Latem Warszawie grozi góra nieodebranych śmieci i dzikie wysypiska
Od lipca Warszawie grozi góra nieodebranych śmieci i dzikie wysypiska. Tak można podsumować raport Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową o skutkach nowelizacji "ustawy śmieciowej". Autorzy analizy alarmują, że nadal w stolicy nie rozpisano przetargów na wywóz odpadów. Zebrane wcześniej doświadczenia pokazują, że cena będzie najważniejszym kryterium.
Wiceprezes Instytutu Bohdan Wyżnikiewicz przestrzega: jeśli firma zaoferuje bardzo niską cenę za swą usługę to znaczy, że pozbędzie się zebranych śmieci wyjątkowo tanio. A to może oznaczać dzikie wysypisko. Przewiduje, że droższe firmy, z instalacjami recyklingowymi, "zostaną wypchnięte z rynku".
Analityk Marcin Peterlik zwraca uwagę na patologie zaobserwowane na rynku elektro- i energo-śmieci, który regulowano wcześniej. Okazało się, że wszystko działa, ale na papierze, bo - jak mówi analityk: "kwitnie handel kwitami". Firmy działające na tym samym rynku mogą mieć rentowność 3 proc. albo 70 proc. - To daje do myślenia - dodaje Peterlik.
W ocenie Wojciecha Byśkiniewicza z firmy gospodarującej odpadami, która ma sortownię obsługującą Warszawę, bardzo tania firma z dużym prawdopodobieństwem nie ujmuje w ofercie kosztów sortowania i recyklingu. Nie ma zatem własnych instalacji, które trzeba wybudować i spłacić, ani nie zamierza korzystać z cudzych. W przekonaniu przedsiębiorcy, sensowna cena utylizacji jednej tony odpadów nie może wynosić 250 złotych za tonę, a takie się trafiają oferty. W jego zakładzie koszt spalenia jednej tony to 400 złotych, w innych spalarniach 500 złotych, a są jeszcze inne koszty.
Mieszkaniec Warszawy wytwarza rocznie 220 kilogramów śmieci. Miasto musi się uporać z milionem ośmiuset tonami odpadów, z których część jest wyjątkowo toksyczna. 12 proc. posegregowanych odpadów ma być poddanych recyklingowi i nadawać się do ponownego użycia.