PolskaŁódź: umorzono śledztwo ws. ciężarnej, która zginęła pod kołami auta w sylwestrową noc

Łódź: umorzono śledztwo ws. ciężarnej, która zginęła pod kołami auta w sylwestrową noc

Łódzka prokuratura umorzyła śledztwo ws. tragicznego wypadku, do którego doszło rok temu w sylwestrową noc. 67-letni kierowca przejechał wówczas pijaną 31-latkę w dziewiątym miesiącu ciąży. Kobieta i dziecko zmarli w szpitalu. Śledczy uznali, że kierowcy nie można przypisać winy za wypadek. - Biegły psycholog stwierdził, że dla kierowcy była to sytuacja traumatyczna, jego możliwości poznawcze i ocena sytuacji były ograniczone - wyjaśniał w rozmowie z Wirtualną Polską rzecznik prasowy łódzkiej prokuratury okręgowej, Krzysztof Kopania.

Prokuratura uznała, że kierowca, którego auto zostało zaatakowane przez grupę agresywnych osób, mógł nie zauważyć, że kobieta upadła lub położyła się przed samochodem, a atak spowodował, że miał ograniczone możliwości oceny sytuacji.

- To bardzo trudna do oceny sprawa, również w sensie prawnym. Całokształt ustaleń doprowadził jednak prokuraturę do wniosku, że nie ma podstaw, aby przedstawić kierowcy zarzuty i pociągnąć go do odpowiedzialności karnej - powiedział Krzysztof Kopania.

Jak mówił prokurator Kopania w rozmowie z WP, ciężko w tej sprawie jednoznaczne kierować się przepisami ruchu drogowego. - W sprawie dwa razy powoływano biegłych, którzy stwierdzili, że analiza obrażeń, jakich doznała kobieta, nie pozwala jednoznacznie ocenić, czy nastąpiły one wskutek ciągnięcia, potrącenia czy pchania i przejechania. - Obrażenia te nie są charakterystyczne - mówił Kopania. Poinformował, że ekspertyzy biegłych z zakresu ruchu drogowego uzupełniła opinia biegłego psychologa, który stwierdził, iż kierujący działał w sytuacji traumatycznej, w stanie ogromnego stresu i jego możliwości poznawcze oraz ocena sytuacji były w znacznym stopniu ograniczone.

Tragiczna noc sylwestrowa

Do wypadku doszło w sylwestrową noc z 2013 na 2014 r. na ul. Wojska Polskiego w Łodzi. Jak ustalono, grupa agresywnie zachowujących się osób wyszła na drogę, by przywitać Nowy Rok. Zaatakowali m.in. kijami bejsbolowymi samochód, którym 67-letni kierowca toyoty wraz z żoną i wnuczkiem wracali z pokazu fajerwerków. Kierowca, obawiając się o bezpieczeństwo, próbował odjechać z tego miejsca, był trzeźwy.

Okazało się, że przejechał 31-letnią kobietę w dziewiątym miesiącu ciąży. Ranną przewieziono do szpitala, gdzie nastąpił poród. Badanie wykazało, że ciężarna była pijana - miała ponad 2,2 promila. Jak powiedział WP Krzysztof Kopania, dziewczynka urodziła się w stanie krytycznym, miała we krwi ponad 0.40 promila alkoholu. Kobieta zmarła w wyniku odniesionych ran, także dziecka nie udało się uratować i zmarło dwa dni później.

Śledztwo w tej sprawie prowadziła Prokuratura Rejonowa Łódź-Polesie. Wśród dowodów są m.in. zeznania świadków - zarówno obiektywnych jak i uczestników zdarzenia, zapisy z kamery video zainstalowanej w samochodzie jadącym za toyotą oraz kilka opinii biegłych m.in. z zakresy medycyny sądowej, ruchu drogowego oraz psychologiczna. Kierowca został też poddany badaniom psychologicznym.

