Kurtyka: IPN wciąż nie wie ile osób i kiedy zlustruje
Prezes Instytutu Pamięci Narodowej Janusz
Kurtyka przyznał, że wciąż nie wiadomo, ile osób będzie od 15
marca podlegać lustracji na nowych zasadach i w jakim czasie IPN
wszystkie te osoby zlustruje. Dodał, że na pewno będzie to "spora
liczba", a sam proces lustracji - długotrwały.
06.03.2007 13:05
Kurtyka powiedział dziennikarzom, że sam nie wie, czy lustrowanych ma być 300 czy też 700 tys. osób pełniących funkcje publiczne (jak wcześniej szacowano). Prezes IPN zaznaczył, że wolałby, by było to 300 tys. Wiadomo to będzie, gdy wszystkie oświadczenia spłyną już do IPN.
Działający od 1999 r. Rzecznik Interesu Publicznego nie zdążył do dziś sprawdzić wszystkich oświadczeń osób publicznych (złożono ich ok. 27 tys.). Nowa ustawa, która wchodzi w życie 15 marca, rozszerza lustrację na kilkaset tysięcy osób. Prawdziwość ich oświadczeń ma badać nowy pion lustracyjny IPN. Podejrzewając czyjeś "kłamstwo lustracyjne", będzie on występował do 20 sądów okręgowych w całej Polsce. Sądową sankcją za kłamstwo jest 10- letni zakaz pełnienia stanowisk publicznych.
Kurtyka poinformował, że nowy pion IPN - który ma także publikować listy agentów tajnych służb PRL w Internecie - ma zatrudniać docelowo około 100 prokuratorów i drugie tyle osób obsługi. Podkreślił, że proces organizacji nowego pionu to "duże wyzwanie"; potrwa to na pewno kilka miesięcy, a organizowanie pionu ma się zakończyć do końca roku. Szefa pionu powołuje premier na wniosek ministra sprawiedliwości w uzgodnieniu z prezesem IPN. Kurtyka ujawnił, że jest kilku kandydatów, ale nie podał ich nazwisk. Prezes IPN ma nadzieję, że szef pionu rozpocznie pracę jak najszybciej.
Według IPN, osoba już wcześniej zlustrowana według ustawy z 1997 r. będzie lustrowana przez IPN wtedy, jeśli odnalazłyby się jakieś nowe dokumenty na jej temat. Kurtyka przyznał zarazem, że ustawa wprowadza dwa tryby lustracji: jeden to badanie oświadczeń osób publicznych, a drugi - to spisy osób współpracującymi z tajnymi służbami PRL. Według prezesa, to dwa "odrębne tryby lustracji i równoległe procedury". Przyznał jednak, że niektóre osoby podległe lustracji mogą się znaleźć na liście agentów.
IPN ma pół roku, by zacząć w Internecie publikację listy agentów, które będą potem aktualizowane. Mają się tam znaleźć osoby, które były przez służby PRL traktowane jako informatorzy, które zobowiązały się do udzielania im informacji lub też im ich dostarczały. Wyrok sądu oczyszczający z zarzutu agenturalności nie ma wpływu na umieszczenie na liście - choć IPN dołączy informację o takim wyroku (w takiej sytuacji może być np. wicepremier Zyta Gilowska).
Prezes IPN powiedział, że w PRL mogło być nawet ok. miliona współpracowników tajnych służb. "Na początek" IPN będzie chciał opublikować ok. 20-30 tys. osób; nad tą listą pracują już specjalne zespoły archiwistów i historyków IPN. Osoby, które znajdą się na tej liście, będą mogły skarżyć się do sądu. Ustawa nie przewiduje, by po korzystnym wyroku ich nazwiska znikły z listy.
Na liście agentów nie będzie osób, których akta dziś są w tzw. zbiorze zastrzeżonym (są tam np. dane agentów tajnych służb Polski po 1989 r.); ale jeśli taka osoba pełni funkcję publiczną, to będzie podlegać procedurom lustracji, a sąd miałby dostęp do jej akt. Zgodnie z nową ustawą, oświadczenia lustracyjne o tym, czy współpracowały z tajnymi służbami PRL, mają złożyć osoby urodzone przed 1972 r., które pełnią funkcje publiczne w rozumieniu ustawy. Będą one miały na złożenie oświadczenia miesiąc - licząc od powiadomienia przez organ powołujący o takim obowiązku. Za jego niedopełnienie pracownikowi grozi utrata pełnionej funkcji; ustawa nie zna sankcji dla pracodawcy za niepowiadomienie o takim obowiązku. Oświadczenia będą publikowane przez IPN w internecie.
Pytany o dziennikarzy, którzy już odmówili złożenia oświadczeń (Ewa Milewicz z "Gazety Wyborczej" i Wojciech Mazowiecki z "Przekroju"), Kurtyka powiedział, że jego zdaniem może się okazać, iż w opinii publicznej wiarygodnym dziennikarzem będzie ten, kto złożył oświadczenie. Ostro na te słowa zareagował obecny na konferencji dziennikarz "GW", według którego Kurtyka obraził tych dziennikarzy. Kurtyka był zdziwiony zarzutami dziennikarza "GW".
Szef biura prawnego IPN Krzysztof Zając uważa, że w przypadku niezłożenia oświadczeń, sąd który zarejestrował dany tytuł prasowy, mógłby teoretycznie zażądać od wydawcy "wykonania obowiązku ustawowego pod rygorem wykreślenia z rejestru". Zając przyznał zarazem, że może to być mało realne. Dodał, że ustawodawca "liczył na swoisty przymus środowiska" co do kwestii oświadczeń.
Kurtyka oświadczył, że gdy po 15 marca archiwa IPN otworzą się dla dziennikarzy, pierwszeństwo do np. akt biskupów będą miały przed mediami kościelne komisje historyczne. "Nie oznacza to oczywiście, że te akta będą blokowane, a komisje pracują bardzo energicznie" - dodał.
Prezes IPN zdaje sobie sprawę z "niebezpieczeństwa, żeby odbiór społeczny IPN nie był kojarzony tylko z lustracją", ale ma nadzieję na "zróżnicowany obraz tego w mediach".
Nowy szef pionu śledczego IPN Dariusz Gabrel zapowiedział, że jego priorytetem będą m.in. śledztwa dotyczące przestępstw aparatu władzy ze stanu wojennego. Wydał już polecenie sprawdzenia wszystkich orzeczeń, które zapadły w tamtym czasie.
Zasugerował, że w marcu pion śledczy IPN w Katowicach nie zdąży - jak wcześniej zapowiadano - skierować do sądu aktu oskarżenia wobec odpowiedzialnych za wprowadzenie stanu wojennego (wśród podejrzanych są m.in. Wojciech Jaruzelski, Czesław Kiszczak, Stanisław Kania).
Nowa ustawa rozszerza też dostęp do teczek z IPN (wszyscy obywatele mają np. prawo dostępu do akt funkcjonariuszy służb PRL oraz rządzących w PRL). Jawne też są teczki najważniejszych dziś osób w państwie. Nowe formularze dostępu do archiwów IPN pojawią się na stronach internetowych IPN najpóźniej 15 marca.