Licytacja Demokratów - kto bardziej krytykuje Busha
Demokratyczni kandydaci do Białego Domu
atakowali prezydenta Busha za wojnę w Iraku, a później zaczęli kłócić się między sobą, kto jest najbardziej wiarygodny w tej krytyce. Wszystko można było zobaczyć w czasie debaty telewizyjnej w
Phoenix w stanie Arizona.
Emerytowany generał Wesley Clark - który w sondażach przewodzi dziewięcioosobowej stawce kandydatów do partyjnej nominacji prezydenckiej - powiedział, że wojna była niepotrzebna i była wielkim strategicznym błędem dla USA.
"Jest niezrozumiałe, że prezydent Bush nie był w stanie zwrócić się do ONZ i uzyskać pomoc, której potrzebowaliśmy" - powiedział kongresman Dick Gephardt, przypominając brak szerokiego międzynarodowego poparcia dla inwazji Iraku. Zgodził się z nim inny czołowy kandydat, senator John Kerry.
Wojnę uznają za słuszną tylko senatorowie John Edwards i Joe Lieberman - były kandydat na wiceprezydenta w wyborach 2003 r.
Howard Dean, były gubernator stanu Vermont, do niedawna cieszący się największą popularnością wśród demokratycznych wyborców dzięki zdecydowanej krytyce wojennego kursu Busha, podkreślił jednak, że popiera obecną misję stabilizacyjną w Iraku.
Niemal wszyscy atakowali Clarka, który dopiero niedawno zgłosił swą kandydaturę i w którym wielu upatruje faworyta wyścigu. Wypomniano mu, że w przeszłości głosował na republikańskich prezydentów: Nixona i Reagana, a jeszcze w 2001 r. publicznie chwalił Busha.
Kerry przypomniał generałowi, że "powiedział kiedyś, że głosowałby za rezolucją" popierającą inwazję na Irak uchwaloną przez Kongres jesienią ub. roku. Clark odpowiedział, że "nigdy nie głosowałby" za tą wojną.
Lewicowy kongresman Dennis Kucinich powiedział, że jego rywale krytykujący Busha - jak Kerry i Gephardt - są niekonsekwentni, gdyż głosowali w Kongresie za wspomnianą rezolucją, czego on nie uczynił.
Kucinich jednak - jak wynika z sondaży - praktycznie nie liczy się w konkurencji. Kongresman zaproponował w czasie debaty powołanie "Ministerstwa Pokoju" do zwalczania przemocy na świecie, w USA, a nawet - jak oświadczył - w rodzinie.
Wszyscy atakowali także republikańska administrację za politykę gospodarczą, zwłaszcza obniżki podatków faworyzujące bogatych Amerykanów.