Łukaszenką w Tuska, Putinem w PiS. Mińsk i Moskwa wykorzystują kolejną wielką kłótnię w Polsce
Rosyjski i białoruski reżim znów dostał od polskich polityków narzędzia do destabilizacji sytuacji w naszym kraju. Asem w rękawie PiS tym razem okazał się... Aleksander Łukaszenka. Eksperci nie mają wątpliwości: to oblany test klasy politycznej w Polsce.
Przedstawiciele władz PiS - przy wsparciu swoich zwolenników w mediach społecznościowych - "odkopali" archiwalny wywiad z Aleksandrem Łukaszenką, który o Donaldzie Tusku mówi jako o "silnym polityku", a liderów PiS - wyśmiewa. Dla partii Jarosława Kaczyńskiego to dowód na to, że białoruski dyktator… wspiera powrót byłego premiera do władzy. Z kolei PO pyta publicznie premiera Mateusza Morawieckiego, kim dla niego jest Putin.
Ale to partia rządząca jest dziś w natarciu. Jej członkowie w social mediach rozpowszechniają nagranie z 2021 roku, w którym prezydent Białorusi docenia polityczną siłę Tuska, a liderów obozu władzy w Polsce - Andrzeja Dudę, Jarosława Kaczyńskiego, Mateusza Morawieckiego - nazywa "szalonymi".
Narrację PiS podchwyciły sprzyjające formacji rządzącej media. Żadne jednak nie informuje, że słowa Łukaszenki pochodzą z ubiegłego roku i nie mają nic wspólnego z toczącą się dziś wojną w Ukrainie.
Te publiczne oskarżenia padają w momencie, gdy Rosja dokonuje kolejnych bestialskich ataków na Ukrainę, a Białoruś grupuje wojska przy granicy z NATO oraz przestrzega Polskę i kraje bałtyckie przed pomocą napadniętemu państwu. Komentatorzy ostrzegają: to wpisywanie się w plan Kremla i Mińska. Ten plan jest jasny: dzielić obywateli w Polsce, eskalować konflikt w naszym kraju i zaogniać sytuację na Zachodzie.
Ekspertka: to oznaka słabości PiS
Dr Anna Materska-Sosnowska z Wydziału Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego uważa jednak, że w działaniach PiS i PO, polegających na wzajemnym oskarżaniu się o sprzyjanie Putinowi i Łukaszence, nie ma symetrii.
- W tych działaniach nie ma równowagi. To PiS próbuje wykorzystać sytuację, by przypisać sobie zasługi za działania na rzecz Ukrainy, a jednocześnie odeprzeć uzasadnione zarzuty o to, że to przecież ważny polityk PiS nazywał Łukaszenkę "ciepłym człowiekiem", a premier Mateusz Morawiecki atakuje Unię Europejską. PiS przez lata prowadziło politykę, która wpisywała się w politykę rosyjską: antyunijną, nacjonalistyczną, ksenofobiczną - przekonuje w rozmowie z Wirtualną Polską dr Anna Materska-Sosnowska.
Jak przypomina nasza rozmówczyni, to jeden z głównych doradców Jarosława Kaczyńskiego - europoseł PiS prof. Zdzisław Krasnodębski - mówił niedawno, że to cywilizacja zachodnia jest większym zagrożeniem dla Polski niż cywilizacja wschodnia. - Dziś obserwujemy próby odcięcia się od tego przez PiS, a jednocześnie widzimy próby powiązania Donalda Tuska i Platformy Obywatelskiej z Niemcami i z Rosją. Czy to jest skuteczne? W telewizji rządowej - na pewno tak. W szerszym odbiorze - nie sądzę. Żadne badania na to nie wskazują - przyznaje dr Materska-Sosnowska.
Analityczka uważa, że działania PiS są "bardzo krótkowzroczne". Jednocześnie twierdzi, że PiS próbuje odsunąć uwagę od krytyki pod adresem premiera Mateusza Morawieckiego, który - zdaniem dr Materskiej-Sosnowskiej - "w sposób skandaliczny w Madrycie na konwencji partii VOX uderzał w UE, zwłaszcza w obliczu wojny za naszą wschodnią granicą", gdy demokratyczna Europa powinna być zjednoczona. Dr Anna Materska-Sosnowska zauważa, że podobny przekaz wybrzmiał na tym samym wydarzeniu z ust Viktora Orbana czy Donalda Trumpa.
