Ludzie Tymińskiego łowią na kasę
Ogólnopolska Koalicja Obywatelska wspierająca Stanisława Tymińskiego w walce o prezydenturę, oferuje pracę w komisjach wyborczych. By ją uzyskać, nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji ani określonych poglądów. Wystarczy... przynieść 30 podpisów pod listami z poparciem - informuje "Głos Wielkopolski".
25.06.2005 | aktual.: 25.06.2005 07:31
Tym samym OKO, prowadząc własną kampanię, proponuje zajęcie płatne z budżetu państwa. Dieta dla członka komisji to około 140 złotych za dzień pracy - kwota dla wielu nie do pogardzenia.
OKO planuje start w wyborach do Sejmu i Senatu. A do obu kampanii potrzebne są podpisy. Na jednej z list - przeznaczonej dla przyszłego kandydata w wyborach do Senatu - miejsce, w którym powinno znajdować się nazwisko kandydata, jest puste. A to jest naruszeniem prawa. Zresztą i sama zasada "kupowania" podpisów, choć zawoalowana, łamie reguły ordynacji wyborczej.
- W Poznaniu i powiecie jest 515 komisji. Możemy desygnować osoby do każdej z nich, mówi Piotr Zalewski, koordynator kampanii wyborczej OKO w Wielkopolsce. - Mamy już doświadczenia z wyborów do Parlamentu Europejskiego. Każdy, kto przyniósł podpisy i komu obiecaliśmy pracę, dostał ją. Nie było żadnego losowania. W całym Poznaniu odpadła tylko jedna osoba, bo nie miała odpowiedniego zameldowania. Mało tego! W wielu powiatowych komisjach chętnych było mniej niż miejsc. Nikogo nie oszukujemy.
- Ale pośrednio kupujecie podpisy na listach. To co najmniej etycznie wątpliwe, prawda? - zapytał dziennikarz "Głosu Wielkopolski". - Nieprawda, zaprzeczył indagowany. Owszem obiecujemy, że kto przyniesie 30 podpisów, ten dostanie pracę. Ale to nie jest kupowanie głosów, tylko integracja elektoratu.
Pytany, co się stanie, jeśli ktoś przyniesie sfałszowane podpisy, Zalewski twierdzi, że jego komitet trzyma rękę na pulsie. - Odnotowujemy, kto przynosi poszczególne listy i to ta osoba będzie odpowiadała za ewentualne fałszerstwa. Ale to się nie opłaca. Jeśli ktoś by nas oszukał, straciłby szanse na takie pieniądze - mówi. I dodaje, że za otrzymanie pracy ręczy "swoją polityczną głową".
Dyrektor poznańskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego, Marek Pudliszak, twierdzi tymczasem, że żaden komitet nie może gwarantować pracy w komisjach, bo w przypadku większej liczby chętnych odbywa się losowanie. Poważniejszym problemem, jego zdaniem, jest jednak sama propozycja płacenia za podpisy. - Prawo tego wyraźnie zabrania - zaznacza. Za naruszenie tego przepisu grozi sankcja grzywny od 1000 do 10.000 złotych. Taką karę orzec może jedynie sąd.
- Jeszcze większym nadużyciem jest zbieranie podpisów na liście in blanco, bez nazwiska kandydata. Udzielający poparcia musi wiedzieć, pod czyją kandydaturą się podpisuje - mówi Pudliszak. Tajemnica pustego miejsca wynika stąd, że, jak przyznają działacze OKO, ugrupowanie to nie ma jeszcze własnego kandydata.(PAP)