Lew pod skrzydłami orłów Temidy
Proszę spać! Sąd idzie! Lew Rywin też może spać spokojnie. Będzie miał sprawiedliwy proces. I nie trafi za kraty.
02.09.2003 | aktual.: 05.09.2003 16:53
Już wiadomo, że proces Lwa Rywina będzie fantastycznym pojedynkiem osobowości polskiego wymiaru sprawiedliwości. Najtrudniejsze zadanie stoi chyba przed dwiema paniami prokurator. Z jednej strony muszą doprowadzić do skazania oskarżonego, bo przecież na tym polega ich rola. Z drugiej jednak, jeśli Rywin przyciśnięty zacznie mówić o ”grupie trzymającej władzę", czyli kręgach zbliżonych do SLD, ryzykują, że sprawa odsłoni zbyt wiele.
Oskarżyciele będą musieli zatem pogodzić rozbieżne oczekiwania, obrońcy zaś, na co się liczy, świadomie zastosują podział ról w swoim zespole. Mecenasi Marek Małecki i Piotr Rychłowski już podczas próby przesłuchania ich klienta przez sejmową komisję wypróbowali znaną i sprawdzoną metodę na dobrego i złego policjanta. Małecki i Rychłowski, zdaniem kolegów, zwykle używają tego chwytu. Jeden grzeczny i układny, drugi przebiegły i nonszalancki.
Nad procesem zapanować ma sędzia Ewa Grochowska-Szmitkowska. W powszechnej opinii uchodzi za precyzyjną, zimną profesjonalistkę, która nie zawaha się przed podniesieniem głosu na strony, gdy którejś z nich puszczą nerwy. Oto główni bohaterowie sali 252 Sądu Okręgowego w Warszawie. Dopiero planują strategię w zaciszu swoich gabinetów. Główny bohater procesu wciąż milczy, co zapewne niejednemu politykowi jest na rękę.
W służbie diabła
Adwokaci nie ukrywają, że na uniewinnieniu Lwa Rywina zależy im tak samo jak na poprawie jego wizerunku. O ile to pierwsze zadanie może kosztować ich sporo trudu, o tyle z drugiego - paradoksalnie - wywiązali się już w dniu przesłuchania Rywina przez komisję sejmową. Młodym mecenasom bowiem udało się skupić na sobie niechęć prawie wszystkich dziennikarzy i wyprowadzić z równowagi spokojnego zazwyczaj przewodniczącego komisji.
Gdy Marek Małecki zwrócił uwagę, że jeszcze nigdy nie spotkał się z praktyką, aby członek komisji rozmawiał w trakcie obrad przez telefon, poseł Nałęcz z nieukrywaną satysfakcją wycedził, że jest na odwrót. To on nie spotkał się z praktyką, aby osoba zaproszona przed komisję pouczała go, jak prowadzić posiedzenie. Fatalne wrażenie, jakie mecenasi wywarli na komisji, udzieliło się następnego dnia mediom. Jedna z gazet nazwała ich bezdusznymi robotami w służbie diabła, którzy za pieniądze podejmą się obrony każdego. Zgryźliwy ton enuncjacji wywołał interwencję Naczelnej Rady Adwokackiej w obronie prawników. W specjalnej uchwale rozesłanej do gazet prezes Rady Stanisław Rymar „wyraził zaniepokojenie" formą odnoszenia się do adwokatów przez członków komisji.
Dziś mecenas Marek Małecki mówi, że został źle zrozumiany. Zamierzał tylko zwrócić uwagę, że poseł, który rozmawiał przez telefon, mógł być instruowany przez kogoś z zewnątrz. Niestety, jego wywód przerwano w środku i wyszło na to, że śmie pouczać przewodniczącego.
Mecenas Małecki został obrońcą Lwa Rywina z czystego przypadku. Po prostu od 10 lat przyjaźni się z Marcinem Rywinem. Właśnie on poznał go z ojcem. Znajomość zaowocowała już rok temu. Rywin produkował wtedy film „Pornografia". Gdy między nim a innym producentem wybuchł spór finansowy, Kancelaria Małecki & Rychłowski doprowadziła strony do ugody. Był to sukces. W grudniu zeszłego roku, kiedy do kiosków trafiły egzemplarze „Gazety Wyborczej" z artykułem „Przychodzi Rywin do Michnika", Małecki właśnie lądował w Mediolanie. Na lotnisku odebrał telefon od Marcina. - Przyjaciołom się nie odmawia - wspomina. Wrócił i odtąd ślęczy nad sprawą po kilka godzin dziennie.
Skuteczny duet
Marek Małecki i Piotr Rychłowski poznali się na studiach w Warszawie. Koledzy z roku mówią o nich, że stanowią swoje przeciwieństwo. Widać to gołym okiem. Małecki jest wysoki i barczysty. Rychłowski szczupły i niski. Małecki, typ kujona, to analityk. W liceum chodził do klasy matematyczno-fizycznej. Rychłowski z kolei jest humanistą, wolne chwile spędza, smakując Tołstoja i Dostojewskiego. Pierwszy jest raczej spokojny i mało wylewny, drugi słynie w kręgu przyjaciół z poczucia humoru. - Świetnie potrafi przedrzeźniać i naśladować, kilka razy tarzaliśmy się ze śmiechu - mówi jego kolega. Panowie różnią się także sympatiami politycznymi. Rychłowski - jak twierdzi jego partner - poglądy ma raczej prawicowe, Małecki zaś to liberał. Na początku lat 90. razem z Pawłem Piskorskim udzielał się w Młodych Liberałach, młodzieżówce Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
Gdy zaczęli aplikację, młodzi prawnicy doszli do wniosku, że w kancelarii, którą założą, będą się doskonale uzupełniać. Zanim to jednak nastąpiło, obaj terminowali u doskonałych adwokatów. Rychłowski był aplikantem u mecenasa Andrzeja Tomaszewskiego, dziekana Okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie. Zasiadał wtedy w ławach obrony w głośnym procesie Art-B. Małecki z kolei był w kilku procesach zastępcą mecenasa Eugeniusza Baworowskiego, etatowego obrońcy tygodnika „Nie". Bronił również domniemanego mordercy Wojtka Króla (studenta politechniki przypadkowo zastrzelonego w Warszawie). Jego klient został wtedy uniewinniony.
Kancelaria Małecki & Rychłowski istnieje od kilku lat. Ma opinię niezwykle skutecznej. Zajmuje się sprawami gospodarczymi. - Mnie interesują przestępstwa białych kołnierzyków, a Piotr jest dobry we wszystkim - mówi Małecki. Kancelaria obsługuje sieć Empików i cztery amerykańskie fundusze inwestycyjne. Przed sądem cywilnym reprezentuje Romana Giertycha w jego sporze z Ligą Polskich Rodzin o zmianę statutu partii. Parę lat temu z kolei kancelaria obsługiwała firmę Eastbridge. Firma ta w roku 1998 kupiła pakiet większościowy Domów Towarowych „Centrum" za 106 milionów złotych. Sprawa była głośna, ponieważ tylko trzy nieruchomości przy ulicy Marszałkowskiej biegli ze stołecznej gminy wycenili na prawie 195 milionów. A DTC ma 32 domy towarowe w największych miastach Polski. Mimo oczywistych kontrowersji przy prywatyzacji DTC prawnikom udało się dwa razy doprowadzić do umorzenia sprawy w prokuraturze.
Dymisje niepokornych
Akt oskarżenia przeciw Rywinowi ma objętość półtorej strony maszynopisu. W pierwszym dniu procesu odczyta go prokurator Katarzyna Kwiatkowska. W marcu, po dymisji Anny Baranowskiej, właśnie ona została szefową zespołu do sprawy Rywina. Dlaczego Baranowska odeszła? Oficjalnie - ze względu na zły stan zdrowia. Wiadomo jednak, że pani prokurator po prostu nie wytrzymała presji. - Podjęto wobec niej próby dyskredytowania w oczach opinii publicznej. Próbowano dotrzeć do członków jej rodziny - wyjaśniał Zygmunt Kapusta, szef prokuratury apelacyjnej. - Myślę, że to przełożyło się na stan jej zdrowia.
O prokurator Kwiatkowskiej wiadomo niewiele. Pracowała w wydziale śledczym prokuratury okręgowej. Stroni od dziennikarzy. Przyznaje tylko, że została oddelegowana do prokuratury apelacyjnej na podstawie pisma Kapusty. - Nigdy nie traktowałam tej sprawy jako awansu - mówi. - Ja tu jestem od pracowania. W pracy nad sprawą Rywina wspomaga ją druga pani prokurator Jolanta Kołakowska, również z warszawskiej prokuratury okręgowej.
