Ksiądz homoseksualista: "W Kościele jest nas wielu. Ale nikt nie chce o tym mówić"
Odkąd publicznie ogłosiłem, że jestem gejem, otrzymałem ogromną falę pozytywnych komentarzy ze strony wiernych i księży. Ale mimo to, w Kościele wciąż brak jest woli, by o tym rozmawiać - opowiada w rozmowie z WP ks. Greg Greiten, proboszcz katolickiej parafii w Milwaukee w USA. Uważa, że homoseksualistami może być nawet 40 proc. księży. - Orientacja nie ma znaczenia, jeśli żyje się w celibacie - dodaje.
Miesiąc temu wzbudził ksiądz ogromne zamieszanie, kiedy na łamach "National Catholic Reporter" - a wcześniej podczas mszy wobec parafian - ogłosił, że jest homoseksualistą. Sprawa była głośna na cały świat. Co się od tego czasu wydarzyło? Z jaką spotkał się ksiądz reakcją?
Ks. Greg Greiten, proboszcz parafii św. Bernadetty w Milwaukee: To był ciekawy czas. Cały czas dostaję telefony, e-maile i listy od ludzi ze wszystkich stron, dosłownie z całego świata. W przytłaczającej większości były pozytywne i wspierające. Wielu chciało po prostu porozmawiać, szczególnie ci, którzy przez całe życie nie potrafili przyznać się do tego samego i nigdy o tym z nikim nie rozmawiali. To było bardzo dobre doświadczenie.
A co z parafianami?
Od początku mnie w tym wspierali i nadal to robią. W dzień po tym, jak powiedziałem parafianom o mojej orientacji, na spotkanie parafialne przyszedł starszy człowiek, już po 80-tce. Kiedy do mnie podchodził, miał łzy w oczach. Nie wiedziałem, czego się spodziewać, ale on mocno mnie tylko mocno uścisnął i powiedział "witaj w domu". To było wspaniałe. Inni byli równie przyjaźnie nastawieni.
To ciekawe, bo trudno mi sobie wyobrazić podobną reakcję w Polsce. A domyślam się, że wielu z parafian to Polacy, lub potomkowie imigrantów z Polski. Milwaukee to w końcu jeden z największych ośrodków Polonii
Oczywiście. Jest ich sporo. Ja sam co prawda mam niemieckie nazwisko, ale w połowie jestem Polakiem. Moja mama miała na nazwisko Matuszak, tak więc w mojej rodzinie jest wiele polskiej historii.
Domyślam się jednak, że nie wszystkim parafianom to musiało sie spodobać. Chyba spotkał się ksiądz z jakimiś głosami oburzenia czy sprzeciwu?
Była tylko jedna taka osoba, która - jak się okazało - nie należała nawet do naszej parafii, ale która była u nas, kiedy dokonywałem "coming outu". Ona wysłała mi później negatywny komentarz. Były oczywiście też inne krytyczne głosy, ale byli to ludzie wyłącznie spoza naszej wspólnoty, którzy nie wiedzą, kim jestem. Ale nawet i te wypowiedzi były dość łagodne.
Co na to wszystko władze kościelne? Jak zareagował biskup?
Mój arcybiskup poparł mnie w tym, bym opowiedział swoją historię. Bardzo to doceniam, tym bardziej, że postawiło go to w trudnej pozycji: gdyby tego nie zrobił, naraziłby się na krytykę i oskarżenia o homofobię. Ale teraz nastawił się na zarzuty o to, że popiera "gejowską agendę".
Uprzedził go ksiądz o swoich zamiarach?
Tak. Powiedziałem, że chcę ogłosić to bardziej publicznie.
I zrobił to ksiądz podczas mszy? Jak do tego doszło?
Najpierw opisałem swoją historię w tekście dla "National Catholic Reporter". Ale chciałem, by moi parafianie dowiedzieli się o tym ode mnie, więc tydzień przed publikacją powiedziałem im o wszystkim, podczas sobotnich i niedzielnych mszy. Po tej ostatniej przyszedł do mnie jeden z członków naszej wspólnoty i powiedział, że choć się ze mną nie zgadza, ale szanuje mnie za szczerość i uczciwość. Bardzo mi tym zaimponował, bo tak naprawdę nie mogę oczekiwać od moich parafian niczego więcej.
Jak godzi ksiądz swój homoseksualizm z nauką Kościoła? Widzi ksiądz problem z tym, jak Kościół podchodzi do tej sprawy?
Najważniejsze jest to, że Kościół zawsze mówił, że nie ma znaczenia, czy jesteś hetero- czy homoseksualistą. Ważne jest, by wieść życie w celibacie. Mówiono nam o tym przez lata - i w ten sposób robiłem po prostu to, czego Kościół wymagał. Z tego punktu widzenia moja orientacja nie ma znaczenia. I właśnie dlatego postanowiłem powiedzieć o swojej orientacji. Ale wie pan, wtedy nagle okazało się - po niektórych reakcjach - że dla pewnej grupy ludzi ma to znaczenie. To tylko pokazuje, jak duże są jeszcze braki wiedzy na ten temat.
Ale czy nie przyczynia się do tego stanu rzeczy sam Kościół, który naucza, że homoseksualizm jest czymś nieuporządkowanym i grzesznym? Czy nie stąd biorą się te negatywne reakcje?
Tak, absolutnie. Ale prawdą jest też, że według oficjalnej nauki Kościoła sama orientacja nie jest grzechem. Grzechem jest jej uleganie. Ale coraz większy nacisk jest też na drugą, pozytywną część nauczania: o tym, że musimy bronić mniejszości przed niesprawiedliwą dyskryminacją, że homoseksualiści muszą być traktowani z szacunkiem i empatią.
