ŚwiatŁapanki na "wagarowiczów" z pracy

Łapanki na "wagarowiczów" z pracy

Białoruś wzoruje się na późnym ZSRR, i próbuje ratować gospodarkę radzieckimi metodami. Władze kraju stosują obławy w sklepach i miejscach rozrywki, wyłapując ludzi, którzy nie są w miejscu pracy. Specjalni kontrolerzy czatują na nich nawet przy łaźniach - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski Aleh Barcewicz.

28.06.2011 | aktual.: 29.06.2011 11:00

Jeden ze sklepów spożywczych w Mińsku, środek dnia. Na salę nagle wpada ekipa "kontrolerów". Zaczynają wypytywać stojących w kolejce, co tutaj robią, gdzie pracują i dlaczego w tej chwili nie są obecni na miejscu pracy? Proszą o służbowe numery przełożonych, dzwonią i wyjaśniają sprawę. "Wagarowiczom" grożą surowymi sankcjami.

Takie naloty w różnych miastach Białorusi trwają już drugi miesiąc. Kontrolerzy sprawdzają ludzi w kawiarniach, kinach i nawet przy wyjściach z łaźni. W niektórych przedsiębiorstwach administracja wysyła pracowników na urlopy ze specjalnym zaświadczeniem, na wypadek, jeżeli ktoś go na mieście zapyta "A co Pan/Pani tu robi?". Jest w nim napisane, że "ten oto obywatel rzeczywiście jest na urlopie w danym terminie".

"Andropowszczyzna"

Wprowadzenie takich kontroli - to osobisty pomysł Aleksandra Łukaszenki. Głównym celem jest zaostrzenie "dyscypliny" w miejscach pracy, a jednym z powodów - fatalna kondycja rodzimej gospodarki. Białoruski przywódca nie ukrywa, że pomysł jest wzorowany na praktykach, stosowanych w późnym Związku Radzieckim, w dobie rządów pierwszego sekretarza KC KPZR Jurija Andropowa.

- Należy skończyć z brakiem dyscypliny i rozprzężeniem w przedsiębiorstwach i organizacjach - stwierdził szef białoruskiego państwa. - Mamy doświadczenie czasów Andropowa. Czy to się komuś podoba, czy nie, to mniej więcej w ten sposób powinniśmy każdego zmuszać do pracy - dodał.

Spuścizna szefa KGB

Były szef radzieckiego KGB Andropow, kierował Związkiem Radzieckim w latach 1982-84. Na stanowisku pierwszego sekretarza KPZR zastąpił on długoletniego przywódcę Leonida Breżniewa, rządy którego nazywano "epoką beztroskiego zastoju". Był to czas stopniowego uświadomienia przez rządzącą ZSRR elitę, że okres odurzenia korzystną koniunkturą światowych cen na ropę dobiega końca. Radziecka gospodarka planowa wymagała gruntownych zmian wewnętrznych.

Jurij Andropow zaczął radykalnymi metodami poprawiać dyscyplinę wśród robotników. Stosowano obławy w sklepach, kinach i innych miejscach rozrywki, wyłapując ludzi, którzy w tych godzinach powinni być w pracy. Nakładano też wysokie kary za spóźnienia. Praktyki Andropowa, jak wiemy nie pomogły ZSSR. Jak również nie pomogła wielka "przebudowa", rozpoczęta w połowie lat 80. przez Michaiła Gorbaczowa.

Im więcej, tym lepiej

Dziś, trzy dekady później, oporne wobec reform władze Białorusi próbują poprawić sytuację gospodarczą metodami państwa, które już nie istnieje. Zdaniem ekonomistów, jednym z głównych problemów przestarzałego modelu białoruskiej gospodarki jest jej ekstensywność. Obecnie import drastycznie przeważa tam nad eksportem, bowiem duże ilości wytwarzanej przez rodzime przedsiębiorstwa produkcji po prostu się nie sprzedają i trafiają do magazynów. Dlatego jedyną receptą na względną poprawę sytuacji jest gruntowna modernizacja i reorientacja przedsiębiorstw z ilości na jakość produkowanych towarów. Jednak, podobnie jak w Związku Radzieckim, nadal panuje kult statystyki i wskaźników - w myśl zasady "im więcej, tym lepiej".

Koniec "pasjansów" w pracy

Prócz obław na mieście białoruski Komitet Państwowej Kontroli - organ, realizujący rozporządzenie o dyscyplinie - monitoruje same przedsiębiorstwa, urzędy oraz instytucje. Kontrolerzy sprawdzają ilość i wielkość spóźnień, obecność na miejscu pracy gazet, krzyżówek i nawet zawartość komputerów, tropiąc używanie w godzinach roboczych różnego rodzaju gier i przeglądanie portali społecznościowych. Następnie w mediach państwowych urzędnicy raportują prezydentowi o najbardziej rozpasanych zakładach oraz ilości ukaranych pracowników.

Taką politykę władz Białorusini pogardliwie nazywają "andropowszczyzną". Ironia sytuacji tkwi jeszcze w tym, że z powodu kryzysu olbrzymia ilość przedsiębiorstw musiała wstrzymać pracę. Według państwowej statystyki w całym kraju ponad 600 osób "tymczasowo wstrzymało działalność". Według danych nieoficjalnych jest ich już ponad milion (ilość mieszkańców na Białorusi wynosi 9,5 miliona).

Jednym z takich tymczasowo bezrobotnych jest znajomy Siarhiej, którego firma wysłała na bezterminowy urlop. - Mnie na ulicy jeszcze nie zaczepiano - mówi. Ale jeżeli wyjadą z pytaniem "Dlaczego Pan nie jest w pracy?", to w najłagodniejszym wypadku odpowiem: "No bo dzięki waszej 'wybitnej' polityce w tej chwili nie mam pracy!".

Aleh Barcewicz dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (87)