L. Kaczyński broni szefa prezydenckiej ochrony
Jeżeli na skutek incydentu w Gruzji rząd zwolni szefa prezydenckiej ochrony, to prezydent może w ogóle z niej zrezygnować - dowiedziała się "Gazeta Wyborcza".
Dziennik pisze, że otoczenie prezydenta obawia się, że Krzysztof Olszowiec będzie kozłem ofiarnym niedzielnego incydentu w Gruzji, gdy w pobliżu Lecha Kaczyńskiego rozległy się strzały.
Olszowiec pracuje u boku Lecha Kaczyńskiego od 1991 roku i jest jednym z niewielu ludzi, do których prezydent ma pełne zaufanie. Może on wchodzić do prywatnych apartamentów w Pałacu Prezydenckim. Tego zaszczytu nie dostępują nawet niektórzy prezydenccy ministrowie - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
Dziennik pisze, że odpowiedzialne za ochronę głowy państwa Biuro Ochrony Rządu podlega formalnie MSWiA. Teoretycznie rząd mógłby zwolnić Olszowca, który towarzyszył prezydentowi w Gruzji, ale nie było go przy Kaczyńskim w momencie oddawania strzałów. Wraz z innymi oficerami BOR utknął na końcu kolumny aut. W czasie incydentu podobno próbował dodzwonić się do głowy państwa, ale ten nie mógł odebrać.
- Incydent w Gruzji to nie jego wina - mówią o Olszowcu źródła z otoczenia prezydenta. Ich zdaniem za wszystko, co się działo podczas wizyty za granicą, w 95% odpowiadają miejscowi.