Kto jest "Wielką Kaczką" a kto "Budyniem" w rządzie?
Elektorat zna ich jako panów posłów,
senatorów, ministrów. Ale w sejmowym slangu znani politycy
funkcjonują pod pseudonimami Ramzes, Podczaszy, Bulterier, czy
Wielka bądź Mała Kaczka, pisze "Rzeczpospolita" w żartobliwym
tekście o przezwiskach, jakie do niektórych przylgnęły jak drugie
nazwisko.
Janusz Maksymiuk, który ostatnio często pojawia się w towarzystwie posłanki Sandry Lewandowskiej, pewnego razu był w Sejmie sam. E, Ramzes, gdzie twoja Kleopatra wykrzyknął na ten widok poseł Krzysztof Filipek i zafundował tym samym adresatowi pytania nową ksywkę.
Mikroświat polskiej polityki - pisze "Rzeczpospolita" - składa się m.in. z "Wielkiej" i "Małej Kaczki", czyli premiera i prezydenta, "Krwawego Ludwika" bądź "Żelaznego Lutka" jak określa się Ludwika Dorna, Edgara lub "Gosia" czyli wicepremiera Przemysława Gosiewskiego, "Bulteriera", którym to mianem cieszy się Jacek Kurski (zwany też "Kurą") i całych zastępów nazwiskowych, wśród których "Łyżew" - to Łyżwiński, a "Kucht" - Kuchciński.
Poseł PO Mirosław Drzewiecki, ze względu na zamiłowanie do trunków zwany jest "Podczaszym", Hanna Gronkiewicz-Waltz - to "Bufetowa", zaś minister kultury Kazimierz M. Ujazdowski - "Budyń", którą to ksywkę - gdy się doktoryzował - zmodyfikowano na "Doktor Oetker".
Młodzież nie przepada za aktualnym ministrem edukacji. Negatywnie naznaczone przez nią imię Zenek, zastąpiło więc imię Roman i teraz mówi się "nie bądź taki Roman" czyli nie rób obciachu.
Dlaczego wymyślamy przezwiska? Językoznawca prof. Jerzy Bralczyk twierdzi, że głównie z chęci wyeksponowania negatywnych cech osoby. Ostrzega też, że jeśli politycy będą się obrażać wzmogą tylko chęć do przezywania. (PAP)