Lekarze nie pomogli dziecku, Dawidek zmarł
Mieszkańcy Sierakowic są wstrząśnięci - w tamtejszym ośrodku zdrowia zmarło 6-miesięczne dziecko. Michalina S. z Koloni próbowała dostać się do lekarza ze swoim synkiem wczoraj od rana. O godz. 8.30 szukała pomocy w najbliższym od swojej wsi NZOZ Centrum Medycznym Kaszuby w Kartuzach. Tu właśnie zaczęła się wędrówka kobiety z chorym dzieckiem.
05.03.2008 | aktual.: 05.03.2008 13:00
Najpierw lekarz z przychodni, widząc, w jakim stanie jest maleństwo, odesłał je do szpitala. Z izby przyjęć skierowano matkę na Szpitalny Oddział Ratunkowy. Na SOR - jak mówi Michalina S. - dziecka nie zbadał żaden lekarz. Matka i dziecko zostali odesłani... po skierowanie do lekarza pierwszego kontaktu, czyli do Gminnego Ośrodka Zdrowia w Sierakowicach. Według Michaliny S., w ośrodku w Sierakowicach było po godz. 9. Jak mówi - dziecko jeszcze żyło. Lekarka z Sierakowic zbadała je i natychmiast wezwała karetkę z Kartuz. O godz. 9.35 stwierdzono zgon chłopczyka.
Dawidek był drugim dzieckiem państwa S. Dzień wcześniej był marudny i niechętnie pił mleko. Rodzice myśleli, że to z powodu ząbkowania, ale po niespokojnej nocy matka postanowiła szukać pomocy u lekarzy.
Szpital w Kartuzach nie przyjął Dawidka, bo dyspozytorka stwierdziła, że musi być "przekaz". Obok stał sanitariusz, ale tylko zerknął na dziecko z daleka i nic nie zrobił - mówi łamiącym głosem babcia, Grażyna Szuta, która towarzyszyła wczoraj synowej w wędrówce od lekarza do lekarza. W Sierakowicach lekarka natychmiast wezwała karetkę, bo jak usłyszałam, tętno dziecka było coraz słabiej wyczuwalne. Niestety, gdy karetka dojechała, Dawidek nie żył - dodaje.
Próbuję wyjaśnić, jak mogło dojść do tak tragicznego zdarzenia - mówi Barbara Kolmas, dyrektor kartuskiego szpitala. W takim przypadku nieważne są procedury szpitalne.
Nie było mnie w tym momencie w przychodni - mówi Stanisław Czerwonka, kierownik GOZ w Sierakowicach. Pierwszy raz słyszę, by na SOR potrzebne było skierowanie. Tam się przychodzi z nagłymi zachorowaniami, tym bardziej u malutkich dzieci. To dramat - dla rodziny, a także dla nas, bo to rodzina pracownicy naszego ośrodka. Przeżywamy to bardzo - zaznacza.
O nagłej śmierci dziecka powiadomiono sierakowicką policję i prokuraturę w Kartuzach. Na miejscu dokonali oni oględzin. Dalsze postępowanie zależy od wyników sekcji zwłok i opinii biegłego z Zakładu Medycyny Sądowej - przyznaje Marek Kopczyński, prokurator rejonowy w Kartuzach. Na opinię biegłego trzeba będzie poczekać ok. miesiąca.
Szpitalny oddział ratunkowy to jedna z kilku placówek, które odesłały rodziców z ciężko chorym dzieckiem. Niemowlę zmarło...
- To wielka tragedia. Nie pojmuję, jak mogło do niej dojść. Na wszystkich oddziałach ratunkowych obowiązuje święta zasada - nie wolno odesłać pacjenta bez badania.
A może SOR w szpitalu w Kartuzach jest dla dorosłych, a nie dla dzieci?
- Do oddziałów ratunkowych trafiają głównie dorośli, ale muszą one być gotowe również na przyjęcie dziecka, nawet niemowlęcia, szczególnie gdy SOR jest w jedynym szpitalu w okolicy. Tak jest w Kartuzach. Ma on oddział pediatryczny, więc tym bardziej obowiązkiem lekarza było przyjść i zbadać dziecko.
A może rejestratorce SOR nie wydało się ono na bardzo chore?
- Obojętnie, czy była to rejestratorka, czy pielęgniarka SOR - powinna wiedzieć, że u dziecka objawy stanu zagrożenia życia są maskowane. Pozornie stan dziecka jest dobry, a potem nagle gwałtownie się załamuje. 40% stanów zagrożenia życia u dzieci dotyczy niemowląt do pierwszego roku.
Co mogło być przyczyną? Infekcja, zatrucie, uraz, niedrożność jelit, odwodnienie, gorączka z drgawkami, ogólne zakażenie, które doprowadziło do załamania się krążenia. Co rodzice powinni zrobić w takiej sytuacji?
- Lepiej wezwać pogotowie niż samemu jechać z dzieckiem na oddział ratunkowy. W karetce, która wyjeżdża na ratunek do dziecka, zawsze jest lekarz. Od razu oceni, co się z nim dzieje.
Janina Stefanowska, Emilia Leman