PolskaKwaśniewski - wódz bez armii

Kwaśniewski - wódz bez armii

Kwaśniewski wraca. Chociaż come back byłego prezydenta miał miejsce 1 kwietnia, nie jest to żart. Niegdysiejszy Mojżesz, który przeprowadził postkomunistów na drugą stronę Morza Czerwonego, ponownie podejmuje wyzwanie. Lekceważąc przy okazji sentencję Karola Marksa, który powiedział kiedyś, że historia powtarza się jako parodia.

Kwaśniewski - wódz bez armii
Źródło zdjęć: © wp.pl

02.04.2007 | aktual.: 02.04.2007 09:24

Pozornie Kwaśniewski ma dzisiaj łatwiejsze zadanie. Historyczny bagaż nie ciąży postkomunistycznej lewicy tak bardzo, jak kilkanaście lat temu. Kulą u nogi cięższą niż Rewolucja Październikowa, Stalin i stan wojenny jest teraz Leszek Miller i smrodek oblepiający SLD od czasów afery Rywina. Dzisiaj nikt już nie wierzy w bolszewicki zapał i krwiożerczość dawnych komunistów, tym bardziej, że lubią podjeść kawior i popić whisky. Ale starą etykietkę zastąpiła nowa, wcale nie mniej kłopotliwa. Postkomuniści to dzisiaj symbol polityki cynicznej, skorumpowanej i bezideowej.

Zresztą sam Kwaśniewski jest tu postacią symboliczną. Ideowego komunisty nijak się z niego zrobić dziś nie da, choćby próbował sam ksiądz Rydzyk. Ale „Polska prezia” nie na darmo wzięła imię od dawnej głowy państwa. Układy, układziki, biznesy, oligarchowie – to wszystko miało swój początek w Pałacu Prezydenckim. I nie są to diagnozy prawicowych oszołomów, ale Aleksandra Gudzowatego – biznesmena przez lata związanego z obozem byłego prezydenta.
Kwaśniewski ma jednak i atuty. Dzisiaj może liczyć nie tylko na wsparcie dawnych PZPR-owskich aparatczyków, którzy stanowili jego gwardię na początku lat 90. Dzisiaj, obchodzący rocznicę uchwalenia konstytucji Kwaśniewski oklaskiwany jest także przez ludzi, którzy dekadę temu czuli się upokorzeni jego prezydenckim zwycięstwem. To bez wątpienia jego osiągnięcie. Politycy dawnej Unii Wolności, ludzie nauki i kultury widzą w nim nie komucha, czy „prezia”, ale zasłużonego męża stanu.

Paradoksalnie, trudniejszą sytuację może mieć Kwaśniewski we własnym, dawnym obozie. Oczywiście, zewnętrzne objawy uwielbienia dla byłego prezydenta kwitną i tam. Tyle tylko, że dla polityków postkomunistycznej lewicy Kwaśniewski to nie tylko dar od niebios i kawaleria przybywająca na pomoc. To także, a może przede wszystkim – rywal. Jeśli miałby on odegrać w polityce znowu jakąś rolę, to trzeba mu zrobić miejsce. A to znaczy, że ktoś musi się posunąć. Chętnych do tego jakoś nie widać. Wojciech Olejniczak ani myśli ustępować fotela lidera SLD. Z kolei Marek Borowski nie bez racji uważa się za najsilniejszą osobowość wśród Lewicy i Demokratów i chciałby pozostać twarzą tej formacji. Nic zatem dziwnego, że liderzy lewicy wyznaczają dla Kwaśniewskiego role „autorytetu”, „doradcy”, „patrona”. Czyli człowieka, którym można pomachać jak sztandarem, ale który nie ma nic do powiedzenia. I nie powinien się wtrącać.

Nie bez znaczenia jest także fakt, że po lewej stronie politycznej sceny wciąż sporo do powiedzenia mają dawni rywale Kwaśniewskiego, czasem wręcz go nienawidzący. Józef Oleksy wypadł bezpowrotnie z gry, ale już Leszek Miller wciąż jest człowiekiem, który ma sporo do powiedzenia w SLD. A za „preziem” nie przepada, oj nie przepada. Nic zatem dziwnego, że Kwaśniewski myśli o zorganizowaniu czegoś własnego. Nowej formacji, do której mógłby doprosić istniejące obecnie partie. Tylko, że Kwaśniewski kilkakrotnie próbował już takich sztuczek i zawsze ponosił porażkę. Ostatnia próba miała miejsce przy okazji wyborów do europarlamentu i zakończyła się totalną klapą.

Wiele wskazuje, że tak będzie i tym razem. Kwaśniewskiemu brak bowiem po prostu ludzi. Z Waldemarem Dubaniowskim i Andrzejem Olechowskim nie zagra nawet w brydża. A w dzisiejszej polityce bez wehikułu w postaci sprawnej partii, nie zajedzie się daleko. Ten wehikuł posiadają jego dawni koledzy, ale na pewno nie oddadzą Kwaśniewskiemu kierownicy.

Igor Zalewski dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)