Ma stwierdzoną częściową niezdolność do pracy. Renty z ZUS nie dostał. Przez ustawę
Pan Marek ciężko pracował przez 37 lat. Odprowadzał składki na fundusz rentowy. I choć stwierdzono u niego częściową niezdolność do pracy, renty nie otrzymał. Walczy o nią od sześciu lat, ale na drodze wciąż stają przepisy jednej ustawy. - Toniemy w długach bez grama naszej winy - mówi WP jego żona.
03.03.2019 12:41
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Marek Klemczak pracę zawodową zaczął w 1975 roku. Pracował fizycznie. - Pod koniec 2012 roku czułem, że jestem bardzo osłabiony. Dokuczał mi ból w kręgosłupie, ból głowy, bóle w klatce piersiowej. Nie dopuszczałem do siebie myśli, że jestem chory. Uważałem, że samopoczucie jest następstwem przemęczenia - mówi WP pan Marek.
Wyniki badań nie były zadowalające. - Lekarz kardiolog stwierdził, iż mam nadciśnienie tętnicze. Neurolog zdiagnozował znaczne zmiany zwyrodnieniowe w kręgosłupie. Bezoperacyjne. Byłem tymi przekazami załamany - wyznaje mężczyzna. - Uważałem, że jestem silnym, zdrowym człowiekiem, a nie schorowanym mężem, ojcem, dziadkiem - dodaje.
Na jednej z wizyt kardiolog stwierdził, że stan zdrowia pana Marka będzie się tylko pogarszał. Zaproponowano, aby złożył dokumenty do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych wnioskując o rentę. Mężczyzna wahał się. Do dnia, kiedy zasłabł i przewrócił się na ulicy. - W marcu 2013 roku złożyłem wymagane dokumenty w ZUS - mówi. Orzecznicy ZUS stwierdzili, że jest zdolny do pracy.
Razem z żoną, Małgorzatą, zdecydował, że od decyzji ZUS złożą odwołanie do sądu. Był marzec 2013 roku.
Po latach uznano częściową niezdolność do pracy
W 2015 roku pani Małgorzata załączyła do toczącej się w sądzie sprawy epikryzę (analizę postępowania lekarskiego) od kardiologa, który stwierdził, że pan Marek przebył cichy zawał. Z opinii nie wynikało jednak, kiedy zawał faktycznie miał. W konsekwencji sąd umorzył postępowanie, zwracając akta do ZUS - uznając dokument jako nową okoliczność. Komisja ZUS ponownie, mimo to, uznała zdolność mężczyzny do pracy. Ponownie państwo Klemczak odwołali się do sądu. Biegli stwierdzili w końcu niezdolność do pracy, ale tylko częściową, uznawaną od stycznia 2015 roku.
Zgodnie z art 58 Ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, chcąc uzyskać świadczenie przy częściowej niezdolności do pracy, pan Marek musi wykazać pięcioletni okres składkowy i nieskładkowy nie z całości przepracowanych lat, tylko z 10 ostatnich lat do momentu określenia niezdolności. Czyli w tym przypadku od stycznia 2005 do stycznia 2015 roku.
Panu Markowi zaliczono łącznie 4 lata 9 miesięcy i 21 dni okresu składkowego oraz nieskładkowego. Zabrakło zaledwie kilkunastu dni, aby świadczenie uzyskać. Mimo że mężczyzna pracował ponad 30 lat.
Po kolejnych odwołaniach sąd uznał panu Markowi pięcioletni okres składkowy. Barierą został inny przepis. Zgodnie z art. 57, aby otrzymać świadczenie, niezdolność do pracy musiałaby zostać orzeczona w okresie ubezpieczenia lub w ciągu 18 miesięcy od momentu ustania tego okresu. A tak się nie stało, bo pan Marek przestał być czynny zawodowo w 2013 roku.
Przez te przepisy pan Marek nie otrzymał z ZUS ani złotówki.
"Toniemy w długach"
Pani Małgorzata walczy o to, by uznano całkowitą niezdolność do pracy jej męża. Skierowała kolejne odwołanie do sądu. Uznanie całkowitej niezdolności pozwoliłoby na pominięcie przepisów z art. 57 i 58.
W tym roku pan Marek skończy 62 lata. Do emerytury pozostały jeszcze trzy. - Wizja, że przez ten okres nie otrzyma żadnego świadczenia, wypaliła nas okrutnie - wyznaje pani Małgorzata. Małżeństwo utrzymuje się jedynie z dochodów kobiety. A sama również jest po poważnej kontuzji.
- Toniemy w długach bez grama swojej winy. Nie pojmę, dlaczego osoba, która przepracowała 37 lat, jest wykluczona społecznie przez absurdalne przepisy funkcjonujące przez 20 lat - wyznaje.
Kobieta zwróciła się do Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej. Otrzymała odpowiedź ze wskazaniem, że może prosić o pomoc opiekę społeczną. - Czy to jest normalne? Dlaczego osoba, która lokowała swoje składki na świadczenia rentowe przez tyle lat, nie jest objęta ochroną? - pyta pani Małgorzata.
Wystosowała również list otwarty do premiera Mateusza Morawieckiego, prezydenta Andrzeja Dudy i parlamentarzystów. Prosi w nim o nowelizację Ustawy z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Na list otrzymała odpowiedź Senatu, który jako organ właściwy wskazał Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej. Poinformowano także, że "obecnie w parlamencie nie są prowadzone prace legislacyjne w postulowanym przez Panią zakresie".
- Nam zdrowia już nikt nie wróci. Marzę, aby inni zostali objęci poprawną opieką, by ta nasza walka przetarła szlak ludziom z tymi samymi problemami - wyznaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl