Leszek Miller: w obronie Nicei Polska nie jest odosobniona
Warto zwrócić uwagę, że to nie jest tak, iż w obronie Nicei Polska jest osamotniona czy Hiszpanie jest osamotniona. Wydaje się, że nasz upór, nasza konsekwencja, nasza determinacja nie tylko wzbudza respekt i szacunek, ale gromadzą wokół nas kraje, które myślą podobnie, które boją się jakiegoś dyktatu, który może mieć miejsce w Unii Europejskiej - powiedzial premier Leszek Miller w radiowych "Sygnałach Dnia".
26.11.2003 10:23
Sygnały Dnia: „Nicea albo śmierć”, „Nie rozstrzeliwać Nicei” to takie zdania, które mają wejść do historii, panie premierze?
Leszek Miller: Może wejdą, natomiast najważniejsze, żeby weszła zawarta w nich treść. A treść, rzecz jasna, dotyczy utrzymania kompromisu zawartego w Nicei, tym bardziej że jak wczoraj oświadczyliśmy razem z premierem hiszpańskim, panem Aznarem, są bardzo poważne wątpliwości, czy Konwent, który pracował nad nową konstytucją, nie przekroczył swoich kompetencji.
Sygnały Dnia: To znaczy?
Leszek Miller: Czy miał prawo, aby zmieniać system głosowania przyjęty w Nicei. Według mnie i mojego partnera hiszpańskiego Konwent przekroczył swój mandat, przedstawił sugestie, których nie oczekiwano po tym zgromadzeniu. I co więcej — problem systemu głosowania nie był przedmiotem merytorycznej debaty w konwencie, nie wypracowano więc w Konwencie żadnego consensusu. I wyraziliśmy wczoraj z premierem Aznarem przekonanie, że to nie jest sposób właściwy rozstrzygania tak ważnej sprawy w Unii Europejskiej.
Sygnały Dnia: Czy to znaczy, że ta teza, którą pan przed chwilą przedstawił, legnie u podstaw pryncypialnej i zdecydowanej obrony Nicei, o czym mówił pan?
Leszek Miller: Nie tylko ta, bo to jest błąd formalny. Nam przede wszystkim chodzi o to, aby utrzymać tak potrzebną w Unii Europejskiej równowagę między pozycją małych, średnich i dużych krajów i utrzymać mechanizm kompromisu. Otóż proszę zwrócić uwagę, że mechanizm głosów ważonych przyjęty w Nicei on zmusza niejako kraje Unii do podejmowania decyzji metodą uzgodnienia, metodą consensusu. To jest bardzo ważne dlatego, że dotychczas w pracach Unii bardzo starano się przestrzegać takiej zasady, aby jeśli już podejmuje się decyzję albo decyzję kontrowersyjną, no to żeby dochodzić do jakiegoś wspólnego porozumienia. To, co Konwent proponuje właśnie w odejściu od mechanizmu nicejskiego, zakłada, że silne kraje, powiedzmy trzy najsilniejsze, będą mogły wymuszać decyzje, i to jest niebezpieczne. To jest niebezpieczne chociażby w kontekście wczorajszych decyzji dotyczących interpretacji dyscypliny budżetowej.
Sygnały Dnia: To nawet nie trzy, ale dwa kraje, bo tylko Niemcy i Francja by mogły taką decyzję podjąć.
Leszek Miller: Otóż to. I to, co się wczoraj stało, prawdopodobnie bez tych intencji, ale to, co wczoraj się stało podkreśla, że Polska ma rację, że Hiszpania ma rację, że inne kraje, które myślą podobnie jak my, a tych krajów przybywa... Warto zwrócić uwagę, że to nie jest tak, iż w obronie Nicei Polska jest osamotniona czy Hiszpanie jest osamotniona. Ostatnio w bardzo zdecydowany sposób wypowiadał się premier Słowenii, wcześniej kanclerz rządu austriackiego, bardzo znamienną deklarację złożył minister spraw zagranicznych Wielkiej Brytanii Jack Straw. Wydaje się, że nasz upór, nasza konsekwencja, nasza determinacja nie tylko wzbudza respekt i szacunek, ale gromadzą wokół nas kraje, które myślą podobnie, które boją się jakiegoś dyktatu, który może mieć miejsce w Unii Europejskiej.
Sygnały Dnia: Panie premierze, wróćmy do tej wczorajszej sytuacji, czyli do tego, by nie karać Francji i Niemiec za zbyt wysoki deficyt budżetowy. Przypomnijmy: on przekracza 3%, a tego zabraniają zapisy przyjęte w roku ’91 na życzenie czy pod naciskiem, żeby było śmieszniej, Niemiec. Sytuacja jest taka, że wtedy, kiedy jest koniunktura, to przestrzegamy przepisów, a kiedy jej nie ma, to co? To jesteśmy silniejsi i wymuszamy korzystne dla nas decyzje?
Leszek Miller: To, co się wczoraj stało, jest bardzo znamienne i jednocześnie bardzo niepokojące. Warto przypomnieć, że bodajże w piątek przebywał w Polsce komisarz Solbes, który pogroził nam palcem i powiedział, że jeśli Polska nie poradzi sobie z tym poziomem deficytu, to może być w stosunku do Polski wprowadzona procedura nadmiernego deficytu, a więc specjalne działania jakby zmuszające kraj do schodzenia z poziomu deficytu. Otóż kilka dni dosłownie po tym okazuje się, że w stosunku do Francji i do Niemiec te zasady mogą nie obowiązywać. Więc to jest właśnie bardzo znamienny sygnał, który powoduje, że są równi i równiejsi, że można stosować rozmaite miary, że nam się na przykład grozi palcem i nas się chce straszyć, a w stosunku do tych największych to już nie. No, wcale się nie dziwię reakcji innych krajów, jak na przykład Austrii, Finlandii, Hiszpanii i Holandii, gdzie zdecydowanie ministrowie z tych krajów wystąpili przeciwko temu, co się wczoraj stało.
Przeczytaj cały wywiad