Łódzki radny Bartosz Domaszewicz: "Głosujcie, suki"
Bartosz Domaszewicz, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej w Łodzi, pozwolił sobie na niewybredny żart na Instagramie. Wrzucił zdjęcie z sesji rady z podpisem "Vote bitches", co oznacza "Głosujcie, suki". I to w setną rocznicę przyznania Polkom praw wyborczych. Wywołało to oburzenie opozycji i feministek.
Podczas środowej sesji łódzcy radni m.in. uczcili sto lat praw wyborczych kobiet w Polsce. Nadali sali obrad imię Łódzkich Włókniarek. Za stołem prezydialnym usiadł Bartosz Domaszewicz z PO, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej. Zdjęcie z tego wydarzenia zamieścił na Instagramie. Widać na nim, jak wykonuje gest charakterystyczny dla raperów. Fotka opatrzona jest dużym napisem "Głosujcie, suki" w języku angielskim. Już z niknęła z konta samorządowca.
"To była autoironia"
Bartosz Domaszewicz tłumaczy, że nie miał zamiaru nikogo obrazić. Zapewnia, że nie było to nawiązanie do rocznicy wywalczenia praw wyborczych przez kobiety.
- Na tej sesji zajmowaliśmy się też innymi rzeczami. Wiązanie żartobliwego wpisu na prywatnym koncie mediów społecznościowych jest przerysowaniem. W żaden sposób nie odnosiłem się do obrad - powiedział w TVN24. Nazywa to "żartem" i "autoironią". - Żart był kierowany tylko i wyłącznie w moją stronę. Na fotografii widać mnie za dużym, pięknym stołem. A ja od zawsze staram się mieć dystans do samego siebie. I tak jest od lat - powiedział.
Wskazał też, że określenie "vote bitchez" nawiązuje do tekstów raperów i hip-hopowców. - Wychowałem się na tej muzyce. Każdy, kto mnie zna, wie, że to było autoironizowanie - stwierdził.
"Ręce opadają"
- To dowód na wysoki brak kultury - skomentowała sprawę Marta Grzeszczyk, rzeczniczka klubu Prawa i Sprawiedliwości w łódzkiej radzie. I pyta, kogo miał na myśli radny PO: wszystkich radnych czy kobiety zasiadające w radzie?
- Komentarz do publikacji pana samorządowca mogłabym ograniczyć do tego, że ręce opadają. Ale to byłoby zamknięcie oczu na to, z jakim zachowaniem mamy do czynienia – powiedziała stacji Anna Dryjańska, feministka. Nie wierzy w wersję radnego, że to autoironia. - Wydaje mi się, że jest to mało prawdopodobne, żeby sam siebie nazywał "dziwką" i to jeszcze w liczbie mnogiej - powiedziała.
W obronę radnego wziął jeden z dyrektorów łódzkiego ratusza. "W zachodnich systemach demokratycznych (jakby nie było bardziej dojrzałych) dystans w przekazie publicznym w zakresie polityki jest zdecydowanie większy niż w Polsce. Z jednej strony chcemy czerpać wzorce, z drugiej strony ich użycie potrafi niespodziewanie budzić oburzenie. Zatem mamy do czynienia albo z brakiem zrozumienia, albo hipokryzją" - napisał na Facebooku. Pokazał też przykłady kampanii z dystanansem, które były prowadzone w USA przed wyborami prezydenckimi.
Trwa ładowanie wpisu: facebook
Źródło: TVN24
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl