Kurczę blade
H5N1 nadal atakuje. Nasączone chemikaliami maty, postacie w plastikowych kokonach, sztaby kryzysowe i setki tysięcy gazowanych kur to teraz codzienny widok z frontu walki z ptasią grypą - zauważa "Trybuna".
Zdaniem gazety, w Polsce owa śmiertelna dla drobiu (nie dla ludzi) choroba pojawia się ostatnio, gdy nowy premier obejmuje urząd. Tak było w marcu 2006 r. za premierostwa Kazimierza Marcinkiewicza, gdy zdechły w Toruniu łabędź postawił na nogi służby sanitarne i weterynaryjne grodu Kopernika. Tak jest teraz, gdy w kolejnych gminach i powiatach województwa mazowieckiego ogłaszane są "strefy zapowietrzone". Jest to okazja, by powołane do tego celu służby zaprezentowały swą dziarskość w zwalczaniu plagi.
Ptasią grypę po raz pierwszy zidentyfikowano we Włoszech ponad 100 lat temu. Od tego czasu rozpoznano ponad 140 szczepów wirusa Orthomyxoviridae, rodzaju Influenzavirus A. Za nagroźniejszy uważany jest słynny wirus H5N1. Obawy przed ptasią grypą biorą się stąd, że naukowcy przypuszczają, iż kiedyś może pojawić się mutacja wirusa, która będzie przenosiła się między ludźmi drogą kropelkową, a nie, jak dotychczas, w wyniku bezpośredniego kontaktu z zarażonym ptactwem. Mówiąc po ludzku, dziś najłatwiej złapać ptasią grypę jedząc niedogotowany drób, co w Europie praktycznie się nie zdarza. Za to często w Chinach, Indonezji czy Wietnamie.
Jak bronić się przed ptasią grypą? Przede wszystkim należy zachować zdrowy rozsądek. Smażenie czy pieczenie w wysokiej temperaturze mięsa drobiowego praktycznie eliminuje ryzyko zakażenia. Tak jak gotowanie jaj na twardo. Masowe gazowanie drobiu i utylizacja padliny ma raczej znaczenie psychologiczne. Wiadomo, że i tak nikt tego nie będzie jadł.
Rozkładanie na drogach nasączonych chemikaliami mat czy prezentacja w telewizji "zapakowanych" w szczelne kombinezony ludzi trąci - zdaniem gazety - cyrkiem. I niepotrzebnie wywołuje u niezorientowanych osób strach. Dlatego "Trybuna" jest pewna, że jeśli pewnego dnia jakaś firma farmaceutyczna opracuje skuteczną szczepionkę - zarobi na tym miliardy dolarów. I bynajmniej nie w krajach najbardziej narażonych na atak wirusa, lecz w Stanach Zjednoczonych i Europie. (PAP)