Krzysztof Janik: krytykę trzeba przyjąć z pokorą

Krzysztof Janik w Radiu Zet (RadioZet)

30.06.2003 | aktual.: 30.06.2003 09:45

Obraz
© (RadioZet)

Sześćset dwadzieścia pięć głosów dla Leszka Millera to mało czy dużo? Wie pani, to jest dużo oczywiście, ale moim zdaniem to też był taki sygnał, te sto pięćdziesiąt skreśleń... Nawet sto pięćdziesiąt dwa. Nawet sto pięćdziesiąt dwa - przepraszam, nie liczyłem tak dokładnie - to był taki sygnał krytycznej oceny kierownictwa. To głosowanie było jeszcze gorsze w przypadku nas, wiceprzewodniczących, było więcej kandydatów. Myślę jednak, że był to taki wyraz pewnej krytyki i trzeba go przyjąć z pokorą i pracować dalej. Ale co się właściwie zmieniło? Wiceprzewodniczący dalej są ludźmi, którzy są w rządzie, czyli ośrodek władzy nie będzie w Sojuszu Lewicy Demokratycznej, tylko będzie w rządzie. Ale wie pani, trzeba pamiętać, co jest pierwsze. Ja najpierw byłem działaczem SLD, a potem zostałem ministrem, nigdy na odwrót. Więc wczoraj wybierano wiceprzewodniczących partii, a nie ministrów w rządzie Millera. Myślę, że trochę się... Ale ja tak myślę, że ci ministrowie w rządzie Millera też są odpowiedzialni za to, co
się dzieje, za niskie notowania rządu. Nie tylko Leszek Miller jest za to odpowiedzialny. Oczywiście, że tak. Nie ma co uciekać przed odpowiedzialnością. Mam nadzieję, że trochę się jednak zmieni, że jest trochę inaczej. Co prawda, są trzy osoby dotychczasowe: Andrzej Celiński, Jurek Szmajdziński i ja, ale to już jest nowa jakość. Myśmy przez ostatnie miesiące dostali niezłą nauczkę. I tak jak zmienia się Leszek Miller, tak samo i my się zmieniamy. Dostali państwo niezłą nauczkę, ale właściwie się nic nie zmienia. Przykładem może być to, co się wydarzyło w Ministerstwie Rolnictwa, przykładem może być dymisja Jerzego Millera. Przepraszam, a co się wydarzyło? Widzi pani, jak pani sobie życzy, to możemy porozmawiać o szczegółach. Natomiast ja nie rozpaczam z powodu tej dymisji. Ja mam opinię ze wewnątrz tej Agencji, że sprawy nie były tam dobrze prowadzone. A za pana Bentkowskiego były dobrze prowadzone? Też nie, też nie. Wie pani, to jest bardzo trudne przedsięwzięcie. Nie chciałbym zanudzić tutaj naszych
słuchaczy, ale system IACS to jest system ewidencji gruntów, działek. W Polsce jest to szalenie trudne, bo przecież polska wieś to jest szachownica pól, bardzo często z nieustabilizowaną, nieureglowaną własnością, bo przecież dzielono te gospodarstwa nie u notariusza, nie w sądach. Dobrze, ale te szachownice chciał zmienić Jerzy Miller, chciał zmienić - to co było w tym złego? Jerzy Miller tu nic nie ma do zmiany, bo żaden urząd ani rząd nie zajmuje się sprawami własnościowymi. Jest natomiast problem zbudowania bardzo skomplikowanego i dużego systemu informatycznego. Ale jest także i drugi problem. Wie pani, zachęcałbym, żeby popatrzeć na to w ten sposób. Otóż ten system budujemy przecież nie dla Unii Europejskiej, tylko dla polskiego rolnika. I na przykład likwidacja biur powiatowych... Czym innym jest bowiem racjonalizacja tych biur, a czym innym likwidacja. To nie był dobry pomysł, bo ten rolnik musi mieć gdzieś blisko tego człowieka, tego urzędnika, od którego dowie się o swoich prawach, o sposobach ich
