Krzysztof Rutkowski o zachowaniu Bartka W.: to wszystko się nie klei
Wierzę, że Bartek nie miał nic wspólnego z tragiczną śmiercią córki. Jeśli byłoby inaczej, Katarzyna W., której grozi wiele lat więzienia, "sprzedałaby" go. Nie sądzę, by między nimi była jakaś zmowa milczenia - komentuje w rozmowie z WP.PL Krzysztof Rutkowski, szef agencji detektywistycznej.
08.05.2013 | aktual.: 08.05.2013 10:17
Zdaniem Rutkowskiego, od dawna wiadomo, że Bartek nie będzie czekał na Katarzynę. - Ich drogi definitywnie się rozeszły, więc logiczne, że nie miałaby najmniejszego zamiaru brać całej winy na siebie, jeśli w jakiś sposób pomagałby jej w pozbawieniu życia się dziecka lub ukryciu zwłok Magdy - mówi były detektyw.
Rutkowski przyznaje, że odczytane przez sędziego we wtorek zeznania Tomasza M., kolegi Bartka W., mogą okazać się przełomowe, bo obciążają ojca Madzi: - Dziwi mnie, że Bartek odciął się od świata, zerwał kontakt ze znajomymi, ludźmi, którzy pomagali mu i jego rodzinie, to nie jest normalne i zrozumiałe. Ludzie, którzy przeżyli taką tragedię nie odwracają się od osób, którzy wspierali ich, gdy było źle. Gdybym ja był na jego miejscu, rozegrałbym to zupełnie inaczej. Nie robiłbym z siebie takiej ofiary losu, bo to nic nie zmieni, tylko stanąłbym z otwartą przyłbicą.
Z zeznań kolegi Bartłomieja W. Tomasz M. zeznał, że z Bartkiem umówili się na imprezę. "Na imprezie był do ok. 3, 4 w nocy. Zachowywał się normalnie. Kilka razy dzwonił do Kaśki, widziałem to, ale nie wiem, o czym rozmawiali. Bartek na imprezie miał swój laptop. (...) Obawiam się, że pod moją nieobecność stało się tam coś strasznego, że Kasia i Bartek ukrywają przede mną fakt śmierci ich dziecka. Bartek wsiadając do samochodu miał ze sobą duży plecak, na pewno zmieściłoby się tam dziecko. Nie wiem, skąd mam takie podejrzenie. Zdziwiło mnie to, że Bartek nie prosił, żeby podwiózł Kasię, jak już wcześniej mu się zdarzało. Około godz. 18 zadzwonił Bartek z pytaniem, za ile będę. Zacząłem się zbierać, a on zadzwonił po chwili ponownie i powiedział, że Magda została porwana. Umówiliśmy się pod kościołem św. Tomasza. Bartek był roztrzęsiony, zdziwiłem się, że nie chciał zapalić, zawsze palił w nerwach".
Tomasz M. zeznał, że wierzył, że dziecko zostało porwane, ale miał wątpliwości i brał pod uwagę także inne scenariusze. "Zachowanie Bartka po porwaniu nie było normalne, ale myślałem, że tak odreagowuje stres. Z odczytanych zeznań Tomasza wynika też, że Bartek opowiadał mu po śmierci dziecka, że odruchowo wyczyścił historię komputera.
Co na to Rutkowski? - Bartek jest informatykiem, nie wierzę, by nie wiedział, że nawet po oczyszczeniu komputera, da się z niego odczytać historię. Być może chciał w ten sposób bronić żonę? Może wiedział, że poszukiwała informacji o tym, jak uśmiercić dziecko? Trudno zrozumieć motywy jego działania. To wszystko się nie klei - komentuje Rutkowski.
Zaginięcie półrocznej Magdy zgłoszono 24 stycznia 2012 roku. Początkowo Katarzyna W. twierdziła, że córkę porwano. Za pomoc w odnalezieniu dziecka wyznaczono nagrodę. Na początku lutego Katarzyna W. - najpierw zaangażowanemu w sprawę Krzysztofowi Rutkowskiemu, a potem policjantom - powiedziała, że Madzia zmarła w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Przekonywała, że dziecko wypadło jej z rąk na podłogę i zmarło po kilku nieudanych próbach nabrania powietrza. Wskazała miejsce ukrycia zwłok: w zrujnowanym budynku w kompleksie parkowym przy torach kolejowych w Sosnowcu.
Śledczy zarzucają Katarzynie W. zabójstwo, poinformowanie organów ścigania o niepopełnionym przestępstwie oraz tworzenie fałszywych dowodów, by skierować postępowanie przeciwko innej osobie. Zdaniem prokuratury Katarzyna W. plan zabójstwa przygotowywała co najmniej od 19 stycznia, wcześniej próbowała zatruć córkę tlenkiem węgla. 24 stycznia miała cisnąć dzieckiem o podłogę, a kiedy okazało się, że niemowlę przeżyło, dusić je przez kilka minut.