- PiS głośno krzyczy o swojej antyrosyjskiej postawie, a z drugiej strony wzmacnia przyjaciół Putina. To jest brak logiki - mówi w rozmowie z WP dr Anna Materska-Sosnowska. Dodaje, że wyciąganie dziś przez PiS archiwalnych słów Łukaszenki wyjętych z kontekstu są oznaką słabości partii rządzącej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert: PiS przesadza. Odpowiedzialność leży po stronie Kaczyńskiego
Nieco inaczej sytuację widzi kolejny rozmówca Wirtualnej Polski, prof. Antoni Dudek z Uniwersytetu Kardynała Stanisława Wyszyńskiego. - Problem polega na tym, że to licytowanie się na oskarżenia bez pokrycia. Dziś mówienie o tym, że PiS z Jarosławem Kaczyńskim czy PO z Donaldem Tuskiem są partiami prorosyjskimi czy wspierającymi Łukaszenkę, jest po prostu absurdalne - uważa politolog.
Jak dodaje nasz rozmówca, "mimo że jesteśmy krajem potwornie podzielonym, to od 24 lutego jest jasne, że polscy politycy, pomijając takie postaci jak Braun czy Korwin-Mikke, stoją po stronie Ukrainy i przeciwko Rosji". - To jest twardy fakt. Natomiast oczywiście dla sztabów partii politycznych jest on mało atrakcyjny. Te sztaby muszą więc potęgować polaryzację, nieustannie muszą karmić swoich wyborców opowieściami o tym, że ta "druga strona" to "najgorsza możliwa rzecz pod słońcem". I zdaniem tychże sztabów wojna jest idealnym polem do tego, by kreować tego typu spór - tłumaczy prof. Antoni Dudek.
Jednocześnie analityk przyznaje, że w kontekście historycznym to PiS jest w nieco lepszej pozycji od PO, bo to Donald Tusk próbował kiedyś "dokonać resetu relacji z Rosją". - Kaczyński ma w swoim życiorysie tylko jedną prorosyjską wypowiedź, gdy mówił o "przyjaciołach Rosjanach". Niemniej to opozycja może dziś używać argumentu, że to PiS zdemolował relacje z UE, co niewątpliwie sprzyja pośrednio Rosji, która chce Unię rozbić od środka - wyjaśnia prof. Dudek.
Nasz rozmówca podsumowuje, że w tym przypadku to jednak PiS przesadza, próbując "sprzedawać swoim wyborcom spreparowaną demagogię". Prof. Dudek uważa, że to jest działanie "nieodpowiedzialne". - Bardzo źle się dzieje, że polityka zagraniczna stała się zakładnikiem polityki wewnętrznej. Ale tak działa Jarosław Kaczyński, który od zawsze twierdzi, że polityka zagraniczna musi być służebna wobec krajowej - mówi politolog z UKSW.
PO odpowiada: to działanie szatańskie
Politycy PiS nie zamierzają rezygnować ze "sklejania" Donalda Tuska z dyktatorami zza wschodnich granic. - Nasza konkurencja postanowiła dokonać operacji "przefarbowania" i kompletnej zmiany rzeczywistości. Musimy więc bardzo jasno mówić, co jest alternatywą dla rządów PiS. Przypominać, że Donald Tusk, który dziś stroi się w piórka przestrzegającego Europę przed Rosją, rusofobicznego polityka, jest tak naprawdę człowiekiem podejmującym decyzje zbieżne z interesem Rosji - mówił niedawno dziennikarzowi Wirtualnej Polski rzecznik PiS Radosław Fogiel.
W ślad za nim politycy PiS przypominają wypowiedzi Donalda Tuska sprzed wielu lat, kiedy mówi m.in. o potrzebie odbudowania relacji z Rosją. "Polska, póki jestem premierem polskiego rządu, nie stanie na czele antyrosyjskiej krucjaty" - przyznał w 2014 roku obecny lider PO.
Platforma Obywatelska odpiera powtarzane przez PiS zarzuty o rzekomą prorosyjskość Donalda Tuska. I sama publikuje spot, przytaczając antyunijne wypowiedzi Mateusza Morawieckiego (m.in. o UE jako "transnarodowej bestii") i pytając, czy polski premier stoi po stronie Putina.
