ŚwiatKrzysztof Kawczyński: w Londynie najwięcej bezdomnych to Polacy. Ta liczba rośnie

Krzysztof Kawczyński: w Londynie najwięcej bezdomnych to Polacy. Ta liczba rośnie

Według szacunków obecnie w Londynie jest kilka tysięcy polskich bezdomnych.
- Niestety, to największy odsetek wśród wszystkich imigrantów tu mieszkających. A, co gorsza, ta liczba rośnie – ze względu na cięcia w zasiłkach i opiece społecznej, które wprowadza brytyjski rząd. My, Polacy, przez stulecia byliśmy symbolem jedności i solidarności, dzięki czemu przetrwaliśmy najgorsze okresy naszej historii. Niestety, to się skończyło – mówi Krzysztof Kawczyński, założyciel organizacji „Kwiaty Ludzkich Serc. Polacy Polakom”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim, londyńskim korespondentem Wirtualnej Polski.

Krzysztof Kawczyński: w Londynie najwięcej bezdomnych to Polacy. Ta liczba rośnie
Źródło zdjęć: © WP.PL | Sławomir Kowalewski

10.03.2014 | aktual.: 12.03.2014 06:28

WP: Piotr Gulbicki: Pana organizacja ma się zajmować bezdomnymi Polakami w Londynie.

Krzysztof Kawczyński: Głównie, ale nie tylko. Przez ostatnie dwa miesiące współtworzyłem projekt, sygnowany przez West London Churches Homless, mający na celu niesienie pomocy ludziom bez dachu nad głową. Ponieważ spodziewano się dużego napływu Polaków, ja zostałem jego koordynatorem. Zapewnialiśmy noclegi, prysznice, wyżywienie, pomoc w szukaniu pracy, załatwianiu zasiłków itp.

Zainteresowanie było ogromne, dziennie przez centrum przewijało się niemal 200 osób, w tym wielu naszych rodaków. Od początku postawiłem sobie za cel znalezienie wolontariuszy, Polaków, którzy pomagaliby w prowadzeniu tej działalności. Chodziło mi o aktywizację naszej diaspory, ale również o obalenie lansowanego przez brytyjskie media i niektórych polityków stereotypu, jakoby przyjechaliśmy tu tylko brać. A to nieprawda.

WP: Polacy raczej niechętnie garną się do pracy woluntarystycznej.

Okazuje się, że wręcz przeciwnie. Propagowałem akcję za pośrednictwem polskich kościołów w Londynie, pomogło mi w tym również kilka tutejszych organizacji polonijnych. W krótkim czasie zgromadziliśmy grupę kilkuset wolontariuszy, ludzi w różnym wieku, różnych profesji, chcących włączyć się w naszą działalność. Na różnych płaszczyznach – od pomocy w kuchni, po zajęcia psychologiczne, z terapii uzależnień, pomoc w aplikowaniu o świadczenia itp. Mamy tłumaczy, ekonomistów, prawników, lekarzy…

WP: Anglicy byli zaskoczeni?

Zdecydowanie, efekt przerósł nasze najśmielsze oczekiwania. Natomiast ja zacząłem myśleć o utworzeniu nowej, charytatywnej struktury, typowo polskiej. W ramach organizacji „Kwiaty Ludzkich Serc. Polacy Polakom” będziemy robić to samo co dotychczas, ale w szerszym zakresie, pomagając również osobom dyskryminowanym na rynku pracy.

WP: Za darmo?

Wszystko robimy za darmo. 90 procent funduszy potrzebnych na realizację projektu pochodzi z darowizn – od osób prywatnych oraz różnych instytucji. Polacy są bardzo ofiarni. Tylko jednej niedzieli podczas zbiórki w polskim kościele na Ealingu zebraliśmy aż sześć tysięcy funtów. Plus jeden guzik.

WP: Guzik?

Teraz zajmuje honorowe miejsce w naszym biurze – na szczęście. Nie ukrywam, że tak duży odzew wlewa w serca nadzieję, tym bardziej, że my, Polacy, przez stulecia byliśmy symbolem jedności i solidarności, dzięki czemu przetrwaliśmy najgorsze okresy naszej historii. Moją ambicją jest, żeby Polak dla Polaka ponownie stał się bratem a nie wilkiem. Nigdy na londyńskiej ulicy nie spotkałem bezdomnego Hindusa czy Pakistańczyka, bo jeśli któryś z nich znajdzie się w potrzebie jego rodacy robią wszystko, żeby mu pomóc. My też kiedyś tacy byliśmy, niestety, potem to się zmieniło.

WP: Bo…

… bo, szczególnie po 1989 roku i zmianie systemu, nastąpiła znieczulica, ludzie zajęli się sobą i swoimi sprawami. Zabrakło solidarności i sprawiedliwości o które walczyliśmy w okresie komunizmu, szczytne ideały poszły do lamusa.

WP: Według szacunków obecnie w Londynie jest kilka tysięcy polskich bezdomnych.

Niestety, to największy odsetek wśród wszystkich imigrantów tu mieszkających. A, co gorsza, ta liczba rośnie – ze względu na cięcia w zasiłkach i opiece społecznej, które wprowadza brytyjski rząd.

WP: To będzie skutkować powrotami do Polski?

Problem w tym, że praktycznie nie ma do czego wracać, mimo że Brytyjczycy coraz mocniej na to naciskają. Bo co im oferuje ojczyzna? Bezrobocie, tyle że w gorszym wydaniu (na Wyspach przynajmniej jest cieplej), a do tego zupełny brak perspektyw.

Ludzie nie chcą wracać do Polski również ze wstydu – wyjeżdżali pełni nadziei, z wiarą w polepszenie bytu swojego i rodziny, a skończyli na ulicy. Jak teraz spojrzeć w oczy najbliższym, znajomym, sąsiadom? To prowadzi do rozpadu małżeństw, dzieci stają się półsierotami. Ludzkie tragedie zbierają obfite żniwo, a polski rząd umywa ręce, bo ma problem z głowy…

WP: Często na ulicy lądują ludzie, którzy jeszcze do niedawna mieli pracę…

Problem pojawia się, kiedy ją tracą, a o to teraz nietrudno. Nie mają oszczędności, bo zarobione pieniądze wysyłali do Polski, popadają w długi, nie są w stanie zapłacić czynszu. W efekcie zostają bez dachu nad głową. Ciężko jest się z tego wydostać – bo jak iść na rozmowę kwalifikacyjną, kiedy nie brało się prysznica od tygodnia, kiedy cały dobytek znajduje się w walizce, kiedy się śpi na ławce? Z czasem taki człowiek przestaje wierzyć w siebie i wsiąka w nowe środowisko. Najczęściej dochodzi do tego alkohol, narkotyki itp.

WP: Bezdomni są w różnym wieku.

W bardzo różnym, chociaż najwięcej jest czterdziestokilkulatków. To zarówno kobiety, jak i mężczyźni, ludzie z różnym wykształceniem. Wśród moich podopiecznych są magistrowie, a nawet doktor teologii. Tylko 10 procent bezdomnych wraca do normalnego życia, przy czym podstawą ku temu jest – jak ja to nazywam – odzyskanie człowieczeństwa.

Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)