Kto jest największym wrogiem Polaka za granicą?
Polacy w Hiszpanii żyją w zamknięciu. Są nastawieni antyspołecznie i strasznie zakompleksieni. Dają się wykorzystywać miejscowym pracodawcom, ale wciąż powtarzają: "wszędzie mogę pracować, byle nie u Polaka". O to, na ile prawdziwy jest ten obraz hiszpańskiej Polonii, spytałam kilku jej przedstawicieli z różnych regionów kraju.
13.06.2011 | aktual.: 15.06.2011 13:55
Saragossa - polskie kompleksy
Grażyna, mieszkanka Saragossy (700 tys. mieszkańców, stolica Aragonii), twierdzi, że nieliczni Polacy angażują się w działalność społeczną oraz politykę lokalną. Wiele jednak zależy od stażu zamieszkania w Hiszpanii, indywidualnego poziomu człowieka, a nawet faktu czy mieszka tu samotnie, czy też z rodziną. Osoby mające dzieci, szybciej wciągają się w lokalne życie, chociażby poprzez współpracę ze szkołą i innymi rodzicami.
Zostań fanem Polonii na Facebooku
Grażyna ubolewa, iż Polacy ciągle jeszcze przyjeżdżają do Hiszpanii z ogromnymi kompleksami. O tym, że są one nieuzasadnione niech świadczy chociażby różnica pomiędzy polskim i hiszpańskim kierowcą zawodowym. Polski kierowca, to najczęściej również mechanik samochodowy, potrafiący samodzielnie poradzić sobie z problemami technicznymi na trasie. Hiszpański kierowca natomiast, ogranicza się zazwyczaj do prowadzenia samochodu, a kiedy pojawią się problem jest bezradny. Taką różnicę, na korzyść Polaków, widać niemal we wszystkich zawodach. Polacy potrafią więcej. Skąd, więc te kompleksy? Grażyna uważa, że to pozostałość po czasach komunistycznych.
"Wszędzie mogę pracować, byleby nie u Polaka". Czy ta deklaracja, którą można usłyszeć z ust rodaków w Hiszpanii, ma odbicie w rzeczywistości? Grażyna zauważa, iż nowych imigrantów pierwsze kroki kieruje do rodaków i to zazwyczaj od nich uzyskuje praktyczne wskazówki, a nierzadko i pierwszą pracę. Dla Grażyny smutny jest jednak fakt, iż Polacy za granicą z podejrzliwością podchodzą do bezinteresownej pomocy, uważając, że za wszystko trzeba będzie zapłacić.
Imigranci, zwłaszcza ci, którzy nie znają języka, narażeni są na wykorzystywanie w pracy przez hiszpańskich pracodawców, którzy niestety często dopuszczają się nadużyć w stosunku do obcokrajowców. Polacy z pokorą przyjmują łamanie swoich praw ze strony obcego pracodawcy, ale każde, najmniejsze uchybienie polskiego szefa, uważają za poniżenie.
Polskie "wady narodowe" na emigracji powodują między innymi, iż przedstawiciele Polonii nie potrafią prowadzić wspólnych interesów, a wzajemne wspieranie przedsiębiorczości można włożyć między bajki.
Madryt - Polacy nie potrafią iść na kompromisy.
Janusz z Madrytu jest jeszcze bardziej radykalny i twierdzi, że Polacy są z reguły mało uczynni, zazdrośni, a nawet zawistni, zwłaszcza w stosunku do rodaków, którzy osiągnęli wyższy status ekonomiczny czy społeczny. Jest to, według Janusza, cecha charakterystyczna dla większości naszych rodaków, bez względu na miejsce zamieszkania. Na emigracji wady te się niestety uwypuklają.
Jesteśmy narodem zamkniętym, a nawet antyspołecznym. Źródła tego faktu Janusz nie upatruje jednak w spadku po czasach komunistycznych, ale uważa za zjawisko o znacznie głębszych korzeniach. Mówi, że z działalnością społeczną jest jak z piciem wina - to sprawa wielopokoleniowej tradycji. Zaangażowanie społeczne Polaków jest zerowe, a chlubne jednostki tylko potwierdzają regułę. Ciekawe jest natomiast zaangażowanie Polaków w spektakularne akcje typu Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. - W tym jesteśmy jedyni w swoim rodzaju, także na emigracji - uważa Janusz.
