Macron robi "porządek" z migrantami. Le Pen triumfuje
W maju tego roku Marine Le Pen zdecydowanie przegrała z Emmanuelem Macronem walkę o prezydenturę. Ale dziś ogłasza swoje polityczne zwycięstwo, bo nowy prezydent Francji spełnia jej obietnice twardej polityki wobec imigrantów. Deportacje odbywają się w rekordowym tempie, obozy migrantów są systematycznie rozmontowane, a lotne kontrole sprawdzają ich legalność pobytu.
27.12.2017 | aktual.: 27.12.2017 14:15
Jeszcze w lipcu Macron zapowiadał, że do końca roku oczyści ulice francuskich miast z koczujących na ulicach migrantów. Głównym złożeniem planu miało być umieszczenie ich w wykupionych przez państwo i przerobionych na ośrodki dla migrantów hotelach. Ale w miarę jak zbliża się koniec roku, władze coraz częściej stosują bardziej siłowe rozwiązania. Tak siłowe, że ekspert ds. imigracji Patrick Weil z Krajowego Centrum Badań Naukowych (CNRS) stwierdził, że podejście Macrona wobec przybyszy jest "najbardziej ekstremalnym od czasów wojny".
- Macron tweetuje o prawach człowieka i uchodźcach w ciągu dnia, a w nocy daje wprost przeciwne rozkazy - powiedział politilog telewizji BFM TV.
Jak podaje agencja AP, francuskie władze "dokręcają śrubę" przebywającym we Francji imigrantom ekonomicznym. Po rozłożeniu "Dżungli", niesławnego dzikiego obozu w Calais, francuska policja w ostatnim czasie rozmontowała podobne miejsca, gdzie gromadzili się migranci, zarówno w rejonie kanału La Manche, jak i w Paryżu. Mieszkańcy tych obozów często potem znajdują sobie miejsce w schroniskach. Ale i tam docierają do nich przedstawiciele władz. Służby przeprowadzają w nich lotne kontrole, sprawdzając dokumenty, by sprawdzić czy są uprawnieni do przebywania we Francji. Podobne kontrole zaczęły funkcjonować też np. przy punktach poboru opłat przy drogach wyjazdowych z francuskiej stolicy.
Minister spraw wewnętrznych Gerard Collomb polecił swoim podwładnym, by zwiększyli tempo rozpatrywania wniosków o azyl - a co za tym idzie, deportacji tych, którzy azulu nie otrzymują (jest ich ok. 2/3). Tempo będzie jeszcze szybsze, bo administracja Macrona w grudniu zgłosiła projekt ustawy, która ma na celu uproszczenie procedur. Jak zapowiada Collomb, jeśli nowa ustawa nie powstanie, Francji grozi kryzys, bo sytuacja już teraz jest "wybuchowa".
Takie podejście wzbudza jednak sprzeciw obrońców praw człowieka.
- Rząd chce tylko więcej deportacji i by były one szybsze. Ale nie bierze pod uwagę kondycji ludzi w trudnej sytuacji - powieidział rzecznik praw obywatelskich Jacques Toubon, cytowany przez AP. Zadowolenia nie kryje natomiast rywalka Macrona Marine Le Pen, która uważa to za swoje polityczne zwycięstwo.
Ale to tylko część szerszej polityki ograniczania liczby imigrantów francuskiego prezydenta. To on był jednym z głównych inicjatorów szczytu UE-Afryka, podczas którego zdecydowano się ustanowić punkty wczesnego "przesiewania" imigrantów już w państwach środkowej Afryki, tysiące kilometrów od Europy. Z inicjatywy Macrona zawarto też szereg porozumień z afrykańskimi państwami, tworzącymi tzw. "grupę G5", przez które przebiegają główne szlaki migracyjne. Wedle nich, z przemytnikami ludzi będą walczyć żołnierze tych państw - z wydatną pomocą sił Francji i Włoch. Umowy te bywają etycznie wątpliwe. W sierpniu okazało się, że zatrzymywani przez sudańskie służby migranci są tam poddawani chłoście. W Libii zaś pomoc Europy trafia do rąk lokalnych zbrojnych milicji.
Dla Macrona przede wszystkim jednak liczy się skuteczność. A zdecydowane działania wobec migrantów politycznie się mu opłacają. Według sondażu ośrodka Fondapol, aż 60 procent Francuzów uważa, że imigracja negatywnie wpłynęła na ich życie.
- Dotarliśmy do punktu, gdzie ten problem domaga się wyraźnej odpowiedzi. Nawet lewicowi wyborcy generalnie postrzegają imigrację jako zagrożenie - powiedział "Financial Times" szef Fondapolu Dominique Reynie. - Macron nie może pozwolić sobie nie prowadzić twardej polityki - dodał.