Powiedział ksiądz, że orientacja nie ma znaczenia. Ale można by zapytać, że skoro tak jest, to dlaczego ksiądz uznał, że jest to na tyle ważne, by to publicznie ogłosić?
Tak, na pewnym poziomie, to nie ma znaczenia. Ale w głębi duszy każdy wie i czuje, że jednak ma. Ma znaczenie szczególnie dla tych, którzy tak jak ja przez lata musieli to ukrywać, udawać przed wszystkimi. Właśnie dlatego najważniejsze było dla mnie, by podzielić się historią z wszystkimi. Kiedy byłem w seminarium, byłem bliski samobójstwa z tego powodu. A ludzi, którzy przechodzili przez to, co ja, są dosłownie tysiące. Jednym z ludzi, którzy potem do mnie zadzwonili, był 91-letni ksiądz, który również jest gejem i całe swoje życie żył w ciszy i wstydzie, nikomu o tym nie mówiąc. "Bardzo się cieszę, że ktoś w końcu to zrobił w tak publiczny sposób" - powiedział mi. Właśnie dlatego to ma znaczenie. Moja historia stała się viralem. Dotarła do milionów czytelników, poruszyła ich i wielu podniosła na duchu. Wielu katolików LGBT mówiło mi: "czekaliśmy na to tak długo, szczególnie od kogoś, kto zna nasze cierpienie".
Czy czuje się ksiądz częścią ruchu LGBT i tej zmiany, która się dokonuje w USA i na całym świecie?
Nie chcę być kojarzony jako lider, czy ktoś inny żadnego ruchu. Mi chodzi tylko o szczerość i uczciwość. Prowadziłem w pewnym sensie podwójne życie i chciałem z tym skończyć. Oczywiście, Kościół byłby szczęśliwy, gdybym nadal udawał, brał udział w tym przedstawieniu. Ale ja tak nie mogę. Ja chcę tylko żyć w szczerości. A jeśli to pomaga innym, zmienia ich życie i zmienia historię, to świetnie. Ale nie uważam się za kogoś, kto realizuje "gejowską agendę". Nie to było moim celem.
Mimo wszystko stawia to księdza w dość specyficznej pozycji. Bo Kościół jednak zdecydowanym głosem komentuje te zmiany, które zachodzą jeśli chodzi o prawa mniejszości seksualnych. Czy czuje się ksiądz jakoś wewnętrznie skonfliktowany z tego powodu?
Nie. Wracam do tego, co powiedział kiedyś papież Franciszek: "kim jestem, by osądzać". Te słowa odnosiły się do sprawy księdza homoseksualisty. Jeśli ktoś, kto stara się iść przez życie w prawdzie i uczciwości i stara się być świętym, to kim jestem, bym mógł go osądzać? Musimy zdać sobie sprawę, że istnieją ludzie, którzy mają taką orientację. I nie jest to mała liczba. Jest nas wielu. Myślę, że Kościół byłby znacznie lepszy i bardziej pełen współczucia i zrozumienia, gdyby zaakceptował takich księży, jakimi naprawdę są.
Mówi ksiądz: "Jest nas wielu", a w swoim tekście powołuje się na szacunki mówiące o tym, że między 23 do 58 procent księży może być homoseksualistami. Czy z księdza doświadczenia, te liczby wydają się prawdopodobne?
Myślę, że tak, że to jest gdzieś pomiędzy tymi liczbami. Oczywiście nie ma dokładnych statystyk, bo Kościół nie chce tego wiedzieć i nie chce zadać tego pytania. Ale jest nas duża liczba. Jezuita o. James Martin ostatnio mówił, w wywiadzie, że generalnie przyjmuje się, że 30-40 proc. księży jest homoseksualistami. Rzeczywistość jest taka, że jest z pewnością więcej niż 6, czy 10. I dlatego właśnie moja historia spotkała się z takim odezwem.
Kiedy rozmawia się z ludźmi związanymi z Kościołem, czy tymi którzy byli w seminarium, to - przynajmniej tu w Polsce - często słyszy się historie o tych, którzy wybrali kapłaństwo właśnie ze względu na swoją orientację, widząc w Kościele miejsce, gdzie mogą to ukryć. Czy ksiądz też zna takie przypadki?
Oczywiście. Ale to nie rozwiązuje problemu. Jeden taki przykład: przyszedł do mnie jeden taki ksiądz. Rozmawialiśmy przez półtorej godziny i powiedział mi, że nigdy wcześniej nikomu o tym nie mówił. Ta rozmowa była dla niego wielką ulgą. Generalnie ludzie w Kościele zdają sobie sprawę z tego, że wielu księży to homoseksualiści - zresztą nie tylko księży, bo podobnie jest np. z organistami, którzy tak dbają o naszą muzykę. Więc jest tego świadomość, ale jednocześnie nikt nie może o tym mówić, panuje absolutna cisza. Swoją drogą to ciekawe, że dla moich krytyków wygodne jest atakować mnie osobiście, bo w ten sposób nie muszą zwracać uwagi na cały problem. A ja przecież jestem tylko niewielką częścią tej sprawy. Ale właśnie takie reakcje i te próby uciszania mnie powodują, że inni homoseksualni księża nie "wychodzą z szafy". Wiele osób mówi mi, że obserwuje to, jak toczy się moja sprawa, bo od tego zależy, czy inni zdecydują się o tym mówić.