ŚwiatKulisy rozpadu ZSRR. Serhii Plokhy dla WP: zadecydowały negocjacje przywódców Rosji i Ukrainy

Kulisy rozpadu ZSRR. Serhii Plokhy dla WP: zadecydowały negocjacje przywódców Rosji i Ukrainy

Najważniejszym czynnikiem, który zaważył na losie ZSRR, były relacje między dwiema największymi republikami - Rosją i Ukrainą, a właściwie stojącymi na ich czele Borysem Jelcynem i Leonidem Krawczukiem. - Decyzja zapadła na spotkaniu Jelcyna z Krawczukiem w Puszczy Białowieskiej na początku grudnia 1991 r. Białorusini zapewnili miejsce spotkania, ale to przywódcy Rosji i Ukrainy byli dwoma głównymi negocjatorami - wskazuje w rozmowie z Wirtualną Polską Serhii Plokhy, uznany ukraiński historyk i wykładowca Uniwersytetu Harvarda.

Kulisy rozpadu ZSRR. Serhii Plokhy dla WP: zadecydowały negocjacje przywódców Rosji i Ukrainy
Źródło zdjęć: © AFP | VITALY ARMAND
Tomasz Bednarzak

08.10.2015 | aktual.: 08.10.2015 11:34

Plokhy jest autorem książki "Ostatnie imperium", która właśnie ukazała się w polskich księgarniach nakładem Wydawnictwa Znak. Odsłania w niej kulisy upadku i rozpadu Związku Radzieckiego, publikując przy tym nieznane do tej pory dokumenty i relacje świadków tamtych burzliwych wydarzeń.

WP: Tomasz Bednarzak: W połowie lat 80. ubiegłego wieku analitycy CIA przewidywali, że Związek Radziecki będzie trwał przez dekady. Jednak ledwie kilka lat później, ku zaskoczeniu całego świata, ZSRR w krótkim czasie przestał istnieć. Dlaczego prawie nikt tego nie przewidział?

Serhii Plokhy: - Ani analitycy CIA ani radzieccy przywódcy nie myśleli o Związku Radzieckim jako formie imperium. Komunistyczne kierownictwo uważało, że rozwiąże odziedziczone po carach kwestie narodowościowe przekształcając Imperium Rosyjskie w unię sowieckich republik, z których każda cieszyła się pewną ekonomiczną i kulturową autonomią. W czasie poprzedzającym rozpad ZSRR Amerykanie myśleli w kategoriach prawnych, ale nie etniczno-narodowych. Przy wielu okazjach namawiali Michaiła Gorbaczowa, by pozwolił republikom bałtyckim iść własną droga, ponieważ nigdy nie uznali ich aneksji przez Sowietów. Reszta republik, w tym zachodnia Ukraina i Białoruś, które przed paktem Ribbentrop-Mołotow należały do Polski, i Mołdawia, która była kontrolowana przez Rumunię, miały zostać przy Moskwie.

WP: Zgodzi się Pan z poglądem, że Związek Radziecki mógłby trwać dłużej, gdyby nie reformy Gorbaczowa, które rozłożyły go od środka? A może wręcz przeciwnie, gdyby nie decyzja o rozpoczęciu pierestrojki, ZSRR rozpadłby się przed 1991 r.?

- Reformy Gorbaczowa wprowadziły do systemu elementy demokracji parlamentarnej, które zostały natychmiast wykorzystane przez przywódców ruchów narodowych w republikach związkowych do mobilizacji poparcia dla ich kulturowych i politycznych celów. Przodowały w tym kraje bałtyckie, w szczególności Litwa, ale podobnie rzecz miała się też w Rosji. I okazało się, że imperium i demokracja są ze sobą zupełnie niekompatybilne. Radzieckie rozwiązanie problemów narodowościowych mogło funkcjonować jedynie w warunkach autorytaryzmu. Gdyby nie demokratyczne reformy, Związek Radziecki mógł trwać dłużej, ale nie wiecznie, ponieważ społeczeństwo, a zwłaszcza inteligencja w wielkich rosyjskich miastach jak Moskwa czy Leningrad, domagało się pewnej formy demokracji i prędzej czy później by ją dostało.

WP: Po przeczytaniu pana książki można odnieść wrażenie, że rozpad Związku Radzieckiego był sprawką niewielkiej grupy prominentów jak Michaił Gorbaczow, Borys Jelcyn czy Leonid Krawczuk (przewodniczący Rady Najwyższej Ukrainy) - by wymienić tylko tych najważniejszych. Bez tych przywódców cały proces mógłby mieć zupełnie inny przebieg? Może bardziej tragiczny i krwawy?

- Związek Radziecki dokonał żywota nie w wyniku zbrojnego powstania czy krwawej wojny domowej, ale przy stole negocjacyjnym. Z tego punktu widzenia trudno nie przeceniać roli ludzi, którzy przy tym stole "siedzieli". Leonid Krawczuk w wywiadzie, którego udzielił mi na potrzeby książki, zasugerował, że wszystko mogło wyglądać bardzo inaczej, gdyby w fotelu Gorbaczowa siedział stanowczy Jelcyn. Gorbaczow bał się "wielkiego rozlewu krwi". Nie sądzę, by bał się tego Jelcyn, co pokazał w 1991 r., gdy wezwał nieuzbrojonych moskwian do obrony rosyjskiego parlamentu, i w 1993 r., kiedy wydał czołgom rozkaz strzelać w ten sam parlament.

WP: W Polsce lubimy myśleć, że rozpad bloku komunistycznego w Europie Wschodniej rozpoczął się od Jana Pawła II i ruchu "Solidarności". Jaką rolę w tym procesie odegrał nasz kraj pańskim zdaniem?

- Pierwszą radziecką republiką, która ogłosiła niepodległość w marcu 1990 r., była Litwa. W tym samym czasie leżący na Ukrainie Zachodniej Lwów stał się centrum ukraińskiego ruchu narodowego. Trudno w tym kontekście nie myśleć o granicach Rzeczpospolitej Obojga Narodów z XVII i XVIII wieku. Ale bardziej owocne będzie spojrzenie na rolę, którą Polska odegrała w ostatniej dekadzie istnienia ZSRR. To, co wydarzyło się w Polsce w latach 1980-1981 miało kluczowy wpływ na nastroje panujące w zachodnich republikach radzieckich, w tym na Litwie i Ukrainie. Legalizacja Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, która nastąpiła w 1988 roku dzięki staraniom Jana Pawła II, również była znaczącym czynnikiem mobilizującym ukraiński ruch narodowościowy.

Wiemy, że aktywiści z litewskiego ruchu Sąjūdis (organizacja walcząca o przebudowę systemu radzieckiego, a później niepodległość Litwy - przyp. red.) utrzymywali kontakty z działaczami "Solidarności". Od Litwinów uczyli się później nie tylko Ukraińcy i Białorusini, ale też Rosjanie. Idea obrony rosyjskiego parlamentu podczas puczu (w sierpniu 1991 r. - przyp. red.) przyszła z Wilna, gdzie Litwini kilka miesięcy wcześniej bronili w ten sposób swoich instytucji władzy. Polacy opuścili Imperium Rosyjskie w czasie I wojny światowej, a potem blok sowiecki w 1989 r., ale odegrali ważną rolę w upadku sowieckiego imperium w 1991 r., chociażby tylko dając przykład innym.

WP: Według pana głównym powodem rozpadu Związku Radzieckiego nie była upadła gospodarka, bankructwo komunizmu czy głód demokracji, ale fakt, że ZSRR był ogromnym imperium z wieloma narodowościami, funkcjonującym w quasi-feudalnej strukturze.

