"Łapanka" do komisji śledczych. "Lepiej atakować niż się bronić"

Zagadywani w Sejmie politycy PiS ignorują temat zapowiadanych przez Koalicję Obywatelską komisji śledczych. Jedną z rozważanych we władzach PiS koncepcji jest brak przedstawicieli partii w każdej z nich - wynika z informacji WP. W partii są też przeciwnicy takiego rozwiązania. - Ktoś Morawieckiego musi bronić - przyznaje jeden z posłów.

Donald Tuska pojawił się przed komisją śledczą ds. VAT fot Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Donald Tuska pojawił się przed komisją śledczą ds. VAT fot Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Źródło zdjęć: © Licencjodawca | Andrzej Iwanczuk/REPORTER
Michał Wróblewski

Poseł Arkadiusz Myrcha z Koalicji Obywatelskiej, nowy przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości, mówi Wirtualnej Polsce, że jeszcze dziś - w środę 22 listopada - mogą zostać skierowane do marszałka Sejmu wnioski ws. powołania komisji śledczych. W przyszłym tygodniu zaś mają zostać zaprezentowane uchwały w tej sprawie.

Wtedy też - mówi nam Myrcha - poznamy kandydatów nowej większości parlamentarnej (KO, Trzeciej Drogi i Lewicy) do komisji śledczej, która zbada proces organizowania przez PiS tzw. wyborów kopertowych w 2020 roku.

Kolejne dwie komisje, które - zgodnie z zapowiedzią Donalda Tuska - do końca roku chce powołać nowa większość, będą dotyczyć inwigilacji polityków opozycji systemem Pegasus oraz tzw. afery wizowej.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Plan PiS

Jaki plan ma na to PiS? Rozważanych jest kilka koncepcji.

Jedna z nich zakłada, że PiS zignoruje prace we wszystkich komisjach i nie oddeleguje do nich swoich przedstawicieli. Jeden z posłów - zwolennik bojkotu komisji ze strony formacji Jarosława Kaczyńskiego - przyznaje nieoficjalnie, że udział PiS w pracach komisji wyłącznie je uwiarygodni. I nada sens "fałszywej narracji opozycji". Stąd - jego zdaniem PiS - powinien postawić na bojkot.

To jednak koncepcja mało prawdopodobna. Jej wdrożenie bowiem całkowicie oddawałaby pole nowej większości pod przewodnictwem Koalicji Obywatelskiej. I spychałaby PiS do defensywy (wszak wezwani przed oblicze komisji politycy PiS i tak będą musieli się stawić). Tak uważa zresztą część naszych rozmówców z formacji (jeszcze) rządzącej.

Stanowiska w PiS w tej sprawie dopiero się ścierają. W nieoficjalnych rozmowach politycy rządu PiS przyznają, że w komisjach śledczych powinni pracować przedstawiciele ich formacji. - Trzeba się bronić - mówi jeden z członków rady ministrów.

- Nie było przypadku w polskim parlamentaryzmie, że największa partia nie wysyła do komisji śledczej swoich przedstawicieli - zauważa inny z naszych rozmówców.

Dwie wersje pokazują jak na dłoni, że PiS ma problem z doborem taktyki.

Poseł Arkadiusz Myrcha z KO dodaje: - Jeśli PiS nikogo nie oddeleguje, to strzeli sobie w stopę.

W PiS chętnych brak

Według snutych w kuluarach rozważań są takie: jeśli komisja najmocniej może uderzyć w Mateusza Morawieckiego czy Jacka Sasina (za "wybory kopertowe"), to pracować w niej powinni bliscy współpracownicy obu polityków.

Analogicznie w innych komisjach: w komisji ds. inwigilacji Pegasusem zasiąść ma polityk bliski Mariuszowi Kamińskiemu, a w komisji ds. afery wizowej - któryś z przedstawicieli MSZ.

Nazwisk kandydatów do komisji jeszcze nie ma. I to nie tylko w PiS, ale także w Koalicji Obywatelskiej. Wprost przyznają to rozmówcy z otoczenia Donalda Tuska w sejmowych kuluarach.

Z PiS słyszymy: - Nikt się od nas tam pchać nie będzie. Wiadomo przecież, że łatwiej atakować niż się bronić.

W KO za to mówią: - U nas z kandydatami nie będzie problemu. "Wybrańców" pewnie wskaże Donald.

Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski

Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (984)