Kuzyni z Polski podbili serca Amerykanów. "Zrobili coś niezwykłego"
Amerykanie udostępniają w mediach społecznościowych historię dwóch Polaków, którzy ruszyli na pomoc zwierzętom poszkodowanym w kalifornijskich pożarach. "Przyjechali do nas z Chicago. To ponad 7000 km!" - mówi kobieta, której pomogli Danny i Arek Zachara.
29.11.2018 11:56
Amerykańskie służby poinformowały w środę, że liczba ofiar pożarów, które zaatakowały Kalifornię, wzrosła do 88 osób. Aż 249 wciąż uznaje się za zaginione, a tysiące zostały ranne. Poszkodowanych jest też bardzo wiele zwierząt, które błąkają się w poszukiwaniu schronienia i czegoś do jedzenia.
Na pomoc tym ostatnim ruszyli mieszkający w Chicago Polacy. Problem w tym, że tylko w jedną stronę musieli przejechać ponad 3 tys. km.
"Przez ponad tydzień byłam z nimi w kontakcie. Przywieźli wielką przyczepę siana, paszę dla zwierząt oraz karmę dla psów i kotów" - przyznaje właścicielka Wheeler Ranch and Feed w Biggs, gdzie trafiła większość jedzenia dla zwierząt.
"Droga do nas zajęła im wiele dni. Musieli się mierzyć z deszczem, śniegiem i wiatrem. To ich nie powstrzymało. Parę nocy spędzili w ciężarówce, by na postojach pilnować cennych skarbów dla naszych zwierząt. W ich ojczystym języku chcę powiedzieć: 'Dziękuję'" - dodała.
Fatalne warunki
Wirtualna Polska skontaktowała się z kuzynami. - Było warto. Nigdy nie wiadomo, kiedy ty możesz potrzebować takiej pomocy. Ci ludzie i zwierzęta stracili w pożarach wszystko. Cały czas jesteśmy z nimi w kontakcie. Chociaż właśnie wróciliśmy do Chicago, jeżeli znów będzie brakować im jedzenia, pojedziemy jeszcze raz - zapewnia w rozmowie z Wirtualną Polską Arek Zachara.
Przyznaje jednak, że przeprawa wzdłuż całych Stanów Zjednoczonych nie była teraz łatwa. Na przykład w Wyoming pogoda była tak fatalna, że drogę zablokowano im na 14 godzin.
Arek przyjechał do USA w 1995 roku, a jego kuzyn 6 lat później. W Chicago mają własną firmę budowlaną MDD Exterior Inc.
- Rzucenie własnych obowiązków i wyjazd na tyle dni nie jest chyba prostą sprawą? - pytamy polskich imigrantów.
- Na taką tragedię rąk do pracy nigdy za wiele - odpowiadają.
Amerykanie są pod wrażeniem
Mężczyźni nie szukali rozgłosu. Podziękowania za pomocą Facebooka złożyły im po prostu przedstawicielki Wheeler Ranch and Feed. Potem historia zaczęła żyć własnym życiem i udostępniało ją coraz więcej internautów.
"Zachowanie tych kuzynów zwala z nóg. To niesamowite, jak wspaniale potrafią zachować się ludzie, gdy inni są w potrzebie" - ocenił Frank Somerville, prezenter stacji telewizyjnej KTVU, którego profil obserwuje ponad pół miliona osób. Jego wpis również ma już tysiące udostępnień i komentarzy.
"Ta historia powinna być w czołówce wszystkich serwisów informacyjnych. Super robota chłopaki" - dodają użytkownicy sieci.
Kuzyni skromnie tłumaczą jednak, że w Polsce też wychowywali się na farmie i rozumieją dramatyczną sytuację, w której znaleźli się mieszkańcy Kalifornii i ich zwierzęta.