Łódź wypowiada wojnę gapowiczom - grozi komornikiem
Łódź wypowiada wojnę gapowiczom. Zacznie od monitów, a jeśli to nie pomoże - sprawy trafią do sądu, a po wyroku - do komornika. Ten odzyska należne miastu pieniądze za jazdę bez biletu, ale kwota będzie powiększona o tzw. koszty postępowania. Zatem zamiast 100 zł uchylający się od uregulowania kary zapłaci nawet 500 zł.
31.03.2010 | aktual.: 01.04.2010 10:46
W Łodzi bilety w tramwajach i autobusach sprawdzają kontrolerzy dwóch firm. Rocznie nakładają około 100 tys. mandatów. Jazda na gapę kosztuje 100 zł, ale mandat zapłacony w ciągu siedmiu dni - tylko 70 zł. Co oznacza, że na gapowiczach miasto powinno zarabiać rocznie 7-10 mln zł. A zarabia śmieszne kwoty, w zeszłym roku niespełna 2,1 mln zł, podczas gdy na koszty kontroli biletów, czyli firmy, windykację, opłaty wydano z budżetu ponad 4,2 mln zł.
Budżet miasta dokłada do gapowiczów, zamiast na nich zarabiać. Dlaczego? Bo, jak tłumaczyli od lat kolejni szefowie Zarządu Dróg i Transportu, karani masowo pasażerowie mandatów nie płacą, a koszty windykacji są wysokie.
Absurd? Niestety, tak. Biorąc pod uwagę lawinowo spadające wpływy ze sprzedaży biletów - tylko 117 mln zł w roku 2009 - nietrudno zgadnąć, że łodzianie masowo jeżdżą na gapę. A jeżdżą, bo czują się bezkarni. I nadal są bezkarni, czy się to komuś podoba, czy nie.
Radni obecnej kadencji od około dwóch lat wskazywali na absurd po łódzku, czyli fakt dokładania, zamiast zarabiania na kontroli biletów. Bartosz Domaszewicz z PO postulował zwiększenie liczby kontrolerów, narzucenie im limitu, ale żadna propozycja nie została uwzględniona. Teraz postanowiono odzyskać pieniądze, które - na papierze przynajmniej - miasto już zarobiło. Na wystawionych wcześniej mandatach.
Na początek do egzekucji komorniczej trafiło 6 tys. niezapłaconych kar. Kolejne 24 tys. czeka. Komornik, zgodnie z prawem, może zająć konto gapowicza, jego pensję, emeryturę lub rentę. W ekstremalnych sytuacjach ma też prawo zająć wartościowe przedmioty w domu, np. telewizor. Zatem sprawa wydaje się prosta, zwłaszcza że po wyroku sądu miasto może dochodzić swoich praw przez kolejne 10 lat.
Pieniądze ze sprzedaży biletów komunikacji miejskiej i mandatów nie trafiają bezpośrednio na konto MPK, ale do budżetu Łodzi. Wiadomo jednak, że im więcej miasto zarobi na biletach, tym mniejszą kwotę musi wygospodarować na przewozy.
Każdy, kto ma niezapłacony mandat, powinien jak najszybciej uregulować dług. Dla własnego dobra i... kieszeni.
Przeczytaj więcej w internetowym wydaniu "Polski Dziennika Łódzkiego"