Łodzianie walczą o pieniądze za auta zniszczone w dziurach
"Jadę sobie spokojnie dziurą, a tu nagle asfalt". "Dynamiczny rozwój łódzkiej sieci dróg? Codziennie nowa dziura"- to żarty z forum odkorkujmymiasto.pl, gdzie łódzcy kierowcy mogą narzekać na dziurawe jezdnie.
O tym, jak bardzo narzekają, niech świadczy fakt, że wyrw nie nazywa się już nawet kraterami, tylko bramami do drogowego piekła. Nawet łódzcy policjanci przyznają, że tak źle jeszcze nie było.
Tylko od początku roku funkcjonariusze drogówki naliczyli aż 500 ogromnych dziur, które były zagrożeniem dla życia lub zdrowia kierowców. Skrzętnie notowali je w zeszycie, by przekazać Zarządowi Dróg i Transportu. Ale poszli jeszcze dalej, by pomóc łódzkim kierowcom. Zaapelowali o uproszczenie procedur ubiegania się o odszkodowanie za auta zniszczone w dziurach.
- To dlatego, że interweniowaliśmy przy wielu kolizjach spowodowanych nagłym omijaniem dziur. Zbyt wielu - mówi sierż. sztab. Grzegorz Wawryszuk z łódzkiej drogówki.
O skali problemu mówią też mechanicy samochodowi. - Od początku roku miałem ponad dwudziestu klientów, którzy zniszczyli auto wpadając w dziurę. To zdecydowanie więcej niż w ubiegłych latach - mówi Edward Rabionek, właściciel warsztatu napraw. - Jeden z nich zgłosił się w ostatnią środę. Pęknięte opony i dwie felgi pogięte do tego stopnia, że nie dało się ich wyprostować.
Dlatego kierowcy szturmują ZDiT domagając się odszkodowań. - Od początku roku złożono 630 wniosków o odszkodowanie komunikacyjne. W całym 2009 r. było ich 805 - przyznaje Aleksandra Kaczorowska z biura prasowego ZDiT.
Ubezpieczyciel, czyli PZU, wypłacił poszkodowanym w tamtym roku 480 tys. zł. Ale żeby dostać odszkodowanie, trzeba spełnić dwa z trzech warunków, czyli mieć zdjęcie dziury, świadka lub notatkę policji.
- To warunki często niemożliwe do spełnienia. Dlatego zaapelowaliśmy do zarządu dróg, by wystarczyło tylko zdjęcie dziury i notatka kierowcy - mówi sierżant Grzegorz Wawryszuk. - Ze świadkiem nie jest łatwo, zwłaszcza gdy w dziurę wpadnie się w nocy. Wówczas kierowcom zostaje prosić nas o pomoc. Ale my nie zawsze jesteśmy w stanie sporządzić notatkę z miejsca, gdzie zniszczono auto, bo ważniejsze są wypadki i kolizje.
ZDiT na razie jest nieugięty. - Nie będziemy zmieniać warunków. Ustalone przez nas wymogi mają nas chronić przed oszustami chcącymi wyłudzić odszkodowanie - mówi Tomasz Klimczak, rzecznik ZDiT. - Notatka policji jest potrzebna wyłącznie wtedy, gdy funkcjonariusze są na miejscu zdarzenia. Liczy się zatem zdjęcie i świadek. Ale z tym nie powinno być problemu. Teraz prawie w każdym telefonie jest aparat i zwykle podróżuje się z kimś, a nie samemu.
Według nas, to mało przekonujące argumenty, dlatego na naszą prośbę procedurom drogowców przyjrzy się Dariusz Joński, wiceprezydent Łodzi odpowiedzialny za drogi. - W poniedziałek poproszę o spotkanie dyrektora ZDiT i przedstawiciela policji. Może uda się jeszcze raz przeanalizować możliwość zmiany warunków odszkodowania - mówi Dariusz Joński.