Mafijne zagrywki rikszarzy
Przebijają opony, grożą spaleniem roweru lub pobiciem.
Na ul. Piotrkowskiej między rikszarzami dochodzi do spięć, gróźb, a nawet pobić.
„Dzicy”, czyli pracujący najczęściej na czarno rikszarze, opanowali miejsce postojowe przed sklepem „Magda” na skrzyżowaniu ul. Piotrkowskiej i Jaracza. Tam nie ma prawa zaparkować żadna inna riksza z dużej firmy.
– Tu codziennie toczy się walka o niemałe pieniądze – mówią rikszarze pracujący legalnie. – „Dzicy” przeganiają nas, bo nasze riksze są ładne, w dobrym stanie technicznym i zadbane. Dlatego, gdy tutaj stawaliśmy, klienci wybierali nasze pojazdy. Teraz konkurencji już nie mają, bo swoimi gangsterskimi metodami przepędzili nas.
Rikszarze stojący przed sklepem nie są rozmowni.
– Nie udzielamy żadnych wywiadów – mówią. – Mamy taką niepisaną umowę, że w tym miejscu stoimy my. I to wszystko na ten temat... Łódzkich rikszarzy można podzielić na dwie grupy. Zrzeszonych w dużych i mniejszych legalnie działających firmach oraz niezrzeszonych, którzy pracują na czarno – ci albo mają swoje pojazdy (ale to rzadkość), albo wynajmują je od innych osób za 15 – 20 zł dziennie.
– Zastraszanie, grożenie pobiciem, czy spaleniem pojazdu jest przestępstwem – mówi Marek Machwitz z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi. – Osoby, w stosunku do których kierowano takie pogróżki, powinny zgłosić się na policję. Wtedy funkcjonariusze będą mogli zająć się sprawą.
– Boimy się iść z tym na policję – mówią rikszarze. – Chcemy tu pracować, mamy na utrzymaniu rodziny. A jeździmy przecież nie tylko w dzień, ale również wieczorami i nocą. Kto zagwarantuje nam wtedy bezpieczeństwo?