Lesiak: nie zbierałem "haków" na Kaczyńskiego
Materiał zawierający 21 punktów dot. Jarosława Kaczyńskiego, które miał badać zespół płk. Jana Lesiaka w Urzędzie Ochrony Państwa, to nie "haki", tylko biały wywiad - zapewnił w Radio Zet Jan Lesiak. Powiedział, że nie zbierał "haków na Kaczyńskiego". Ja nie
interesowałem się bezpośrednio panem Kaczyńskim - podkreślił.
09.10.2006 | aktual.: 09.10.2006 10:37
To nie są haki, są to materiały białego wywiadu - mówił Lesiak. To jest materiał uzyskany z jednej z redakcji, on nie miał u mnie cech tajności - nawet nie musiał być odtajniony - powiedział. Zaznaczył, że po 13 latach od tej sprawy nie wie, w której gazecie ten materiał został pozyskany.
W jego ocenie 21 punktów dotyczących zainteresowania Kaczyńskim było prawdopodobnie planem artykułu lub większego opracowania dotyczącego Jarosława Kaczyńskiego. Nie był to materiał operacyjny sensu stricto. To nie jest materiał operacyjny - dodał.
Jeśli byłaby to nasza notatka operacyjna, to nie byłoby tam informacji obyczajowych ani drobnych rzeczy - co lubi, co je itd. - zaznaczył.
W ocenie Lesiaka działania UOP były uzasadnione. 13,5 roku temu był zupełnie inny czas. Demokracja wcale nie była tak ugruntowana jak obecnie, a działania podejmowane przez niektóre te ugrupowania - przynajmniej ja tak uważałem - wychodziły poza zakres normalnej działalności partii politycznej - powiedział.
O czym już nikt nie pamięta, nasz zespół badał wielkie afery (m.in. Art B i FOZZ). Tam pojawiali się też politycy prawicy - dodał.
Lesiak zaprzeczył, by politykom - zarówno prawicy, jak i lewicy - zakładano podsłuchy. Nigdy nie były zakładane podsłuchy tylko dlatego, że byli politykami - dodał. Powiedział, że w sprawie kontrolowania tzw. moskiewskiej pożyczki dla PZPR realizował tylko część zadań, a nie wszystkie, dlatego może mówić jedynie o tych, za które odpowiadał.
Pytany, czy UOP podejmował działania dla skłócenia polityków prawicy powiedział, że w tej sprawie właśnie toczy się proces sądowy. Według mnie nie skłócaliśmy - powiedział.
Pytany o konkretne zapisy z ujawnionych materiałów powiedział, że jeśli uzyskano informacje o działalności ugrupowań politycznych, jego obowiązkiem było przekazanie tych danych do kierownictwa. Na tej konkretnej notatce jest podpis szefa UOP Jerzego Koniecznego i szefa MSW Andrzeja Milczanowskiego - powiedział.
Lesiak nie wie, czy o sprawie wiedział Jan Rokita - ówczesny szef Urzędu Rady Ministrów. Ja z panem Rokitą nigdy nie rozmawiałem, nigdy z nim się nie kontaktowałem. Po prostu nie wiem nic na ten temat - dodał.
Wyjaśnił, ze UOP interesował się demonstracją, podczas której przed siedzibą prezydenta spalono kukłę Lecha Wałęsy. W tej demonstracji uczestniczyli m.in. Jarosław Kaczyński, Adam Glapiński i Jan Parys. Nas interesowało to w takim sensie - jakie są zagrożenia - czy to nie rozleje się na większe rozruchy uliczne i śledziliśmy to wszystko - powiedział.
Z odtajnionych przez ABW akt z szafy płk. SB i UOP Jana Lesiaka, do których dostęp uzyskała PAP w Sądzie Okręgowym w Warszawie, wynika jednoznacznie, że w pierwszej połowie lat 90. Urząd Ochrony Państwa posługiwał się swymi agentami wobec polityków opozycji w celu ich skłócenia oraz dezinformowania.
Według notatek zespołu Lesiaka, przeprowadzono "czynności operacyjne, mające na celu dezintegrację prawicowych, radykalnych ugrupowań". Były to m.in. "kombinacja operacyjna" z udziałem agenta "E" oraz "kontrolowany przepływ informacji" między politykami opozycyjnymi a UOP. W wytycznych zespołu do działań wobec J. Kaczyńskiego znalazły się m.in. takie kwestie jak "życie intymne" i "czy J.K. jest bogaty".
Premier Jarosław Kaczyński ma nadzieję, że wszystkie akta z "szafy Lesiaka" będą jawne, bo obrazują niepraworządne działania służb z pierwszej połowy lat 90.
Za odpowiedzialnych za tę sytuację Kaczyński uznał rząd Hanny Suchockiej". W jego ocenie b. premier Suchocka odpowiada w sensie ogólnym, natomiast odpowiedzialność Milczanowskiego, ówczesnego szefa UOP Jerzego Koniecznego czy Jana Rokity ocenia ostrzej, bo uznaje, że doskonale orientowali się w tych działaniach.