PolskaKto się boi Rydzyka?

Kto się boi Rydzyka?

Niezależnie od tego, kogo by nie obraził, czego by nie powiedział, włos mu z głowy nie spada. Milczy jego zakon, cały Kościół, milczą w istocie przedstawiciele władz, których obraża. Wypowiedzi antysemickie, lekceważące i zarzucające oszustwo głowie państwa, obraźliwe dla jego żony, tolerowanie szowinizmu na antenie swego radia – wszystko to uchodzi mu płazem. Ktokolwiek inny stawałby już wiele razy przed sądem. On nie. Dlaczego? Kto się boi Rydzyka i z jakich powodów?

Kto się boi Rydzyka?
Źródło zdjęć: © WP.PL | Konrad Żelazowski

26.07.2007 | aktual.: 26.07.2007 06:35

Oczywiście, założenie, że wszyscy milczą ze strachu nie jest prawdziwe. Może niektórzy milczą, bo uważają, że Rydzyk ma rację. Z kolei ojciec Klafka, Przełożony Warszawskiej Prowincji Redemptorystów skłania się ku poglądowi, że wypowiedzi Rydzyka zostały zmanipulowane (ale nie powiedział, dlaczego tak sądzi i jakie ma dowody). Z tego wynika, że i główny przełożony zakonu pewnie nie skrytykuje szefa toruńskiej rozgłośni. Natomiast hierarchia całego polskiego Kościoła w praktyce milczy, jakby z ulgą, że rzecz jest w gestii zakonu. Może tak jest formalnie, ale moralnie działalność Rydzyka w istocie uderza w cały Kościół. I nie wystarczą tu listy protestu grupy intelektualistów. Milczą też władze, traktując obrazy Rydzyka z nadzwyczajną wyrozumiałością i nadmierną galanterią. Gdyby Premier, rząd, etc. zechcieli użyć choć drobnej części tej energii, którą wkładają np. w konflikty ze środowiskami inteligenckimi, w próbę wyjaśnienia powiązań finasowych, międzynarodowych (rola Kobylańskiego) imperium Rydzyka,
wiedzielibyśmy pewnie więcej.

Dlaczego praktycznie wszyscy milczą? Po części dlatego, że jednak Rydzyk wciąż jeszcze jest uważany za należącego do Kościoła i jest obawa, że uderzenie w niego może być potraktowane jako uderzenie w tenże Kościół. Może tego boją się władze, może tego boi się Kościół, gdyż sądzi, że mogłoby prowadzić do jakiegoś rozłamu? Jest i druga przyczyna obaw przed Rydzykiem. Jest on traktowany, dzięki swym mediom, jako depozytariusz i niemal właściciel głosów tzw. elektoratu radiomaryjnego. Nikt nigdy tych głosów nie policzył, bo i jak, ale np. rządzący boją się je stracić.

Na pewno środowisko takie, czy też środowiska istnieją. Na pewno Rydzyk ma jakiś wpływ na ich decyzje wyborcze. Jest to elektorat ludzi, którzy często pewnie czują się przegrani, odsunięci i zmarginalizowani. Uważam, że jest do pewnego stopnia niemoralne, że politycy traktują ten elektorat jako swego rodzaju zasób, do którego można sięgać poprzez Rydzyka i dlatego nie można go drażnić. Szczególnie, skoro mogą niebawem być wybory. Źle świadczy o polskich politykach, że niewiele zrobili, aby ten potencjalny elektorat „odciągnąć” od Rydzyka, aby wyjść ku niemu z jakąś ofertą pozwalającą na zmniejszenie wykluczenia i marginalizacji tych środowisk, czy choć części z nich. Nie, zostawiono go Rydzykowi, jakby uznano, że takie jest status quo: Rydzyk kontroluje ten elektorat i można doń dotrzeć tylko mając dobre stosunki z szefem Radia Maryja. W rezultacie bieda i wykluczenie, traktowane są nie jako problem społeczny do rozwiązania, ale niekiedy wręcz jako cnota, którą można przekuć w zasoby politycznego poparcia.

Obawiam się, że nie zmieni to się prędko. Kościół w Polsce, borykający się z brakiem klarownej wizji po śmierci Jana Pawła II, a także władze, przeliczające wszystko na przyszłe głosy wyborcze pozostając zakładnikami Rydzyka i wyolbrzymiając, a wręcz budując jego pozycję, nie dostrzegają jego szkodliwej roli. Nie dostrzegają tego, co tak dobitnie podsumowuje stare polskie przysłowie mówiące o diable, który przebrał się w ornat i ogonem na mszę dzwoni.

Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)