realizacji. Tak, ale to jest likwidacja też ludzi, którzy są z SLD, którzy są z PSL i zajmują dobre stanowiska. Wie pani, dobrze pani uważa. Tu się też różnimy poglądem, bo myślę, że płaca rzędu tysiąca kilku złotych to nie jest takie lukratywne stanowisko. Muszą natomiast być jacyś ludzie, którzy wyedukują naszych rolników i zadbają, żeby oni dostali w miarę adekwatne i oczekiwane przez nich pieniądze. Ale ja wszystko rozumiem, Panie Ministrze, tylko dla opinii publicznej byłoby zrozumiałe, gdyby premier powiedział, dlaczego Adam Tański musiał odejść, dlaczego Jerzy Miller musiał odejść - a tak to dowiadujemy się o kolejnych dymisjach. Ale ja próbuję właśnie odpowiedzieć, dlaczego. Co do pana ministra Tańskiego, którego cenię - nawet powiedziałbym, że lubię - to po prostu polityk, od którego odwraca się zaplecze parlamentarne, jest skazany na nieskuteczność. Ale gdyby tego polityka poparł premier Leszek Miller, to zaplecze może by... Premier Leszek Miller go popierał, bo go po pierwsze powołał. Ale chyba za
słabo. Po drugie demonstrował swoje poparcie i otwarcie o tym mówił. Natomiast parlament to jest parlament. Wie pani, ja bardzo dbam, bez pomocy Leszka Millera, dbam o swoich kolegów z komisji, z którymi współpracuję, staram się być z nimi w bieżącym kontakcie, bo wiem, co to znaczy mieć posłów, którzy rozumieją moje intencje i którzy wspierają mnie w parlamencie. Bez tego nie ma dobrego rządzenia. A czy pan rozumie intencje premiera Leszka Millera, który chce wprowadzenia podatku liniowego? Czy dla pana to jest też pomysł egzotyczny, jak dla niektórych pana kolegów? Muszę powiedzieć w ten sposób: ani egzotyczny, ani nadzwyczaj szokujący - on jest mocno kontrowersyjny. Natomiast minimum zysku, jaki mamy z tego, że Leszek Miller podjął ten pomysł, to będzie, mam nadzieję nieco głębsza, a nie tylko powierzchowna dyskusja, o instrumentach podatkowych i że będzie to okazja do poważniejszej rozmowy na temat całego systemu podatkowego. A czy pan jest wewnętrznie przekonany do tego pomysłu? Wie pani, ja przekonam
się wtedy, jak dostanę na kartce wypisane konsekwencje takiego rozwiązania. Nie chciałbym skrytykować tu zbyt mocno mojego zwierzchnika, ale wydaje mi się, obawiam się, że na razie jest mocno przedwczesne takie żonglowanie liczbami, że on może mieć, a to osiemnaście procent, a to może osiemnaście i pół, a to może dziewiętnaście. Według mnie, gdyby dotrzymać tego warunku, że dochody budżetowe nie będą niższe niż dzisiaj, to podatek liniowy na poziomie poniżej dziewiętnastu procent jest niemożliwy. Obawiam się natomiast, że żeby wyrównać straty, ten podatek musiałby przekroczyć dwadzieścia procent, a to już nie jest żaden sukces. Owszem, dla mnie, który płacę czterdzieści procent podatków, tak, ale dla przeciętnego Polaka, który płaci dziewiętnaście procent, to by było dodatkowe obciążenie. Więc ostrożnie, najpierw policzmy, porozmawiajmy, bo nawet jeśli on nie wejdzie, to dorobek edukacyjny takiej debaty będzie niemały. Czy od tego momentu zamyka się czas krytyki lidera Sojuszu Lewicy Demokratycznej, bo do
tej pory padały ostre słowa? Nie sądzę. Wie pani, nie sądzę. Wczoraj wsłuchiwałem się zarówno w przemówienie Leszka Millera, jak i w opinie delegatów. I myślę, że w tej partii coś się stało, coś czego jeszcze chyba media nie widzą - otóż pękł czy rozsypał się taki model lojalności wobec kierownictwa, który był skuteczny i potrzebny w czasach, kiedy lewica w Polsce walczyła o przetrwanie. Dzisiaj lewica jest już, to jeden z pani gości żartuje, że się spolonizowała. Myślę, że u nas nie będzie kłótni, nie będzie jakiś publicznych rozstań, powrotów, aktów wrogości bądź miłości, ale kierownictwo będzie już przedmiotem krytyki jasnej i otwartej, byle tylko merytorycznej, byle w regułach demokratycznej praktyki. Ale to jest tak, że Leszek Miller został wybrany na cztery lata i nic się przez te cztery lata nie może zdarzyć, czy może się zdarzyć tak, że jeżeli państwo nie podołacie, to może być nadzwyczajny kongres? Wie pani, za dwa lata będzie konwencja, która będzie udzielała wotum zaufania w tajnym głosowaniu i
