Łódź: pobity 60‑latek walczy o życie

Jan Stępniak (60 l.) z Łodzi walczy o życie w szpitalu. Próbował uciszyć pijanych sąsiadów, a ci z zemsty postrzelili go i skatowali. Nie musiało dojść do tej tragedii! Chwilę wcześniej rozhulaną bandę uciszali policjanci.

08.06.2004 | aktual.: 08.06.2004 11:30

Ale... wystraszyli się. "Tylko podkulili ogony pod siebie i odjechali - złości się Zbysława Stępniak (60 l.), żona skatowanego mężczyzny. _ "Gdyby policja wtedy zainterweniowała, choćby wylegitymowała tę bandę, to mój Janek..._ - zalewa się łzami.

"Pacjent jest nieprzytomny. Jego stan jest ciężki. Duża część lewej półkuli mózgu jest nieodwracalnie zniszczona" - mówi dr Elżbieta Dąbrowska, ordynator neurochirurgii w zgierskim szpitalu. "Jeśli nawet przeżyje, będzie kaleką do końca życia."

Przypomnijmy, że w nocy z soboty na niedzielę bracia Tomasz W. (27 l.) i Mariusz W. (30 l.) urządzili ostrą balangę w kamienicy na ul. 1 Maja. Głośna muzyka, bluzgi, awantury. Jan Stępniak próbował ich uspokoić. Gdy nie pomagały prośby, wezwał policję. Przyjechał patrol, ale nawet nie wylegitymował awanturników! "Nie było do tego podstaw."

"Przecież z okien leciały na ulicę butelki i bluzgi na policjantów." - oburzają się sąsiedzi. Poza tym gliniarze doskonale znali typki z mieszkania nr 21, bo wielokrotnie tam interweniowali. Wystraszony patrol odjechał, a wtedy nachlani braciszkowie wybili wszystkie szyby w samochodzie Jana Stępniaka zaparkowanym przed kamienicą. Kiedy mężczyzna wybiegł z posiadanym legalnie pistoletem gazowym, bandyci odebrali mu broń, strzelili w głowę i skakali po całym ciele.

Gdzie byli wtedy policjanci? Dlaczego pozwolili zakatować spokojnego człowieka pod jego własnym domem? I czy trzeba było krwawej ofiary, żeby wzięli się za opryszków? Bo dopiero wtedy gliniarze znaleźli w sobie tyle odwagi, by ich przymknąć. Po naszej wczorajszej publikacji "Hańba policji" w Łodzi zawrzało. Z letargu wyrwał się nawet przebywający na urlopie komendant wojewódzki. Polecił wyjaśnić, czy funkcjonariusze z patrolówki, którzy przyjechali na ul.1 Maja nie popełnili błędów.

"Jeśli były błędy, wyciągniemy konsekwencje" - mówi podinsp. Witold Kozicki. Policjanci z patrolu mają po kilka lat służby. Posterunkowy i starszy posterunkowy zostali już przesłuchani. - "To marna pociecha. Skoro tacy starzy policyjni wyjadacze boją się dwóch pijaków, nie potrafią ich okiełznać, to strach wyjść na ulicę" - komentują sąsiedzi Jana Stępniaka.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)