Janusz nie zgadza się też z tezą, że należy unikać polskich pracodawców. Swój hiszpański rozdział życia zaczynał pracując w polskiej firmie, a potem sam, jako pracodawca również chętnie zatrudniał rodaków. Uważa też, że Polacy wywożą z kraju podejrzliwe nastawienie do siebie nawzajem, a media jeszcze podsycają to nastawienie. Przyjeżdżają pełni lęków i kompleksów i dlatego nie wykorzystują swoich możliwości. Stowarzyszenia, a zwłaszcza fundacje, źle im się kojarzą. Boją się zaangażowania, wystąpienia przed szereg, ale także działania w grupie. Podobnie rzecz ma się z biznesmenami. Polacy na emigracji nie potrafią działać w grupie, ani iść na kompromisy. Choć Janusz od wielu lat mieszka w Madrycie, nie umie podać żadnego przykładu wzajemnego wspierania się polskich przedsiębiorców.
Galicja - sielankowy obraz Polonii
W Galicji, najbardziej na północy-zachód wysuniętej hiszpańskiej autonomii, według oficjalnych danych mieszka zaledwie 600 Polaków. Obraz tamtejszej Polonii, który przedstawia Ewa z Santiago de Compostella, znacznie odbiega od przedstawionych wcześniej opinii.
Polacy w Galicji zawsze bardzo chętnie urządzali prywatne spotkania, które w 2006 roku zaowocowały założeniem stowarzyszenia. Jego członkowie chcieli pokazać, iż potrafią włączyć się w lokalną społeczność, pragną poznać galicyjską kulturę i tradycje, a także podzielić się tym, co przywieźli ze swojego kraju. Takie były założenia, a co z tego wyszło?
Udało się. Galicyjscy Polonusi bardzo chętnie angażują się w życie społeczne i wspólne działania o charakterze kulturalnym. Co do wspólnych działań biznesowych, trudno jest o takie przykłady, z uwagi, jak mówi Ewa, na niewielką liczebność Polaków. Być może tak dobrze im poszło, ponieważ Polonia jest niewielka, nikt nie ucieka na widok rodaka, tak jak to dzieje się w dużych, polonijnych skupiskach.
Poza tym autochtoni są trochę podobni do nas, jeśli chodzi o temperament, a pejzaż tej surowej prowincji najbardziej ze wszystkich rejonów Hiszpanii przypomina Polskę. Dobre samopoczucie Polaków zamieszkujących ten region wynika między innymi z faktu, iż Galicyjczycy są nacją, która od wieków emigrowała i dobrze rozumie problemy ludzi mieszkających poza swoją ojczyzną.
Kultura tak, biznes nie
Według oficjalnych danych w Hiszpanii mieszka ponad 85 tysięcy Polaków, co stanowi niewiele ponad jeden procent wszystkich imigrantów. Można tu znaleźć przedstawicieli wielu profesji, wielu poziomów wykształcenia, przybyszów z małych wiosek i wielkich miast, osoby biegle władające językiem hiszpańskim, ale także językowych analfabetów. Polonia mieszka w dużych skupiskach w największych, hiszpańskich miastach, ale jej spora część jest rozproszona po różnych zakątkach kraju.
Podsumowując opinie trójki Polaków mieszkających w różnych rejonach Hiszpanii, można pokusić się o stwierdzenie, że znacznie lepsza atmosfera panuje wśród Polonii tam, gdzie jej przedstawicieli jest mniej, a najgorzej rzecz ma się w wielkich ośrodkach, a zwłaszcza w Madrycie, tam gdzie jest większa anonimowość, ale i wyobcowanie.
Być może największą bolączką Polaków jest nieumiejętność wykorzystania wspólnego pochodzenia, mentalności i doświadczeń do realizacji wspólnych przedsięwzięć ekonomicznych, bo w kwestii działań kulturalnych Polonusi mają sporo osiągnięć.
Moi rozmówcy podkreślają jednak, iż hiszpańska Polonia, a zwłaszcza emigracja ekonomiczna, to zjawisko stosunkowo młode, liczące sobie około 20 lat. Wypada, więc mieć nadzieję, iż kolejne pokolenia zmienią wizerunek Polaków we własnych oczach i zacznie ona bardziej doceniać własną wartość i wykorzystywać swój potencjał.
Z Lloret de Mar dla polonia.wp.pl
Kinga Jankowska