PolskaLegenda lat 90. - Prodigy we Wrocławiu

Legenda lat 90. - Prodigy we Wrocławiu

Co mogą wspólnie zdziałać pianista, hipis i rastaman? Przekonamy się już za tydzień. Dziesięć lat temu The Prodigy był zespołem na absolutnym muzycznym topie. Do fascynacji ich muzyką przyznawali się m.in. Madonna, David Bowie oraz muzycy z The Smashing Pumpkins czy U2. Członkowie zespołu poznali się, jak przystało na zespół grający muzykę imprezową - na imprezie. Dlatego skład był niekonwencjonalny: jeden pianista po szkole muzycznej, jeden hipis zajmujący się głównie podróżami i jeden elektryk.

Legenda lat 90. - Prodigy we Wrocławiu
Źródło zdjęć: © AFP

30.06.2007 | aktual.: 30.06.2007 10:38

Ta trójka spotkała się w brytyjskim mieście Essex w 1989 r., w klubie, w którym osiemnastoletni Liam Howlett (ten pianista po szkole muzycznej) pracował jako DJ. Dwaj pozostali przyszli członkowie zespołu po prostu przychodzili się bawić przy miksowanych przez niego kawałkach. Któregoś dnia didżej pochwalił im się samodzielnie zmontowanymi przeróbkami techno. Kolegom tak się spodobały, że zdecydowali, że świat musi usłyszeć te arcydzieła. Zaproponowali układ - Liam będzie grał, a oni do tego zatańczą. Zrobią show i oczywiście światową karierę.

Nieco później skład wzbogacił się o Keitha Palmera, lepiej znanego pod pseudonimem Maxim Reality - czarnego rastamana, który zgodził się służyć formacji jako MC, czyli "rozgrzewacza publiczności", osobę która rozmawia z widzami, rymuje, wychwala swój zespół, w przypadku Maxima także krzyczy, tańczy - robi wszystko byle jeszcze bardziej rozruszać towarzystwo pod sceną.

Irokez za uchem

Układ zawarty na tak wariackich papierach o dziwo okazał się trwały i udał się w stu procentach. Już rok później zespół - Liam nazwał go "The Prodigy", by uhonorować ulubiony instrument klawiszowy Moog Prodigy - wydawał pierwsze single. I odnosił sukcesy. Nie tylko wśród maniaków tańca, do których początkowo kierowana była muzyka The Prodigy. Wydana w 1992 roku płyta "Music For The Jilted Generation" połączyła fanów dwóch absolutnie różnych muzycznych planet - techno i rocka.

Zespół miał w sobie rockową energię i niezależność, ale też taneczną rytmikę. Na tym polegał fenomen The Prodigy - wyszli z getta hermetycznej muzyki klubowej i trafili pod strzechy. Masy kupili nie tylko muzyką, ale także artystycznym wizerunkiem - nawet dziś na The Prodigy nie można się napatrzeć! Makijaże ni to w stylu gotyckim, ni to obrzędów vodoo, kolczyki w najdziwniejszych miejscach, niesłychane fryzury jak choćby słynne włosy Keitha Flinta (to ten hipis) z teledysku "Firestarter" - na środku łyso, a po bokach, nad uszami dwa mocno spiętrzone irokezy. Dzięki temu "uczesaniu" Flint stał się maskotką i symbolem zespołu.

Tak to nas jeszcze nikt nie witał

Ale przyzwoity zespół szokować musi nie tylko wyglądem. Jedna z najsłynniejszych produkcji The Prodigy to teledysk "Smack My Bitch Up" który pokazał wszystko czego pokazywać nie wolno: przemoc, narkotyki, alkohol, pornografię, defekację - a wszystko to podczas jednej imprezy. Wydarzenia pokazywane były z punktu widzenia bohatera klipu - tak jakby kamera była zamontowana na jego głowie. Impreza była naprawdę ostra: wódka, kokaina, bijatyka w klubie, wymiotowanie w toalecie, seks z poznaną przypadkiem panienką. I na końcu spojrzenie w lustro - patrzyła na nas (i na siebie) szczuplusieńka dziewczyna. Dziewczyna? To wszystko przytrafiło się dziewczynie? Klip wywołał spodziewaną burzę - w USA sieć Wal-Mart usunęła singel z półek, bojąc się pikiet feministek. Utwór wycofany został też z wielu stacji radiowych, podobnie jak z amerykańskiego MTV. Europejskie MTV pokazywało go między 1 a 5 w nocy.

O stylu życia członków zespołu krążyły najróżniejsze anegdoty - generalnie mówiło się, że miewają podobne wieczory, jak bohaterka klipu. W Internecie można znaleźć taki żarcik: The Prodigy przyjechało z koncertami na Litwę. Wysiadają z samolotu, patrzą, a tu parka ubrana na ludowo wita ich chlebem i solą. Schodzą po schodkach na płytę lotniska, przyglądają się, a wokalista rozpromieniony mówi: No, tak to nas jeszcze nikt nie witał! Pochyla się nad solą, zatyka dziurkę nosa palcem, a drugą wciąga...

Rozdajemy bilety na koncert

The Prodigy grało w Polsce już trzy razy: w 1996, 1998 i 2006 r. Wszystkie koncerty były w katowickim Spodku. W tym roku zespół przyjedzie do Wrocławia, wystąpi jako gwiazda festiwalu Creamfields 7 lipca - czyli już za tydzień. Szczegółowe informacje można znaleźć na stronie festiwalu: www.creamfields.pl. My natomiast rozdajemy bilety na to wydarzenie. W tym tygodniu do wygrania jest aż 10 biletów - trzeba tylko podać dwie gwiazdy imprezy, które wystąpią na głównej scenie. Na odpowiedzi przesłane SMS-em o treści: gw.cream.odpowiedź.imię nazwisko (bez polskich znaków) czekamy pod numerem 7303 do 4 lipca do godz. 12. Koszt SMS-a to 3,66 zł z VAT. Nazwiska zwycięzców ogłosimy w piątek, 6 lipca.

Katarzyna Wachowiak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)