Zeznania świadków rozbieżne

Według prokuratury troje obiektywnych świadków wypadku zeznało, że kobieta świadomie położyła się przed kołami samochodu, aby uniemożliwić dalszą jazdę. Prokurator Kopania w rozmowie z WP potwierdził, że według trojga niezależnych świadków kobieta miała mówić, że "nie pozwoli im odjechać" i położyła się przed autem. Kopania podkreślił, że ci świadkowie to osoby, które w chwili zdarzenia znajdowały się w bardzo bliskiej odległości od samochodu i nie były w żaden sposób związane z żadną ze stron.

Inaczej zeznają zaś osoby, które były napastnikami. Twierdzą, że zachowywali się spokojnie, nie atakowali a kobieta została potrącona. - Te zeznania nie są do końca wiarygodne, bowiem zapisy z różnych kamer, m.in. monitoringu oraz kamery zamontowanej w samochodzie, który jechał za toyotą wskazują, że byli oni jednak agresywni - dodał Kopania w rozmowie z WP. Wiadomo, że osoby te były znajomymi lub członkami rodziny 31-latki.

Kierowca utrzymuje, że nie wiedział i nie widział, że potrącił kobietę. Bojąc się o bezpieczeństwo swoje i rodziny próbował odjechać z miejsca, gdzie został zaatakowany. Zatrzymał się w pewnej odległości i dopiero wtedy zorientował się, co się stało. Twierdził, że miał wrażenie, iż przejechał przez próg zwalniający na ulicy.

Biegły z zakresu ruchu drogowego stwierdził, że choć kierowca jechał do przodu, pomimo że przed maską znajdowały się osoby i powinien czuć opór przed autem, to jednak trzeba wziąć pod uwagę specyficzną sytuację w jakiej się znajdował.

Po zapoznaniu się z zapisami wideo biegły uznał, że moment, kiedy kobieta znalazła się pod kołami samochodu, niezależnie od tego czy się przewróciła, czy świadomie położyła, zbiegł się z silnym uderzeniem w szybę i bok samochodu od strony kierowcy. - To był bodziec, który mógł odwrócić uwagę kierowcy. Momentu upadku czy położenia się kobiety przed maską mógł nie widzieć, bo jego uwaga była skoncentrowana na lewej stronie samochodu i ataku w auto - dodał Kopania.

Natomiast biegły psycholog podkreślił wysoki poziom agresji napastników, który powodował, że mężczyzna mógł czuć poważne zagrożenie dla siebie i swojej rodziny. On także podkreślił, że uwaga kierowcy mogła być odwrócona ze względu na atak. - Psycholog stwierdził, że sytuacja była dla kierowcy traumatyczna - podkreślił prokurator w rozmowie z WP.

- Ta specyficzna sytuacja doprowadziła do wniosku, że kierowca nie był w stanie prawidłowo funkcjonować pod względem sprawnego postrzegania i analizowania rzeczywistości - dodał prokurator. Dlatego też śledczy umorzyli postępowanie. Za spowodowanie wypadku ze skutkiem śmiertelnym grozi kara do ośmiu lat pozbawienia wolności.

Przesłuchany kierowca zeznał, że było dla niego bardzo traumatyczne przeżycie i chce o nim jak najszybciej zapomnieć i dlatego nie złożył wniosku o ściganie napastników ws. uszkodzenia samochodu.

Śledczy nie znaleźli podstaw do wszczęcia postępowania z urzędu. Nie mogą napastnikom przedstawić też np. zarzutu rozboju czy wymuszenia, ponieważ - jak wyjaśnił Kopania - atakujący nie żądali pieniędzy czy auta, tylko po prostu je niszczyli. W takim przypadku śledztwo jest podejmowane tylko po złożeniu wniosku przez pokrzywdzonego.

Zobacz też: Dziecko kobiety, która zginęła w Łodzi, było mocno niedotlenione
Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (153)