można nie uzyskać tego wotum zaufania. Ale zawsze jest taka możliwość, żeby zwołać nadzwyczajny kongres. Myślę, że takiej konieczności nie będzie, ale taka możliwość istnieje. Ale Leszek Miller w sobotniej „Trybunie” zapowiedział, że ludzie SLD nie powinni krytykować SLD, tylko powinni bronić SLD. To zabrzmiało dosyć groźnie. Wie pani co, ja muszę powiedzieć, że jak słyszę różne takie oceny bądź czytam takie oceny dyktowane niechęcią, dyktowane emocjami... Włodzimierz Cimoszewicz, tak? Nie, Włodzimierz Cimoszewicz mówi to, co myśli wielu z nas. To właśnie to krytykował premier Leszek Miller, jego wypowiedzi. Nie. Otóż uprzejmie panią informuję, że nie. Ale czytał pan ten wywiad czy nie? Tak, przeglądałem go. To polecam, niech pan przejrzy jeszcze raz. W sobotę pan premier miał kilka wywiadów, więc trudno nadążyć za wszystkimi. Muszę powiedzieć, że jeśli czytam tego rodzaju oceny, to owszem, będę protestował. Jeśli natomiast mój kolega partyjny, doświadczony polityk, jak na przykład Włodzimierz Cimoszewicz,
formułuje ostre oceny, formułuje negatywne oceny, to trzeba po prostu wsłuchać się w nie, czasem polemizować - ale nie z intencją, że te oceny są do niczego albo ich głosiciel jest zupełnie mi obcy, tylko z intencją taką, żeby wyjść z tych kłopotów. Bo nie ma co ukrywać, SLD wymaga nowego ducha, wymaga trochę naprawy. I spróbujemy to wszyscy razem zrobić. Będzie wyrzucało kanibali. Wie pani - już to kiedyś u pani mówiłem - do partii władzy, podobnie, jak do tego statku z dowcipu, przyczepiają się różni ludzie i najgłośniej krzyczą „płyniemy!”. Ale trzeba się z nich oczyszczać, po prostu oczyszczać. I dlaczego pan Mariusz Łapiński jest w klubie SLD? Można się zdziwić. Widzi pani, to, co państwo w tej sprawie prezentujecie, to jest taka zaciekłość, powiedziałbym, trochę uliczna. To znaczy, jak złapiemy jakiegoś przestępcę, to najlepiej byłoby mu obciąć głowę, ale jednak życie powinno się kierować pewnymi racjonaliami. Ja wiem, nie odcina się głowy, bo potrzebne są ręce do głosowania. Świetny dowcip. A powrót
Aleksandra Kwaśniewskiego? Aleksander Kwaśniewski, dzisiaj prezydent, przyjdzie na kongres SLD - czy to jest powrót na łono SLD? Wie pani, nie sądzę, Aleksander Kwaśniewski nigdy nie odcinał się od SLD, krytykował tę partię... Ale wczoraj mówił minister Dariusz Szymczycha, że nie przyjdzie, bo przecież nie przychodzi na kongresy - a otóż mamy przyjście. Kiedyś był na kongresie PSL, o ile dobrze pamiętam, więc być może Darek Szymczycha o tym nie pamięta. Prezydent natomiast nigdy nie odcinał się, nie wypierał się ani swoich korzeni, ani tego, że SLD jest najbliższą mu partią. Jak myślę, ostatnio był zaniepokojony, kilka razy mówił publicznie i głośno krytycznie o nas, a teraz będzie miał szansę powiedzieć nam to patrząc prosto w oczy. I myślę, że po to chce przyjść, by to powiedzieć. Bo to jest lepsze, niż mówić nieprosto w oczy. Tak, myślę, że tak. A prezydent nie jest człowiekiem, który by uciekał od starcia, od konfrontacji. Dziękuję bardzo, gościem Radia Zet był nowy-stary przewodniczący SLD, minister
spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik - pięćset jeden głosów. Dziękuję bardzo, możemy powiedzieć, że stary, ale z odnowionym mandatem, to lepiej brzmi. Z odnowioną twarzą.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)