"Łapanka" do komisji śledczych. "Lepiej atakować niż się bronić"
Zagadywani w Sejmie politycy PiS ignorują temat zapowiadanych przez Koalicję Obywatelską komisji śledczych. Jedną z rozważanych we władzach PiS koncepcji jest brak przedstawicieli partii w każdej z nich - wynika z informacji WP. W partii są też przeciwnicy takiego rozwiązania. - Ktoś Morawieckiego musi bronić - przyznaje jeden z posłów.
Poseł Arkadiusz Myrcha z Koalicji Obywatelskiej, nowy przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości, mówi Wirtualnej Polsce, że jeszcze dziś - w środę 22 listopada - mogą zostać skierowane do marszałka Sejmu wnioski ws. powołania komisji śledczych. W przyszłym tygodniu zaś mają zostać zaprezentowane uchwały w tej sprawie.
Wtedy też - mówi nam Myrcha - poznamy kandydatów nowej większości parlamentarnej (KO, Trzeciej Drogi i Lewicy) do komisji śledczej, która zbada proces organizowania przez PiS tzw. wyborów kopertowych w 2020 roku.
Kolejne dwie komisje, które - zgodnie z zapowiedzią Donalda Tuska - do końca roku chce powołać nowa większość, będą dotyczyć inwigilacji polityków opozycji systemem Pegasus oraz tzw. afery wizowej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kto z PiS przed komisją śledczą? Przyszły wicepremier podaje nazwiska
Plan PiS
Jaki plan ma na to PiS? Rozważanych jest kilka koncepcji.
Jedna z nich zakłada, że PiS zignoruje prace we wszystkich komisjach i nie oddeleguje do nich swoich przedstawicieli. Jeden z posłów - zwolennik bojkotu komisji ze strony formacji Jarosława Kaczyńskiego - przyznaje nieoficjalnie, że udział PiS w pracach komisji wyłącznie je uwiarygodni. I nada sens "fałszywej narracji opozycji". Stąd - jego zdaniem PiS - powinien postawić na bojkot.
To jednak koncepcja mało prawdopodobna. Jej wdrożenie bowiem całkowicie oddawałaby pole nowej większości pod przewodnictwem Koalicji Obywatelskiej. I spychałaby PiS do defensywy (wszak wezwani przed oblicze komisji politycy PiS i tak będą musieli się stawić). Tak uważa zresztą część naszych rozmówców z formacji (jeszcze) rządzącej.
Stanowiska w PiS w tej sprawie dopiero się ścierają. W nieoficjalnych rozmowach politycy rządu PiS przyznają, że w komisjach śledczych powinni pracować przedstawiciele ich formacji. - Trzeba się bronić - mówi jeden z członków rady ministrów.
- Nie było przypadku w polskim parlamentaryzmie, że największa partia nie wysyła do komisji śledczej swoich przedstawicieli - zauważa inny z naszych rozmówców.
Dwie wersje pokazują jak na dłoni, że PiS ma problem z doborem taktyki.
Poseł Arkadiusz Myrcha z KO dodaje: - Jeśli PiS nikogo nie oddeleguje, to strzeli sobie w stopę.
W PiS chętnych brak
Według snutych w kuluarach rozważań są takie: jeśli komisja najmocniej może uderzyć w Mateusza Morawieckiego czy Jacka Sasina (za "wybory kopertowe"), to pracować w niej powinni bliscy współpracownicy obu polityków.
Analogicznie w innych komisjach: w komisji ds. inwigilacji Pegasusem zasiąść ma polityk bliski Mariuszowi Kamińskiemu, a w komisji ds. afery wizowej - któryś z przedstawicieli MSZ.
Nazwisk kandydatów do komisji jeszcze nie ma. I to nie tylko w PiS, ale także w Koalicji Obywatelskiej. Wprost przyznają to rozmówcy z otoczenia Donalda Tuska w sejmowych kuluarach.
Z PiS słyszymy: - Nikt się od nas tam pchać nie będzie. Wiadomo przecież, że łatwiej atakować niż się bronić.
W KO za to mówią: - U nas z kandydatami nie będzie problemu. "Wybrańców" pewnie wskaże Donald.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl