Który rząd jest winny wysokiego deficytu - PiS czy PO?
Komisja Europejska grozi nam palcem za zbyt
wysoki deficyt finansów publicznych w 2008 r. Mówiąc po ludzku,
wydawaliśmy znacznie więcej, niż zarabialiśmy, jechaliśmy na
kredytach - pisze "Gazeta Wyborcza".
14.05.2009 | aktual.: 14.05.2009 07:34
Bruksela mogłaby nas ukarać, odbierając część unijnych funduszy. Nigdy się jednak na to nie odważyła. Tym bardziej nie zrobi tego teraz, gdy mamy kryzys i prawie żaden kraj nie zachowuje wymaganej przez UE granicy deficytu - 3% PKB.
Skoro tak, zajmijmy się tym, co nas, Polaków, zawsze interesuje najbardziej - kto winien? Zwłaszcza że Bruksela skrytykowała polskie rządy, które nie wykorzystały dobrej koniunktury na naprawę finansów, ale bez podawania, o który rząd chodzi - zauważa "Gazeta Wyborcza".
Według gazety, PiS nie bierze tego do siebie. Szczyci się, że za jego rządów Polska gospodarka rwała do przodu: PKB urosło w 2006 r. o 6,2 proc., w 2007 - aż o 6,7 proc. Rząd PiS nie wykorzystał jednak tej dobrej passy na porządkowanie finansów publicznych, ograniczenie rozdętych wydatków i zmniejszanie deficytu budżetowego. Jak pijany płotu trzymał się 30 mld zł deficytu (tzw. kotwica), choć przy takich wzrostach deficytu mogło w ogóle nie być. Jednak PiS rozdawało pieniądze na prawo i lewo: podwójne becikowe, wysoka ulga podatkowa na dzieci.
Ale Platforma także nie jest bez winy. Najpierw jako opozycja głosowała w Sejmie, ramię w ramię z PiS, za uszczuplaniem dochodów państwa. Gdy pod koniec 2007 r. doszła do władzy, nie odważyła się wstrzymać drugiego etapu obniżania składki rentowej. Choć już wtedy część polityków PO przestrzegała Donalda Tuska, że nie da się utrzymywać niskich składek, podatków i deficytu, a jednocześnie podnosić pensji nauczycielom, wydawać więcej na drogi czy naukę.
Na plus można za to rządowi zapisać częściowe ograniczenie przywilejów emerytalnych, ale to zaprocentuje dopiero w przyszłości.