- Niewydolna gospodarka i bankructwo komunistycznej ideologii to były ważne czynniki prowadzące do dezintegracji Związku Radzieckiego. Ale nie da się nimi wyjaśnić, dlaczego Nowogród, w którym doszło do ekonomicznego i ideologicznego rozkładu w takiej samej skali co w Kijowie, pozostał częścią Rosji, a Kijów już nie. Albo dlaczego Czeczeni walczyli zbrojnie i nie wybili się na niepodległość, a Białorusini nie walczyli, ale i tak niepodległość dostali. Możemy uzyskać odpowiedzi na te pytania tylko patrząc na Związek Radziecki jak na wieloetniczne i wielonarodowościowe państwo, które było spadkobiercą spuścizny po Imperium Rosyjskim.

WP: Twierdzi pan również, że najważniejszym czynnikiem, który zaważył na losie sowieckiego imperium, były relacje między dwiema największymi republikami - Rosją i Ukrainą.

- Wszyscy - od przywódcy USA George'a H. Busha po sowieckiego prezydenta Gorbaczowa - uważali, że ZSRR może przetrwać i prosperować bez malutkich republik bałtyckich. Ale ani Bush, ani Gorbaczow, ani Jelcyn nie wierzyli, że może to się udać bez Ukrainy. Jelcyn wprost wyłuszczył to Bushowi, że Rosja nie jest zainteresowana Związkiem bez Ukrainy, ponieważ zostałaby przegłosowana przez republiki muzułmańskie, które zdobyłyby nad nią przewagę liczebną. Ale powody kulturowe nie były jedynymi. Równie ważna była gospodarka. Rosjanie chcieli pozbyć się ekonomicznego brzemienia imperium i byli przygotowani utrzymać stary model imperialny tylko wtedy, gdyby Ukraińcy zgodzili się wziąć na siebie część ciężaru utrzymania republik w Azji Środkowej. A skoro Rosjanie i Ukraińcy nie potrafili się dogadać co do modus vivendi w jednym państwie, więc musiało się ono rozpaść. Doszło do tego na spotkaniu Jelcyna z Krawczukiem w Puszczy Białowieskiej na początku grudnia 1991 r. Białorusini zapewnili miejsce spotkania, ale to
przywódcy Rosji i Ukrainy byli dwoma głównymi negocjatorami.

WP: Z pana książki dowiadujemy się, że George H. Bush i jego administracja robili niemal wszystko, by przedłużyć trwanie Związku Radzieckiego. W tym samym czasie martwiły ich rosnące wpływy Borysa Jelcyna i niepodległościowe aspiracje innych liderów republik związkowych. Dlaczego?

- Pod rządami Gorbaczowa Amerykanie zrobili ze Związku Radzieckiego młodszego partnera na arenie międzynarodowej i wynegocjowali koniec zimnej wojny na warunkach podyktowanych przez Zachód (m.in. że kraje Europy Wschodniej mogły pójść własną drogą). Zmiana warty na Kremlu mogła odwrócić amerykańskie osiągnięcia ery Gorbaczowa. Nie byli oni również pewni co do nieobliczalnego Jelcyna. Kolejnym poważnym zmartwieniem Waszyngtonu była możliwość wojny pomiędzy republikami posiadającymi broń nuklearną. Obawiano się kryzysu podobnego do dzisiejszego, z tym że zarówno Rosja, jak i Ukraina byłyby wtedy uzbrojone w broń jądrową.

WP: W sierpniu 1991 roku twardogłowi komuniści podjęli nieudaną próbę puczu w Moskwie. Myśli Pan, że w innych okolicznościach mogło im się udać? Jak w wtedy potoczyłyby się losy ZSRR?

- Gdyby od razu aresztowali Jelcyna, mieliby szansę powodzenia. Jednak nie sądzę, by przetrwali u władzy długo. Rozpad państwa i tak by nastąpił, tyle że trochę później i prawdopodobnie przy wielkim rozlewie krwi i cierpieniach.

WP: Co zatem zaważyło na tym, że Związek Radziecki nie stał się, na szczęście, "Jugosławią z bronią nuklearną" w 1991 r.?