- Kwiatkowska jest bardzo skrupulatna, Kołakowska zaś ma większe doświadczenie i jest ostra - charakteryzuje obie panie kolega prokurator. Rzecznik prasowy prokuratury okręgowej Maciej Kujawski dodaje tylko, że widocznie praca Kwiatkowskiej i Kołakowskiej została gdzieś wysoko „oceniona bardzo dobrze". Zespół uzupełniała jeszcze trzecia pani - prokurator Wanda Marciniak - ale ona również dwa miesiące temu podała się do dymisji. - Bogu dzięki, że są jeszcze prokuratorzy gotowi zaryzykować pozycję dla honoru i przyzwoitości - komentował jej decyzję poseł Jan Rokita.
Marciniak odeszła w aurze skandalu. „Życie Warszawy" napisało bowiem, że zrezygnowała z pracy na znak protestu wobec przełożonych, którzy nie zgodzili się, aby aktem oskarżenia objąć również prezesa telewizji publicznej Roberta Kwiatkowskiego. Wanda Marciniak zaprzeczała wersji dziennika. - Wyraziłam jedynie pogląd, że należałoby przeprowadzić dochodzenie sprawdzające wobec Polskiej Platformy Cyfrowej, w którą tak bardzo angażowała się Telewizja Polska kierowana przez Kwiatkowskiego i Jarosława Pachowskiego - oświadczyła. Tę wersję potwierdziła i Kwiatkowska, i nadzorujący śledztwo Kazimierz Olejnik. Mimo że sam minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk odżegnywał się od wywierania jakiegokolwiek wpływu na śledztwo, Wanda Marciniak z prokuratury odeszła na dobre - chce zostać adwokatem.
Pogromca mafii
Kto stoi za tymi roszadami? Półgębkiem mówi się o ministrze Kurczuku, wersja oficjalna wskazuje na Kazimierza Olejnika. To on nadzoruje śledztwo. Zasłynął kilka lat temu, gdy kierował łódzką prokuraturą apelacyjną i za sprawą tak zwanej łódzkiej „ośmiornicy" dorobił się opinii polskiego sędziego Falcone - pogromcy mafii. Jego zasługą było rozbicie zbrojnego ramienia przestępczej organizacji. Postawił zarzuty ponad 200 osobom. Nie to było jednak najbardziej godne uwagi. Prokurator udokumentował 342 przestępstwa, w tym 10 zabójstw. Mimo że już nie prowadzi tej sprawy, 13 wątków afery znalazło finał w sądzie. Do tej pory skazano 59 osób. Nie było ani jednego wyroku uniewinniającego. Trwa też pierwszy z procesów szefów łódzkiej mafii.
Kazimierz Olejnik w latach 1976-1982 był działaczem Socjalistycznego Związku Studentów Polskich. W Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej działał od roku 1980 aż do jej rozwiązania. Pracę zaczynał w Prokuraturze Rejonowej Łódź Śródmieście, potem trafił do Pabianic. Po awansie do prokuratury wojewódzkiej zajął się zwalczaniem zorganizowanej przestępczości. Był jednym z pierwszych w kraju prokuratorów, którym trzeba było przydzielić osobistą ochronę. Oprócz „ośmiornicy" rozbił między innymi gang „Popeliny". W lipcu 2000 roku ,w dowód uznania dla wielkich zasług w zwalczaniu „najgroźniejszej przestępczości" minister sprawiedliwości Lech Kaczyński wręczył mu osobiście nominację na prokuratora prokuratury apelacyjnej. - Nigdy nie zgadzałem się z jego poglądami politycznymi, ale to doskonały fachowiec - powiedział wtedy Kaczyński. Minister Barbara Piwnik, która wcześniej nie mogła się nachwalić prokuratora Olejnika, odwołała go w czerwcu 2002 roku. Wtedy właśnie porównanie z Falcone, który na końcu został
zastrzelony, nabrało dodatkowego smaku.
Sam Olejnik już zaakceptował swój przydomek. - W walce z mafią sędzia Falcone zapłacił najwyższą cenę, dlatego to porównanie jest dla mnie zaszczytem - powiedział kiedyś. - Jednak wierzę, że urodziłem się pod dobrą gwiazdą i będę miał więcej szczęścia - dodał. Szczęśliwa gwiazda rzeczywiście mu się przyda. Jeśli dojdzie do skazania Rywina, dalsza kariera stoi przed nim otworem. Już jest typowany na prokuratora krajowego.
