Trwa ładowanie...
15-07-2013 16:20

Latem w Skandynawii przybywa żebrzących Polaków

Skandynawowie mają dość. Latem w tym regionie pojawiają się grupy polskich żebraków, którzy albo oferują w obwoźnej sprzedaży bezwartościowe towary, albo otwarcie proszą o datki.

Latem w Skandynawii przybywa żebrzących PolakówŹródło: Thinkstockphotos
dn2wsj6
dn2wsj6

Kilka dni temu w norweskim Stord mieszkańcy zaalarmowali policję, że od drzwi do drzwi chodzi Polak i żebrze.

- Mężczyzna miał przy sobie kartkę z informacją, iż zbiera pieniądze na opiekę nad córką – powiedział lokalnej gazecie „Sunnhordland” Torgeir Stødle z miejscowej policji. – Po sprawdzeniu jego personaliów okazało się, że ma pozwolenie na pobyt i pracę w Norwegii - dodał.

Latem w skandynawskiej prasie można znaleźć wiele tego typu historii. Pomysłów na łatwy zarobek jest wiele. Trzeba tylko przełknąć wstyd.

Polska Norwegia

W Norwegii mieszka już legalnie 77 100 Polaków, którzy stanowią tam najliczniejszą grupę etniczną i 17 proc. wszystkich imigrantów. Większość pracuje i jest ceniona przez miejscowych. Przeprowadzone niedawno przez Norweski Urząd Statystyczny SSB badania dowiodły, że polscy emigranci są jedną z najlepiej wykształconych grup. Coraz więcej Polaków decyduje się zostać nad fiordami na stałe – uczy się języka, kupuje tam dom, planuje przyszłość dzieci. Na marginesie tej społeczności jest jednak niewielka grupa, dla której Skandynawia jest miejscem stosunkowo łatwej, acz wstydliwej formy zarobku.

dn2wsj6

Głusi, chorzy, biedni

Z Wirtualną Polską skontaktował się mężczyzna, który twierdził, iż jego córka i zięć od kilku lat zajmują się w Skandynawii formą żebrania. Na sezon letni szykują setki powielanych na ksero grafik, a potem w Norwegii i Danii chodzą od drzwi do drzwi oferując kopie jako własne prace. W zależności od fantazji podają się za studentów, osoby głuche, rodziców chorych dzieci itp. Nic nie warte obrazki sprzedają za równowartość 30 - 80 złotych za sztukę. Wielu kupujących zdaje sobie sprawę, że płaci za bezwartościowy papier, ale robi to z litości lub chęci pozbycia się intruzów.

Według relacji mężczyzny takie zajęcie pozwala dzieciom na kilka miesięcy godnego życia. On natomiast wstydził się za nie i chce namówić na znalezienie uczciwej pracy. Niestety, mężczyzna nie zdecydował się podać szczegółów tej historii ani swoich personaliów. Jego opowieść brzmi wiarygodnie, bo każdego lata w lipcu i sierpniu wielu Polaków stuka do drzwi północnych sąsiadów prosząc o datki. Ich aktywność jest przez miejscowych odbierana coraz gorzej, kojarzona z zagrożeniem i przestępczością.

Uwaga na polskie naklejki!

Przez kilka ostatnich lat Norwegowie nauczyli się "walczyć" z odwiedzinami polskich domokrążców. Każdego lata media ostrzegają przed mającymi złe zamiary przybyszami. Na początku lipca 2012 roku telewizja TV2 prosiła wszystkich, którym na skrzynki pocztowe nalepiono nalepki w języku polskim, o kontakt z policją. Policjanci podejrzewali, że w Kvernaland oraz okolicach grupa przestępcza oznacza w ten sposób domy mające się stać celem napadu rabunkowego.

Schemat działania grupy był ten sam – najpierw od domu do domu chodzili żebracy podający się za głuchoniemych. Potem przy pomocy nalepek oznaczali wybrane skrzynki pocztowe. Doszło do kilku włamań do mieszkań, których właściciele byli na wakacjach. Dziennik „Aftenposten” informował, że podobny schemat działania grup przestępczych z Polski zaobserwowano również w Bergen oraz Skien. Nigdy nie udowodniono jednak, że nalepki i włamania były powiązane. Tam, gdzie do drzwi pukają dziwni osobnicy, pojawia się też niepokój i mnóstwo plotek.

dn2wsj6

Jak czarna wołga

Tego lata przed „ciemnym samochodem na polskich numerach” wielokrotnie ostrzegano na północy Norwegii. Lokalne gazety z okolic miejscowości Alta podały nawet numery rejestracyjne wozu, a policja informowała, że porusza się nim grupa, która raz podaje się za sprzedawców samochodów, innym razem za złote rączki, a tak naprawdę zajmuje kradzieżą drobnego sprzętu oraz rowerów. Okoliczni mieszkańcy codziennie raportowali do gazety i na policję – samochód zaobserwowano na campingu, pod sklepem, na stacji benzynowej.

