez byłego prezydenta Słupska do Obamy łatwo bowiem wyśmiać jako niedojrzałą megalomanię. Owszem, można nawet bronić tezy o pewnych podobieństwach Obamy i Biedronia. Kariery obu polityków daje się przedstawić jako symbol przemian, jakim podlegają ich społeczeństwa.

Obama został pierwszym czarnoskórym prezydentem państwa zbudowanego na niewolnictwie i dziedzictwie systemowego, sankcjonowanego przez prawo rasizmu, ciągnącego się co najmniej do ustaw o prawach obywatelskich z lat 60., jeśli nie dłużej. Czarny prezydent w Białym Domu był potężnym emancypacyjnym symbolem. Podobnie byłoby z prezydentem Biedroniem – homoseksualnym, żyjącym w związku z partnerem, prezydentem kraju uchodzącego na świecie za fundamentalistycznie katolicki. Ale takie porównania powinny padać w narracjach towarzyszących Biedroniowi, sam nie może otwarcie sprzedawać w ten sposób swojej mitologii. Dobre polityk nie wychwala się sam, tylko umie sobie zapewnić korzystną narrację.

Dbać o jedność

Przy tym takie przedwczesne, jednostronne deklaracje w naturalny sposób będą drażnić pozostałych partnerów z Lewicy. Na razie ich reakcje są stonowane, jeśli działania Biedronia wywołują wewnętrzne konflikty, to są one pod kontrolą – ale jak mówi przysłowie lepiej nie wywoływać wilka z lasu.

Lewica mogła wrócić do Sejmu tylko dlatego, że się zjednoczyła. Jej elektorat oczekuje współpracy i zgody. Zrozumiała to partia Razem, która podjęła niełatwą dla części aktywu decyzję, by w Sejmie IX kadencji utworzyć wspólny klub parlamentarny z SLD. W zamian za to pozostali partnerzy muszą uszanować podmiotowość Razem w procesie wyboru i ogłoszenia wspólnego kandydata lub kandydatki Lewicy w wyborach prezydenckich.

W tym kontekście mówi się obok Biedronia najczęściej o Adrianie Zandbergu. Czy byłby lepszym kandydatem? Na pewno lepiej wypada w debatach, jako prezydent byłby świetnie merytorycznie przygotowany do pełnienia urzędu. Jednocześnie Zandberg ciągle ma problemy z rozpoznawalnością, jak na realia wyborów prezydenckich w Polsce może też być po prostu zbyt ideowo wyrazisty. O ile lider Razem lepiej radzi sobie od Biedronia w telewizyjnych debatach, to słabiej wypada w bezpośrednich kontaktach z elektoratem, jest znacznie mniej ludowy.

Biorąc pod uwagę fakt, iż wszystko wskazuje na to, że SLD i Wiosna wkrótce się połączą, kandydatura Biedronia wydaje się naturalna, jako manifestacja jedności nowej formacji. Tym nie mniej, wszystkie tworzące dziś Lewicę podmioty muszą mieć poczucie, że decyzję podjęły wspólnie, że wszystkie ich uwagi i interesy zostały uwzględnione. Bo kampania nie będzie łatwa i każdy kandydat Lewicy będzie musiał zmobilizować do pracy jak najszersze zaplecze – nie tylko swoje własne.

A może by tak kobieta?

W prezydenckim rachunku jest jeszcze jeden ważny czynnik: płeć. Wiele wyborców i jeszcze więcej wyborczyń Lewicy oczekuje od niej, że będzie siłą pracującą na rzecz większej obecności i widoczności kobiet w polityce. Zwłaszcza na pozycjach, które naprawdę się liczą. Ta część elektoratu miała już do Lewicy pretensje o "trzech tenorów”, nie jest też specjalnie zadowolona z faktu, że zarówno kandydatem Lewicy do prezydium Sejmu, jak i szefem jej klubu w izbie niższej parlamentu zostaną mężczyźni: Włodzimierz Czarzasty i Krzysztof Gawkowski. Dobra kandydatka na prezydentkę pozwoliłaby też powalczyć o część liberalnego elektoratu, który chce kobiet w polityce.

Czy Lewica ma takie kandydatki? Nikogo oczywistego o już wysokiej rozpoznawalności. Ale takie polityczki, jak Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, czy Magdalena Biejat mają wielki polityczny potencjał i pokazały, jak świetnie radzą sobie w kampanii. Lewica ma ogłosić decyzję na przełomie listopada i grudnia. Nie powinna się z tym nadmiernie ociągać, ale i spieszyć. Idealnie byłoby podejmować decyzję z wiedzą o tym kogo wystawi KO.

Jeśli mimo wszystko zamiast Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (dziś najbardziej prawdopodobna kandydatka) partia Schetyny postawi na mężczyznę (ostatnio najczęściej mówi się w tym kontekście o Radku Sikorskim) to może naprawdę warto by pomyśleć o lewicowej kandydatce. Jeśli będzie jedyną kobietą w wyścigu może nie tylko szybko nadrobić deficyty rozpoznawalności, ale i sporo zyskać u niekoniecznie dziś związanych z Lewicą wyborczyń i wyborców.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)