Pytia orzeka
Chociaż proces Rywina jeszcze się nie rozpoczął, raczej wiadomo, jakiego wyroku można się spodziewać. Płatna protekcja zagrożona jest karą do trzech lat więzienia. Trudno jednak sobie wyobrazić, aby jowialny producent trafił do celi z wytatuowanymi recydywistami. Biorąc pod uwagę jego niekaralność, prokurator Maciej Kujawski prorokuje, że Rywin dostanie dwa lata z zawieszeniem na pięć.
Wyrok zasądzi Ewa Grochowska-Szmitkowska, sędzia z dużym doświadczeniem zarówno prawnym, jak i medialnym. W 1993 roku została rzecznikiem prasowym Sądu Wojewódzkiego w Warszawie. Początki były trudne, a słowa pani rzecznik czasem niewiele wyjaśniały. Przed ogłoszeniem wyroku na członków gangu z Wołomina: „Klepaka", „Lutka", „Kaszę" i „Knura" przed salą rozpraw doszło do przepychanki między dziennikarzami, kolegami gangsterów i strażą sądową. Ostatecznie do sali wpuszczono tylko dziennikarzy PAP i „Wiadomości". - Przewodniczący składu orzekającego nie dopełnił należytej staranności, zbyt późno informując o wyroku - tłumaczyła wtedy Grochowska-Szmitkowska. Do dziś można się spierać, o co jej chodziło. 12 miesięcy później pani rzecznik ponownie zachowała się jak delfijska Pytia. W trakcie procesu Antoniego Macierewicza publiczność odmówiła opuszczenia sali. Grochowska-Szmitkowska wydała wtedy oświadczenie: „Ta groźna manifestacja jest wydarzeniem, które pragnę poddać pod rozwagę wszystkim, dla których idea
państwa prawa jest czymś więcej niż tylko pustym frazesem".
W roku 1997 sędzia orzekła swój pierwszy głośny wyrok. Uniewinniła emeryta, który zastrzelił uciekającego złodzieja samochodowego radia. - Nie można na podstawie skutków oceniać zamiaru. Sumienie jest instrumentem bardziej czułym niż przepisy prawa - powiedziała wtedy. - Damie przyłapanej na jednej zdradzie nie można udowodnić, że jest ladacznicą - uzasadniała z kolei karę dla pewnego złodzieja samochodów.
Jednak nie dwuznaczne sentencje czy dowcipne powiedzonka są miarą jej skuteczności. O jakości pracy sędziego świadczy liczba wygranych apelacji. W 2001 roku sąd apelacyjny utrzymał w mocy 90% jej wyroków. W 2002 - połowę. Za to w pierwszym półroczu tego roku uchylono wyrok tylko wobec jednej osoby.
Przekonanie kontra dowody
Proces Lwa Rywina może potrwać nawet rok. Już teraz obrońcy zapowiadają, że zamierzają powołać biegłych psychologów do analizy nagrania rozmowy Michnika i Rywina. Ich zdaniem rozmowa ta jest źle interpretowana i po rozbiorze logiczno-gramatycznym jej treści bohaterowie afery ukażą się w nowym świetle. Czy takie oświadczenie to straszak skierowany w stronę prokuratury? Nie wiadomo. Wiadomo jednak, że prawnicze pomysły adwokatów Rywina nie zawsze spotykały się ze zrozumieniem. Proszący o anonimowość prokurator uważa, że mecenas Małecki często mnoży wnioski dowodowe, ale niektóre z nich nie mają żadnego związku z rzeczywistością.
Małecki uchodzi za niezwykle skrupulatnego prawnika. Dokładnie taką samą opinią cieszy się pani sędzia. - Wiadomość, że będzie prowadzić sprawę Rywina, na pewno nie przyprawiła jej o przyśpieszone bicie serca. Ma już za sobą sprawy podobnej wagi - uważa adwokat, który zetknął się w swojej karierze z Grochowską-Szmitkowską. - Zainteresowanie mediów będzie traktowała raczej jako dopust boży, a nie trampolinę do kariery. Na pewno nie jest to przypadek Barbary Piwnik.
- Obecność mediów na rozprawie nie wpłynie na orzekanie - dodaje szef ósmego wydziału karnego w sądzie okręgowym Rajmund Chajneta.
Lew Rywin może zatem spać spokojnie. Na pewno czeka go sprawiedliwy wyrok. - Chociaż sąd jest prywatnie przekonany o winie, musi oskarżonego uniewinnić - tak Ewa Grochowska-Szmitkowska tłumaczyła wyrok w sprawie członka gangu, który ukradł w Niemczech limuzyny o wartości trzech milionów marek.
Rafał Madajczak
Michał Wójcik
Współpraca Sebastian Wierzchoń