Kto zyska na upadłości polskich stoczni?
Wiele wskazuje na to, że w najbliższą środę Komisja Europejska nakaże stoczniom w Gdyni i Szczecinie zwrot rządowego wsparcia przyznanego im po wejściu Polski do Unii
Jeśli stocznie będą musiały zwrócić pieniądze, to zbankrutują. Tymczasem rzecznik Komisji Europejskiej Jonathan Todd przekonuje, że upadłość to szansa na prywatyzację.
Jeśli zapadnie negatywna decyzja, to stocznie będą musiały zwrócić pomoc publiczną i ogłoszą upadłość, jednak niekoniecznie musi to oznaczać ich koniec. Otworzy to drogę inwestorom do przejęcia zakładów, które zechcą kontynuować działalność gospodarczą - wyjaśniał Jonathan Todd.
Rzecznik Komisji zaprzeczył, by takich rad Bruksela udzielała inwestorom zainteresowanym prywatyzacją stoczni. Tymczasem serwis TVP info, powołując się notatkę służbową ze spotkania, poinformował, że jeden z unijnych urzędników radził inwestorom, by wstrzymali się z kupnem stoczni w Szczecinie do czasu jej bankructwa, bo wtedy koszty będą niższe.
W środę Komisja Europejska odrzuciła programy naprawcze zakładów ze względu na nowe żądania inwestorów, którzy chcą wsparcia z budżetu na przeprowadzenie prywatyzacji i restrukturyzacji. Z tego powodu późnym wieczorem odbyło się spotkanie ministra Aleksandra Grada z inwestorami zainteresowanymi prywatyzacją stoczni.
Minister Grad przedstawił im stanowisko Komisji Europejskiej oraz jej nowe wymagania. Inwestorzy zapowiedzieli, że przedstawią swoje stanowisko, w którym ustosunkują się do tych wymagań. W czwartek KE ma dostać poprawione programy naprawcze stoczni.
Wcześniej ministerstwo skarbu poinformowało, że przygotowuje listę błędów i zaniedbań poprzednich rządów, dotyczących stoczni Gdynia, Gdańsk i Szczecin. Resort chce w ten sposób pokazać, kto odpowiada za obecne kłopoty zakładów, które nie zostały jeszcze zrestrukturyzowane. Minister Aleksander Grad chce przedstawić te informacje na posiedzeniu Sejmu jeszcze przed wakacjami.