Kurczuk: bałem się konfliktu z mediami
Podejmując decyzję o niewszczęciu
postępowania w sprawie Rywina, obok argumentów prawno-procesowych,
jak brak dowodów, brałem pod uwagę też inne okoliczności, m.in.
obawę przed konfliktem z "Gazetą Wyborczą", a także przed zarzutami o
upolitycznienie prokuratury - zeznał przed sejmową komisją śledczą minister sprawiedliwości
Grzegorz Kurczuk.
Minister tłumaczył, że przed publikacją "Gazety Wyborczej" o korupcyjnej propozycji złożonej Agorze przez Lwa Rywina, nie posiadał kasety z nagraniem rozmowy redaktora naczelnego dziennika Adamam Michnika z producentem, która - jego zdaniem - rozstrzygała o sprawie. "Reszta to słowa, rozmowy w cztery oczy, a ich treść często jest trudno udowodnić" - argumentował przed komisją śledczą Kurczuk.
Minister podkreślił, że próba sądowego odebrania materiałów "Gazecie" była skazana na niepowodzenie i narażałaby prokuraturę na konflikt z dziennikiem, czego Kurczuk chciał uniknąć. "Ważne też było, nie będę tego ukrywał, uniknięcie w ówczesnym momencie konfliktu z 'Gazetą', widoczny bezsens pójścia do sądu, bo wyraźnie wiedziałem, że kodeks postępowania karnego chroni dziennikarskie prawo do ochrony informacji i źródeł ich pochodzenia" - zaznaczył Kurczuk.
Minister zwrócił uwagę, że "wszelkie ograniczenia tajemnicy dziennikarskiej muszą być oceniane jako groźne dla konstytucyjnego prawa do informacji". Minister zadeklarował, że nie dopuści do walki z dziennikarzami i wyrywania im jakichkolwiek materiałów bowiem - oświadczył - oni wypełniają rzeczywiście jako czwarta władza doniosłą, pożyteczną rolę, patrząc na ręce pozostałym trzem władzom.
"I nie będę skłaniał prokuratorów do bezpodstawnego wszczynania śledztw tylko dlatego, że dopiero w śledztwie można zdobyć interesujące ich dowód; to po prostu niedopuszczalne" - oświadczył minister sprawiedliwości dodając, że nie chce iść w ślady jednego z niedawnych swoich poprzedników, który - jak stwierdził - zbierał na dziennikarzy materiały.
Kurczuk oświadczył, że bał się też "zarzutów o upolitycznienie prokuratury i włączenie jej w walkę z nadawcami prywatnymi". Brał również pod uwagę - jak zeznał - że propozycja korupcyjna Rywina mogła być prowokacją wobec "Gazety", Michnika lub rządu. "Wplątanie nazwiska premiera w taką historię, zwłaszcza w sytuacji, kiedy były te dyskusje i rozmowy na linii rząd - nadawcy prywatni, dawały dużo do myślenia. Uznałem więc, że trzeba postąpić ostrożnie i prokuraturę na tyle trzymać z daleka od tej sprawy, aby jej po prostu nie skompromitować, nie wplątać w bijatykę polityczną" - powiedział Kurczuk.
Minister dodał, że nie ukrywa, iż przez moment widział w listopadzie czy w grudniu ubiegłego roku nagłówki gazet mówiące, że "Kurczuk czy prokuratura walczą z wolnymi mediami".
Minister uzasadniał też, że - w jego oczach - w całej sprawie brak było logiki w zachowaniu Lwa Rywina, bo według wiedzy Kurczuka, w lecie ubiegłego roku rysował się już kompromis między rządem a nadawcami prywatnymi w sprawie projektu noweli ustawy o rtv.
Kolejny argument - jaki Kurczuk wymieniał uzasadniając swoje postępowanie - to brak jakichkolwiek innych sygnałów z policji, biura śledczego, ABW "choćby jakoś uwiarygodniających jakieś patologiczne zachowania wokół projektu ustawy, czy samego zdarzenia". Ministra przekonała też deklaracja złożona mu przez Michnika o lojalnej współpracy "Gazety" z prokuraturą i przekazania jej materiałów po publikacji.
Niewytłumaczalne dla Kurczuka jest też to, że o sprawie Rywina, w której wymieniane były nazwiska premiera i szefa największego dziennika milczały media, które na co dzień szukają sensacji. "To też zastanowiło mnie i nakazywało mi ostrożność" - zeznał Kurczuk.