Lech Wałęsa chce postawić prezesowi PiS ultimatum: referendum albo skaczesz z okna
Lech Wałęsa zapewnia, że "boi się tylko Boga" i nie obawia się wizyty ABW w swoim domu. - Wyczyściłem wszystko, więc mogą do mnie przyjść - twierdzi.
22.05.2017 | aktual.: 22.05.2017 09:25
Były prezydent w wywiadzie dla portalu gazeta.pl stwierdza, że PiS wygrał wybory dzięki "przypadkowi i o. Tadeuszowi Rydzykowi". - Żeby nie było powtórek, to musimy wpisać do prawa badania psychologiczne i prawo do referendum ws. odwołania władz. Nie może być przecież tak, aby niektórzy uważali, że wygrane wybory dają mandat na wszystko - stwierdził.
Pytany o to, czy przyłączyłby się do skandowania "będziesz siedział" przed Pałacem Prezydenckim odparł: "nie". - Ale w odpowiednim momencie przyłączę się i postawimy prezesowi PiS warunek: referendum albo wyskakujesz z okna - dodał nawiązując do proponowanego przez siebie od wielu miesięcy referendum, w którym Polacy mieliby zdecydować o skróceniu obecnej kadencji parlamentarnej i rozpisaniu nowych wyborów. Na uwagę prowadzącego rozmowę, że takiego referendum nigdy nie było i nie będzie odparł: "Musi być". - I musimy też wpisać do konstytucji, że naród zawsze ma prawo do referendum - stwierdził Wałęsa,
- Moim zdaniem PiS wykorzystuje tragedię smoleńską i modlitwy do celów politycznych - odparł pytany, czy nie burzy się w nim krew, gdy widzi jak demonstranci blokują Jarosławowi Kaczyńskiemu wjazd na Wawel, na grób brata i bratowej. - To jest obrzydliwe i właśnie to napędza protesty przed Wawelem. W religii katolickiej nie ma zwyczaju, aby żałoba trwała aż tak długo. Jest to więc gra polityczna. Wiem, że sumienie nie pozwala J. Kaczyńskiemu zapomnieć - on czuje się i jest odpowiedzialny za 10 kwietnia 2010 r. Kolejnymi akcjami politycznymi chce zagłuszyć poczucie własnej winy - stwierdził były prezydent.
Na uwagę prowadzącego rozmowę, że jeśli ktoś nie stracił brata bliźniaka, między którymi więź jest ogromna, to nie jest w stanie zrozumieć tego bólu i wiecznej żałoby, Wałęsa odparł, że: "Jarosław Kaczyński go nie stracił". - On go wystawił. Lech nigdy nie podejmował decyzji. Lądowanie w Smoleńsku musiało być decyzją Jarosława, a nie jego brata - dodał. W opinii byłego prezydenta decyzję zawsze podejmował Jarosław Kaczyński, który "kierował Lechem i w przypadku lotu do Smoleńska też pewnie tak było".
Wałęsa pytany o zainteresowanie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego publikacją przez niego tajnych pism Urzędu Ochrony Państwa odparł, że "czuje się upoważniony do publikowania takich dokumentów", bo Agencja nie interesuje się tym, "jak na wszystkie sposoby" był podsłuchiwany "przez komunistyczne służby".
Były prezydent zapewnił, że "obawia się jedynie Pana Boga" i "troszeczkę" własnej żony. Nie boi się więc, że pewnego dnia ABW wkroczy do jego domu i biura. - Zapraszam. Nic nie mam - żadnego papieru, którego mogliby się przyczepić. Przecież ja o tym, że mogą mi zrobić przeszukanie, wiem od dawna. Ci ludzie są do tego zdolni. Wyczyściłem wszystko, więc mogą do mnie przyjść. Ja już dawno się przygotowałem na przyjście służb do mojego domu. Tyle już zniosłem w życiu, że agentów ABW też zniosę. Spokojnie - stwierdził w rozmowie z portalem gazeta.pl.
Wałęsa zasugerował też, że może zachować się jak pewien sowiecki generał, do którego przyszli "rosyjscy ubecy". - Chcieli go zamknąć. On ich oczywiście wpuścił do swojego domu, ale jak! Na ścianach miał porozwieszaną różną broń. Podszedł do największego karabinu. Zdjął go. Przeładował. Tamci wyrwali drzwi razem z futryną i w tym momencie już ich nie było. Ja nie mam w domu broni, ale jakiś łuk jest - powiedział były prezydent.
Lech Wałęsa był także pytany o ewentualną kandydaturę Donalda Tuska na prezydenta w kolejnych wyborach.
- Wiem, że jest zdolnym człowiekiem i wciąż można go wykorzystać. Teoretycznie byłby dobry, a w Unii Europejskiej nabywa coraz więcej praktyki - ocenił pierwszy przywódca "Solidarności". Dodał, że nie jest zbyt bliskim znajomym Tuska. - Zawsze jednak przy okazji wyborów się u mnie meldował i wtedy sobie trochę mogliśmy pogadać - dodał.
Przyznał, że czasem dawał mu rady w sprawach politycznych, ten jednak: "tak jak ja - robi po swojemu".