- Przede wszystkim poparcie dla Jelcyna pochodziło od liberałów, a nie nacjonalistów, jak to było w przypadku Slobodana Milosewicia w Jugosławii. Ponadto rosyjska mniejszość w nierosyjskich republikach, zwłaszcza na Łotwie i w Estonii, wspierała Gorbaczowa oraz poparła pucz, więc w kręgu Jelcyna była uważana za wroga. Nie mniej ważne jest, że Krawczuk na Ukrainie i Nursułtan Nazarbajew w Kazachstanie, dwóch republikach z ogromnymi rosyjskimi społecznościami, zrobili wszystko, by zapewnić miejscowych Rosjan, że są tam mile widziani.

WP: Trudno dyskutować o rozpadzie ZSRR nie nawiązując do obecnego kryzysu na wschodzie Ukrainy. Myśli pan, że można było uniknąć tego konfliktu czy może jego wybuch był tylko kwestią czasu? Czy istnieje silny związek między wydarzeniami sprzed 25 lat a dzisiejszą wojną na Ukrainie?

- Jako pierwszy Krymu i Donbasu zażądał Jelcyn w sierpniu 1991 r. Celem było powstrzymanie niepodległościowych dążeń Ukrainy. Ukraińcy odrzucili te pogróżki, a Jelcyn nie miał ani politycznej woli i poparcia, ani siły wojskowej, by wcielić swoje groźby w życie. Teraz Władimir Putin podjął próbę destabilizacji tych terytoriów, aby uniemożliwić Ukrainie niezależne działanie na arenie międzynarodowej. I w przeciwieństwie do Jelcyna, miał zarówno polityczną wolę, jaki i środki, by osiągnąć swój cel. Lecz Ukraińcy ponownie nie dali się zastraszyć i Rosja odczuła poważne konsekwencje swoich czynów w postaci sankcji i utraty międzynarodowego prestiżu. Jak widać więc, nie tylko istnieje związek między wydarzeniami z 1991 i 2014 r., ale jest to również ważna lekcja na przyszłość. Ukraińcy, niezależnie od swoich politycznych i gospodarczych problemów, nie dadzą się łatwo zastraszyć.

WP: Dziś Władimir Putin dąży do odbudowy Związku Radzieckiego czy ma na celu coś zupełnie innego?

- W 1991 roku kierownictwo Rosji było tak samo odpowiedzialne za upadek ZSRR jak przywódcy Litwy czy Ukrainy. Sowiecki model wieloetniczny okazał się być zbyt kosztowny do utrzymania przez rosyjską gospodarkę i nowi przywódcy Rosji o tym wiedzieli. Inaczej już dawno anektowaliby Białoruś, z którą formalnie stanowią jeden organizm państwowy (Związek Rosji i Białorusi - przyp. red.). Model, który Kreml próbuje zaimplementować dziś, to utworzenie z byłych republik radzieckich wyłącznej strefy wpływów, podobnej do istniejącego w czasie zimnej wojny bloku socjalistycznego, do którego należała również Polska.

WP: Myśli pan, że świat znów znalazł się na krawędzi zimnej wojny? Jeśli nie między Rosją a Zachodem, to może z Chinami jako głównym przeciwnikiem?

- Świat już znajduje się w zimnowojennej sytuacji, ale nie z powodu dynamicznie rozwijających się Chin, a walczącej o przetrwanie, w sensie ekonomicznym, Rosji. Do niedawna konfrontacja typu zimnowojennego była ograniczona do obszaru poradzieckiego, ale ostatnio rywalizacja ta została rozszerzona na rejon Morza Śródziemnego. Niemniej nie sądzę, byśmy w najbliższym czasie byli świadkami powtórki z zimnej wojny w jej całej okazałości. Choćby dlatego, że rosyjska gospodarka w wartościach względnych jest cieniem dawnej gospodarki sowieckiej. A nominalnie rosyjskie PKB jest za takimi krajami jak Indie czy Włochy.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (37)