Lawina bezdomności w Hiszpanii. COVID-19 pogłębił problem
W Hiszpanii rośnie liczba osób żyjących w skrajnej biedzie. Kraj, który zmagał się z kryzysem ekonomicznym z 2008 roku, bardzo dotkliwie odczuł także skutki pandemii, co zniszczyło życie wielu osób - nie tylko z najniższej klasy społecznej. Na ulicach Barcelony czy Madrytu lawinowo przybywa bezdomnych.
Hiszpania to jeden z krajów europejskich, który najmocniej zmaga się obecnie z kryzysem. Co więcej, problemy dotykają nie tylko najbiedniejszych, chorych czy też znajdujących się blisko wieku emerytalnego. Najnowsze statystyki są alarmujące - niemal 40 proc. osób do 25 roku życia pozostaje bez pracy. Najmłodsi obywatele nie mają pieniędzy, by wyprowadzić się od rodziców, a jeśli muszą, często stają pod ścianą.
Do tej pory statystycznym bezdomnym był mężczyzna w wieku ok. 50-60 lat, najczęściej niebędący obywatelem Hiszpanii. W gronie kilkunastu tysięcy osób żyjących na ulicy nie brakowało i nie brakuje Polaków. Często wybierają oni miasta takie jak Barcelona, z powodu aury. Wysokie temperatury, nawet zimą, umożliwiają życie na ulicy.
Koronawirus zrobił bezdomnymi wielu Hiszpanów
Pandemia spowodowała jednak, że bez dachu nad głową znalazł się także niejeden Hiszpan. Po pomoc państwa ustawiają się kolejki osób potrzebujących wsparcia, które liczone jest w milionach euro. W co dzień da się zauważyć wzrost liczby bezdomnych. - Mieszkam w Barcelonie kilka lat i tak źle nie było chyba nigdy. Oczywiście, ludzie na ulicy mieszkali zawsze, ale zazwyczaj byli to imigranci. Teraz bywa różnie - powiedziała w rozmowie z WP Wiadomości Natalia, która przeprowadziła się do Barcelony z Wrocławia.
Bezdomnym w stolicy Katalonii starają się pomagać przede wszystkim organizacje kościelne, które zapewniają dostęp do bieżącej wody czy przechowalnie bagażu. Organizacje pozarządowe jeszcze przed pandemią alarmowały, że na ulicy mieszka co najmniej 40 tys. osób. W tej chwili jest ich zdecydowanie więcej. Pierwszy, ogromny skok liczby bezrobotnych przypadł na kryzys gospodarczy, który rozpoczął się w 2008 roku. Drugi, to wynik pandemii COVID-19, która pozbawiła kraj turystyki.
Na początku XXI wieku na ulicy żyły głównie osoby uzależnione lub imigranci. W tej chwili są to niejednokrotnie obywatele klasy średniej, którym odebrano mieszkania z powodu niespłacania kredytów hipotecznych czy też długów. Czasem bez dachu nad głową zostają nawet rodziny z dziećmi.
Na ulicach Barcelony nadal widać głównie osoby powyżej 50 roku życia, ale nie jest to już reguła. - Pandemia zniszczyła życie wielu osobom tutaj. Pracujący w turystyce ludzie z dnia na dzień zostali pozbawieni dochodów. Co z tego, że ruch lotniczy powrócił, skoro gości jest zdecydowanie mniej. Nie dziwi, że Hiszpania ma tak znaczną liczbę osób zaszczepionych. Wszyscy pragną normalności, bo to, co się dzieje, jest tragiczne - dodaje Natalia, mieszkająca w stolicy Katalonii.
Organizacje pozarządowe starają się pomagać osobom mieszkającym na ulicy, ale skala jest na tyle ogromna, że nie da się wspomóc każdego. - Generalnie nie jest tu źle. Temperatury raczej pomagają. Jak jest zimno, to okrywam się kocami i kładę się spać pod jakąś wiatą, żeby na mnie nie padało. Tu cały rok da się jakoś żyć, nie to, co w Polsce. A jak chce, to idę się umyć. No i mam gdzie trzymać swoje rzeczy - przekonuje Pan Jarek, który od kilku lat żyje w Barcelonie. Twierdzi, że wybrał to miasto z własnej woli.
Nie wszyscy jednak mieszkają na ulicy z wyboru. Rząd Hiszpanii stara się pomóc osobom, które wylądowały na ulicy, inwestując ogromne środki. Mimo kryzysu gospodarczego kraj nie zostawia obywateli bez wsparcia. Czy to wystarczy, by zahamować ten smutny trend, przekonamy się za kilkanaście miesięcy.