PolskaKurtyka: jeżeli Widacki skłamał, sprawa znajdzie finał przed sądem

Kurtyka: jeżeli Widacki skłamał, sprawa znajdzie finał przed sądem

Jeżeli prokurator lustracyjny IPN dojdzie do
wniosku, że poseł Jan Widacki skłamał, to z całą pewnością skończy
się to przed sądem lustracyjnym właściwego szczebla - powiedział prezes IPN Janusz Kurtyka, pytany o doniesienia "Newsweeka". Na stronie internetowej tygodnika w tekście "Widacki pod lupą IPN" napisano, że prokuratorzy z Instytutu znaleźli w archiwach
notatkę, która podważa oświadczenie lustracyjne Widackiego.

Kurtyka: jeżeli Widacki skłamał, sprawa znajdzie finał przed sądem
Źródło zdjęć: © PAP

29.09.2008 | aktual.: 29.09.2008 18:03

Według prezesa IPN "metodycznie" sprawdzane są wszystkie oświadczenie lustracyjne i w przypadku Widackiego nie ma specjalnego trybu.

Dokument, o którym pisze "Newsweek", pochodzi z teczki Widackiego. W tajnej opinii z lutego 1983 r. jeden z esbeków opisując karierę zawodową prawnika napisał, że od marca 1980 r. Widacki był zatrudniony na pół etatu w Wyższej Szkole Oficerskiej MSW w Legionowie i że z pracy tej zrezygnował w sierpniu 1980 r., tuż po wstąpieniu do NSZZ "Solidarność".

Według "Newsweeka", "parlamentarzysta w swoim oświadczeniu lustracyjnym przyznał tylko, że jako szef zakładu kryminalistyki Uniwersytetu Śląskiego prowadził w WSO w Legionowie seminarium doktoranckie dla pracowników i wykładowców - ale jako zewnętrzny ekspert dostający honoraria, a nie etatowy pracownik otrzymujący regularną pensję". Postępowanie IPN ma ustalić, jak było naprawdę.

Komentarza nie będzie. Jeżeli zostaną odnalezione jakieś dokumenty, to sądzę, że pierwszą osobą, która powinna je zobaczyć, powinien być właściwy prokurator lustracyjny i powinniśmy pozostawić jemu decyzję, czy są to dokumenty, jeśli są, nadające się do wykorzystania w ewentualnym procesie lustracyjnym - powiedział Kurtyka.

Według prezesa IPN, "jeżeli prokurator lustracyjny IPN dojdzie do wniosku, że pan poseł Jan Widacki skłamał, to z całą pewnością skończy się to przed sądem lustracyjnym właściwego szczebla".

Widacki powiedział PAP, że o postępowaniu IPN dowiedział się od dziennikarza tygodnika._ Oficjalnie nie wiem o tym, że IPN się tym zajmuje- mówił poseł. _Nie byłem pracownikiem etatowym szkoły w Legionowie, nigdy nie miałem ani etatu ani pół etatu w związku z czym niech sobie sprawdzają oświadczenie, bardzo proszę - dodał.

Prawnik wyjaśnił, że o współpracy ze szkołą napisał w pierwszym oświadczeniu lustracyjnym, w części "B" formularza, który złożył, kiedy nie było do końca jasne, co się rozumie jako współpracę ze służbami. W tej chwili nie ma wątpliwości, że współpraca dotyczy czegoś zupełnie innego - powiedział Widacki. Moja współpraca z tą szkołą nie jest współpracą tajną w rozumieniu ustawy, a nie byłem też pracownikiem etatowym. Tu nie ma w moim przekonaniu rozbieżności między jednym a drugim oświadczeniem lustracyjnym - uważa poseł.

Widacki powiedział, że dysponuje materiałami z własnej teczki prowadzanej przez SB i zamierza w przyszłym tygodniu opublikować je w internecie.

"Newsweek" powołując się na nieoficjalne informacje podał także, że warszawska dyrekcja Biura Lustracyjnego IPN latem żądała przyspieszenia postępowania w sprawie Widackiego, kiedy pracował on jeszcze w komisji śledczej ds. domniemanych nacisków na służby specjalne za rządów PiS.

Kurtyka temu zaprzecza. Wątpię, żeby były naciski. Jestem pewien, że ich nie było - powiedział dziennikarzom. Pion śledczy IPN metodycznie sprawdza wszystkie oświadczenia lustracyjne - dodał i zapewnił, że w sprawie Widackiego nie było żadnej specjalnej ścieżki postępowania.

Sprawy nie komentuje dyrektor krakowskiego oddziału IPN Marek Lasota. Prowadzący postępowanie dotyczące Widackiego prok. Piotr Stawowy był w poniedziałek nieuchwytny dla dziennikarzy.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)