L. Wałęsa: dopóki trumny nie zamkną, biorę wszystko
Były prezydent skończył 65. lat i zagrał w meczu piłkarskim zorganizowanym na jego cześć.
Podobno liczba 65. dla mężczyzny jest jak gruba kreska. Przekraczasz magiczną granicę i przestajesz istnieć. Kanapa, ciepłe kapcie, pilot w garści. Czasami ryby, czasami grzyby, ale generalnie mało barwny żywot emeryta.
U zwyczajnego faceta może i tak jest - zgadzają się przyjaciele Lecha Wałęsy, dzisiejszego jubilata. Ale w przypadku byłego prezydenta taki scenariusz odpada. On jest zbyt żywotny. Sławomir Rybicki, poseł PO, twierdzi, że Wałęsa nie zakończył jeszcze swojej misji. Ta misja to bycie dobrym ambasadorem Polski w świecie. A więc - nie czas na emeryturę.
Krzysztof Pusz, po 1989 roku m.in. szef gabinetu i sekretarz Lecha Wałęsy, twierdzi, że były prezydent nigdy na prawdziwą emeryturę nie odejdzie. Za bardzo kocha politykę i za bardzo kocha życie - twierdzi. Nie zniechęcą go nawet te wszystkie idiotyczne ataki. Może więc odegra jeszcze jakąś dziejową rolę jako mąż opatrznościowy.
Dzisiejszy bohater wykazuje jednak mniej optymizmu. Po kopie to po chłopie - podsumowuje Lech Wałęsa. Ja też zacząłem się pakować. Myślę o "Solidarności" po drugiej stronie.
Ci, którzy go znają lepiej, wiedzą, że to kokieteria. Wałęsa też po chwili zmienia zdanie. Dopóki trumny nie zamkną, biorę wszystko - deklaruje. Lubię trudności, więc będę rozwiązywać krzyżówki, które życie niesie. Nie przechodzę obojętnie wokół różnych spraw.
Wałęsa sam mówi, że jest nietypowy. Bo typowy mężczyzna po płotach nie łazi. A pytania w stylu: czy czas umierać, tylko go wkurzają. Nie życzę nikomu 65 lat, tylko 25 - zastrzega.
Nowy etap życia też zaczął nietypowo. Zamiast ogrodowego przyjęcia na 300 osób - podróż do Warszawy. Zamiast perlącego się szampana i uginających się stołów - poważna konferencja pod hasłem "Solidarność dla przyszłości" na Zamku Królewskim, a do tego koncert galowy "Nobel '83. Pro memoria" w Teatrze Wielkim.