Lekarz pracował od 1 stycznia bez przerwy - zasłabł
Andrzej Kosior, ordynator oddziału ortopedii chełmskiego szpitala sam trafił na ostry dyżur, po tym, jak zasłabł po 4 dobach nieprzerwanej pracy. W tym czasie jego koledzy walczyli o większe pieniądze, więc odwlekali podpisanie kontraktów - poinformowała "Panorama".
05.01.2012 20:48
- Pacjent był dla mnie najważniejszy - tłumaczył dziennikarzom dr Kosior. - Zacząłem dyżur 1 stycznia, ciągnąłem go i myślałem, że mi się uda być do końca. Niestety, wczoraj nie wytrzymałem, ciśnienie skoczyło - mówił ortopeda z Chełma.
Można podejrzewać, że lekarz trafił na kardiologię nie tylko z przemęczenia, ale także z nerwów na swoich kolegów. Od początku roku pracował bowiem sam - jego koledzy nie wynegocjowali satysfakcjonujących ich kontraktów, dlatego dyrekcja nie podpisała z nimi umowy. Stało się to dopiero w czwartek.
Jak tłumaczą szefowie szpitala, wszystko przeciągnęło się z powodu zbyt wygórowanych żądań lekarzy. - Dążymy do tego, by jak najszybciej znormalizować sytuacje. Ostatnie dni były nerwowe i dla pacjentów jak i dla pracowników - mówi lek. med. Arnold Król, zastępca dyrektora szpitala ds. lecznictwa.
Tymczasem pacjenci stoją murem za ordynatorem. - Zostaliśmy sami z ordynatorem, który przepłacił to zdrowiem, a mógł życiem - podkreśla jedna z pacjentek.
To nie pierwszy taki przypadek, kiedy lekarz dyżuru w pracy znacznie dłużej, niż powinien. Najtragiczniejszy taki przypadek miał miejsce w lipcu 2011 roku, kiedy to po pięciodniowym nieprzerwanym dyżurze zmarł anestezjolog Jakub P.
Prokuratura umorzyła jednak śledztwo w sprawie śmierci lekarza uznając, że przez pięć dób permanentnego dyżuru Jakub P. efektywnie pracował 13 godzin 41 minut, a jego zgon nie był związany z pełnionym dyżurem.