To nie pierwszy tego typu problem na północy Skandynawii. W 2010 roku po północnej części Szwecji, Norwegii i Finlandii podróżowała para Polaków, która oferowała do sprzedaży plastikowe figurki. Zdarzało się, że wraz z nimi z posesji znikały wiertarki, wkrętarki czy radia. Złapani tłumaczyli, iż kradli „z zemsty” za odmowę kupna ich towarów.

Wzrasta napięcie

7 lipca w Åndalsnes grupa Polaków sprzedających od drzwi do drzwi drewniane figurki została otoczona przez norweskich nastolatków.

dn2wsj6

- 15-20 młodych ludzi otoczyło Polaków, którzy bardzo się wystraszyli, bo myśleli, że tamci spuszczą im lanie – relacjonował telewizji NRK Thorry Aakenes z dystryktu policyjnego Nordmøre og Romsdal. – Teraz, gdy w okolicy pojawiają się domokrążcy, telefony na komendzie od razu się urywają. Ludzie nie rozumieją, że samo żebranie czy sprzedawanie drobiazgów nie jest nielegalne i domagają się od nas natychmiastowej interwencji.

Aaknes stwierdził, iż z jednej strony cieszy go, że Norwegowie stają się coraz ostrożniejsi, ale jednocześnie zaapelował o rozsądek.

„W Polsce bieda”

Inną grupę amatorów datków stanowią ci, którzy nie próbują maskować swoich intencji żadną działalnością. Nie oferują obrazków, figurek, czy usług, po prostu żebrzą. Szwedzka gazeta „Ystads Allehanda” opisała historię mężczyzny z Polski od dwóch lat żebrzącego pod miejscowym supermarketem. Wszyscy w okolicy go znają, bo żebrząc zakłada na szyję wielki, charakterystyczny krzyż. Twierdzi, że ma na imię Emil, w Polsce żonę i dwoje dzieci, w tym jedno niepełnosprawne, a renta nie starcza na pokrycie wydatków.

dn2wsj6

- Mieszkam tu z przyjacielem, do Ystad przyjeżdżam pociągiem z Malmoe – zwierza się prasie Emil i przekonuje, że w Polsce taka bieda, iż trzeba żebrać.

Ystad, podobnie jak wiele innych skandynawskich miast, w tym na przykład Bergen i Oslo, rozważało wprowadzenie zakazu żebrania, jednak okazało się to niełatwe, zarówno pod względem prawnym, jak i organizacyjnym. W debacie na temat zakazu żebrania najczęściej mówi się o Romach i Rumunach, z którymi Skandynawia ma teraz duży problem. I od czasu do czasu o Polakach.

Nie warto rozmawiać?

Ci, którzy w Skandynawii zajmują się obwoźnym handlem bądź jawnym żebractwem, nie chcą o tym publicznie rozmawiać. Nie odpowiadają na pytania, czemu wybrali takie zajęcie, czy działają w sposób zorganizowany i jak radzą sobie z emocjonalną stroną takiego zajęcia. Zapytani po polsku udają głuchoniemych lub czym prędzej żegnają się i odchodzą. Najchłodniej są przyjmowani w domach Polaków, którzy mają im za złe, że „robią wstyd przed sąsiadami”.

dn2wsj6

- Kiedy widzę takiego, zaraz obdzwaniam sąsiadów i ostrzegam, by nie dali się naciągnąć – mówi na polonijnym forum Polka mieszkająca w Norwegii od lat.

Trudno oszacować, ile „obwoźne grupy żebrzące” zarabiają na swoich wyprawach. W 2008 roku ambasador RP w Norwegii poproszony o komentarz przez jeden z polskich dzienników, że może to być około 8-10 tysięcy złotych miesięcznie na osobę.

Być może zagadnięci o żebractwo amatorzy litościwego wsparcia zapytani o swoje motywy milczą, bo na takie pytania nie ma dobrych odpowiedzi. Każda brzmi albo żałośnie, albo nieszczerze.

Z Norwegii dla WP.PL Sylwia Skorstad

dn2wsj6
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
dn2wsj6
Więcej tematów