Łaska haków

Aleksander Kwaśniewski ułaskawił Petera Vogla - bandytę podejrzewanego o pranie pieniędzy Marka Dochnala.

05.12.2005 | aktual.: 05.12.2005 16:27

Związki wpływowych polityków polskiej lewicy z KGB i Stasi. Okoliczności, w jakich poznawali oni pułkownika KGB Władimira Ałganowa. Kulisy przejęcia majątku PZPR. Wszystkie te sprawy łączy to, że ogromną wiedzę o nich ma Zbigniew Sobotka. Wiceminister spraw wewnętrznych i administracji w rządzie Leszka Millera od lat uchodził za szarą eminencję lewicy. Od lat mówiło się też, że swą wiedzę traktuje jako polisę bezpieczeństwa. Czy dlatego Aleksander Kwaśniewski zdecydował się na wszczęcie procedury ułaskawieniowej wobec Sobotki, skazanego za ujawnienie planów operacji policji? Prezydent zagrał va banque. Wiedział, że sprawa szybko się wyda. Wniosek prezydenta musi przejść przez ręce ministra sprawiedliwości. A tym po raz pierwszy od lat nie jest polityk przychylny Kwaśniewskiemu. Co go skłoniło, by zaryzykował reputację i resztki społecznego zaufania?

Od walcownika do eksperta

Zbigniew Sobotka wstąpił do PZPR pod koniec lat 70. Jego prawdziwa kariera zaczęła się jednak dopiero u schyłku PRL. Jako przedstawiciel aktywu robotniczego z Huty Warszawa trafił wówczas do Biura Politycznego PZPR, gdzie zyskał opinię przedstawiciela frakcji twardogłowych. Świadczą o tym choćby meldunki wschodnioniemieckiej Stasi. Sobotka dzielił się swoimi informacjami i spostrzeżeniami z oficerami tajnych służb NRD. Gdy Sobotka znalazł się we władzach PZPR, stał się też sąsiadem Kwaśniewskiego i Józefa Oleksego na osiedlu w warszawskim Wilanowie.

Na początku III RP Sobotka przeszedł metamorfozę: z walcownika w hucie stał się ekspertem w sprawach bezpieczeństwa i tajnych służb. Wiosną 1994 r. trafił do MSW, kierowanego wtedy przez Andrzeja Milczanowskiego, bliskiego współpracownika Lecha Wałęsy. Za kandydaturą Sobotki miał stać właśnie Kwaśniewski, ówczesny lider SLD. - Sobotka nie był pierwszym kandydatem, jakiego działacze sojuszu przedstawili ministrowi, był też zdecydowanie najsłabszy z nich - wspomina gen. Henryk Jasik, zastępca Milczanowskiego. Początkowo Sobotka nie miał zbyt wiele do powiedzenia: nadzorował straż pożarną i przetargi w ministerstwie. Jego pozycja wzrosła na początku 1996 roku, kiedy z resortu po ujawnieniu sprawy Olina musiała odejść ekipa Milczanowskiego. Sobotka przejął władzę w resorcie. Do MSWiA trafił ponownie w 2001 r. po zwycięstwie SLD. Choć formalnie szefem resortu był Krzysztof Janik to Sobotka był faktycznym zarządcą resortu nadzorującym policję.

Argument nr 1:
Krzysztof Janik

Sobotka schowany w cieniu i bardzo pracowity, jak mówią jego koledzy z partii, był idealną prawą ręką ministra. Janik, związany z Aleksandrem Kwaśniewskim, wielokrotnie bronił Sobotki. Po ujawnieniu afery starachowickiej doszło do ostrego konfliktu na linii Grzegorz Kurczuk (minister sprawiedliwości) - Krzysztof Janik. Kurczuk opowiedział się za odebraniem Sobotce immunitetu. Janik był przeciwnego zdania. Co więcej, przed zakończeniem postępowania w tej sprawie ogłosił zakończenie banicji urlopowanego Sobotki. Odczytano to jako nacisk na prokuraturę, by nie stawiała zarzutów wiceministrowi. Czy Krzysztofem Janikiem kierowała tylko sympatia do swojego zastępcy? Spekulowano wtedy, że być może za przeciekiem starachowickim stał nie Zbigniew Sobotka, lecz Krzysztof Janik mający świetne kontakty z lokalnymi politykami SLD. Janik temu zaprzeczył, a Sobotka tradycyjnie milczał. Tomasz Butkiewicz Grzegorz Indulski

Źródło artykułu:Wprost
Zobacz także
Komentarze (0)