Rzecznik PO Jan Grabiec w rozmowie z Wirtualną Polską przekonuje, że to właśnie ten spot - a także wpis Donalda Tuska na Twitterze - tak rozsierdził PiS, że przedstawiciele tej partii zdecydowali się "odkopać" archiwalne i "wyjęte z kontekstu" słowa Aleksandra Łukaszenki.
- Jesteśmy przyzwyczajeni do zarzutów PiS, że za wszelkie nieudolne działania obecnego rządu odpowiada Donald Tusk. A mówiąc poważnie: uczestniczenie przez PiS w białorusko-rosyjskiej propagandzie, rozpowszechnianie kłamstw Łukaszenki czy Putina, jest przekroczeniem kolejnej bariery ze strony Kaczyńskiego i jego partii - mówi Wirtualnej Polsce Jan Grabiec.
Rzecznik PO podkreśla, że Łukaszenka próbuje podzielić Polaków, a dla partii rządzącej "stał się dziś głównym punktem odniesienia". - To ze strony PiS działanie zaiste szatańskie. Oni tym samym próbują przykryć kompromitującą wyprawę madrycką premiera Morawieckiego, który przyjaźni się z liderami antyunijnych i proputinowskich partii w Europie. Tweet Tuska na ten temat musiał wywołać wściekłość w szeregach PiS - przekonuje Jan Grabiec.
Jak dodaje nasz rozmówca, "PiS, utrzymując sojusz z antyunijnymi formacjami, naraża dziś bezpieczeństwo Polski". - Zawsze będziemy piętnować te działania szkodzące naszemu krajowi - mówi rzecznik Platformy.
Mińsk i Moskwa dążą do zaostrzenia nastrojów w Polsce
Zaogniony spór toczący się między polskimi politykami wykorzystują Rosja i Białoruś - zauważa ekspert ds. informacji Michał Marek.
- Na wstępie warto podkreślić, iż białoruski aparat propagandowy zintegrowany jest z aparatem rosyjskim. Operacje informacyjno-psychologiczne, które prowadzone są przeciwko Polsce, a które w jakimkolwiek stopniu odnoszą się do Białorusi - np. wyjazd na Białoruś Emila Cz. oraz Marcina M. - wskazują na zasadniczą rolę służb rosyjskich w danym procederze - mówi Wirtualnej Polsce autor monografii "Operacja Ukraina".
Jak przekonuje nasz rozmówca, strona białoruska wraz z rosyjską wykorzystują sytuacje dotyczące polskiej debaty politycznej na potrzeby rynku wewnętrznego. - Sprowadza się to do wychwytywania korzystnych z perspektywy Moskwy i Mińska wypowiedzi niektórych polskich polityków - słowa, czasem poddawane manipulacjom, wykorzystywane są do uwiarygodniania narracji propagandowych - mówi Michał Marek.
Jak dodaje, na kierunku zewnętrznym, Rosjanie i Białorusini starają się wzmacniać polaryzację polskiego społeczeństwa. - Kluczowymi kierunkami są stymulowanie nastrojów antyrządowych, w oparciu o kryzys surowcowy i widmo wybuchu III wojny światowej, stymulowanie nastrojów antyamerykańskich i antyukraińskich, które również odnoszą się do wzbudzania fermentu społecznego skierowanego przeciwko prozachodnim i proukraińskim elitom politycznym. Dotyczy to zarówno ekipy rządzącej, jak i wiodących partii opozycyjnych - wyjaśnia ekspert ds. dezinformacji.
Jak mówi, poprzez operacje, takie jak te związane z kryzysem migracyjnym, który jest elementem kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, Mińsk i Moskwa dążą do zaostrzania debaty politycznej w Polsce.
- Warto zwrócić uwagę na to, jak reagowały niektóre media i politycy w pierwszej fazie kryzysu migracyjnego. Dochodziło wówczas do powielania białoruskich i rosyjskich narracji propagandowych, co związane było z próbą uderzenia w przeciwników politycznych (np. przekazu o rzekomej odpowiedzialności Polski za śmierć migrantów). Rosjanie i Białorusini wyciągają wnioski z tych działań i wykrywają czułe punkty naszego społeczeństwa, uwzględniając preferencje polityczne obywateli - zauważa Michał Marek.
W ten sposób nasi przeciwnicy zza wschodniej granicy pozyskują wiedzę, która pozwala z większym lub mniejszym skutkiem podejmować działania z zakresu wpływu na polską debatę polityczną.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski