ŚwiatLech Wałęsa: upiory przeszłości wzmagają antysemityzm

Lech Wałęsa: upiory przeszłości wzmagają antysemityzm

Zastanawiam się czasem nad motywami działania ludzi, którzy żywią się tragediami z przeszłości. Oni chyba większą radość mają z tych bolesnych zdarzeń niż innych lepszych stron historii. Lubią podsycać lęki i rozdrapywać urazy. I wcale nie o prawdę historyczną im chodzi, ale o spektakl. Taka postawa nie pomaga rozliczyć się z antysemityzmem, ale wręcz może go podsycać.

Lech Wałęsa: upiory przeszłości wzmagają antysemityzm
Źródło zdjęć: © WP.PL

I niech się nie łudzi autor - dobrze nagłośnionej ostatnio - książki o Polakach i Żydach tuż po II wojnie. Zastanawiam się przy okazji, dlaczego akurat o tej książce jest tak głośno, jak nigdy nie jest o innych równoważących takie wycinkowe spojrzenie na historię. A było ich przecież wiele, bo nie odkrywa się tu niczego nowego. Ton sensacyjny bardziej wszystkich zainteresował niż wcześniejsze naukowe i żmudne opracowania. Przyznam otwarcie, że nie czytałem tej książki, a tylko obserwuję głosy w dyskusji. I jestem pewien jednego. To niczemu nie służy. Ani taki obraz nie przywróci nikomu życia, ani tym bardziej nie wzmocni relacji naszych narodów na dziś i jutro. Takie podejście tylko budzi upiory z przeszłości. Często słyszymy, że współcześni Niemcy nie bardzo chcą brać odpowiedzialności za zbrodnie ich przodków. I to zrozumiałe, niczemu nie są winni. Nie akceptują nawet nazwy „niemieckie obozy koncentracyjne”. Nie ma się więc co dziwić, że nam też nie może podobać się, kiedy przez takie książki próbuje się
obarczyć nas za całe zło wobec Żydów. A obraz Polaka – wiecznego i bezwzględnego antysemity staje się jeszcze bardziej nośny na świecie. I temu się sprzeciwiam.

Tak, powinniśmy znać swoją historię, ale dlaczego mamy być z tego tytułu ciągle upokarzani jako naród w sytuacji, gdy ta historia jest jednak trochę bardziej skomplikowana. Ta historia mówi, że to Polacy byli także ofiarami II wojny, ofiarami umowy między systemem niemieckim i radzieckim. To Polacy znaleźli się w sytuacji nie do pozazdroszczenia po wojnie, kiedy to polskość tłamszona była sierpem i młotem. Nie można w tak jednoznaczny sposób sprowadzać tych skomplikowanych stosunków ze starszymi braćmi w wierze do błędów nienormalnego czasu powojennego. To był naprawdę nienormalny czas, przetrącone społeczeństwo, zachwiane wartości, chaos i zagubienie ludzi. Wiele ofiar z tego wynikało, wiele było ran, ze wszystkich stron, a potrzeba sporo czasu na ich zabliźnianie. A nie rozdrapywanie.

Piszę tę słowa prosto z Ziemi Świętej. Z Ziemi nasiąkniętej krwią dwóch narodów. Narodów między którymi narosły potężne mury nienawiści, niezrozumienia. I to jest ta żywa lekcja dla nas. Gdyby przyjąć w sprawach izraelsko-palestyńskich sposób myślenia prezentowany w opisywanej książce – konfrontacyjny, dzielący, podsycający strachy - nie widzę żadnych szans na koniec tego konfliktu. W czasie kilkudniowej wizyty w Izraelu i Palestynie spotykałem się z obiema stronami konfliktu. Długo zastanawiałem się, co mówić jednym i drugim. Nic przełomowego nie przychodziło mi do głowy. Ludzie zaangażowani w sprawy odpowiadali: Nic, nikt nie oczekuje gotowych rozwiązań. Ważne, że Pan jest. Jest Pan dla nich symbolem porozumienia, dialogu za wszelką cenę, nawet w sytuacjach beznadziejnych. Nie widziałbym sensu w samych tylko odwiedzinach, chociaż i dla nich warto tam być, bo to dla człowieka wiary miejsca podstawowe.

Starałem się do Izraelczyków i Palestyńczyków jakoś dotrzeć. Przekonywałem jednych i drugich do spojrzenia ponad bolesnymi kartami, ponad murami, po ludzku, z perspektywy zwykłych ludzi, dzieci, dla których przyszłość rysuje się w czarnych barwach, w cieniu ostrzału i aktów terroru. Pomyślałem przy tych słowach, że, na szczęście, jest jeszcze w tym wszystkim wiara. Wiara, że znów, jak przed dwoma tysiącami lat, z tego właśnie miejsca może wyjść przesłanie nadziei i pokoju. Chociaż po ludzku na dziś wydaje się to niemożliwe.

O książce raczej tam nie rozmawialiśmy. Moi rozmówcy, Izraelczycy nie pytali mnie o antysemityzm. Ja mam świadomość historii i oni. Wiele ważnych słów już kiedyś padło. Teraz pytali mnie raczej o dziś i o jutro. To interesuje młode pokolenie i to powinno nas, pokolenie doświadczone i doświadczane, interesować. Historii nie zmienimy, a co najwyżej taką drogą, jak wyznacza autor książki, wypaczymy i wiele z tego, co się z mozołem udało zbudować - zburzymy.

Pozdrawiam z Ziemi Świętej.

Lech Wałęsa specjalnie dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)