Krwawy atak na Sumy. "Najwyraźniej Putin pogrywa z Amerykanami"
W rosyjskim ataku na Sumy zginęły 34 osoby, a ponad sto zostało rannych. Amerykański prezydent Donald Trump stwierdził, że Rosjanie "popełnili błąd". - Najwyraźniej Putin pogrywa z Amerykanami. Atak na Sumy nie rokuje wielkich nadziei w sprawie negocjacji – mówi WP gen. Stanisław Koziej, były szef BBN.
Niedzielny rosyjski atak na ukraińskie miasto Sumy w północno wschodniej Ukrainie był najbardziej krwawym w tym roku. W wyniku uderzenia dwóch pocisków balistycznych zginęły 34 osoby, wśród nich dwoje dzieci. Jest co najmniej 117 rannych.
Rosjanie zaatakowali w Sumach w czasie, gdy USA, najważniejszy sojusznik Ukrainy, próbują doprowadzić do zakończenia trwającej czwarty rok wojny, a sam Trump naciska obie strony, by usiadły do rozmów. Do ataku doszło dwa dni po tym, jak specjalny wysłannik USA Steve Witkoff spotkał się z rosyjskim prezydentem Władimirem Putinem w Petersburgu, by rozmawiać o rozpoczęciu negocjacji pokojowych.
- To coś okropnego – przyznał amerykański prezydent Donald Trump, komentując niedzielny rosyjski atak. I jak dodał, powiedziano mu, że Rosjanie "popełnili błąd", ale nie podał żadnych szczegółów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Moment ataku Rosjan na Sumy. Przerażające nagrania świadków
Zdaniem gen. Stanisława Kozieja, najwyraźniej Rosjanie pogrywają z Amerykanami.
- Nie są zainteresowani konkretnymi rozmowami na temat zakończenia wojny w Ukrainie. Natomiast chętnie rozmawiają z USA o dwustronnych relacjach. Ich strategia polega na tym, żeby wcześniej załatwić sprawy z samym Donaldem Trumpem. A problem ukraiński przytrzymywać i wywierać presję na amerykańskiego prezydenta – mówi WP gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
W jego ocenie to błędna strategia.
- To wymysł Putina. Dopóki USA nie przełamią tego dylematu i nie odwrócą kolejności, to nic pozytywnego z rozmów o Ukrainie nie będzie – uważa gen. Koziej.
I jak zaznacza, nie widać sygnałów po rosyjskiej stronie, by była gotowa na jakieś kompromisy.
- Stany Zjednoczone musiałyby nacisnąć na nich mocno. Muszą zagrozić albo najlepiej wprowadzić dodatkowe sankcje. I mocniej wesprzeć Ukrainę. Jeśli tego nie zrobią, Putin nie ustąpi. I będzie podtrzymywał swoje maksymalne cele sprzed wojny. Tzn. całkowite podporządkowanie Ukrainy i włączenie jej części – czterech obwodów wschodnich do Rosji oraz zablokowanie jej relacji z Zachodem – ocenia były szef BBN.
Pytany o słowa Trumpa o błędzie Rosjan uważa, że amerykański prezydent takimi wypowiedziami "zostawia sobie furtkę do dalszych rozmów". - To próba tłumaczenia przez Trumpa, że można jeszcze z Putinem rozmawiać w dobrej wierze. To próba podtrzymywania relacji z rosyjskim przywódcą wedle dotychczasowej metody. Ale atak na Sumy nie rokuje wielkich nadziei w sprawie negocjacji. Oczekiwałbym jednak zwrotu w polityce Donalda Trumpa w stosunku do Moskwy – podkreśla były wojskowy. - Na razie trwa upokarzanie amerykańskiego prezydenta przez Putina - uważa.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Rak zżera Ukrainę". Generał wyjaśnia powody porażki
W podobnym tonie wypowiada się Dawid Kamizela, analityk ds. wojskowości.
- Mam wrażenie, że Amerykanie dalej nie chcą widzieć, jak naprawdę wyglądają te negocjacje. Nie możemy założyć w 100 procentach, że był to celowy atak na centrum miasta. Ale kiedy podejmowano decyzję o wyborze celu, to zakładano, że jest całkiem duża szansa, by pocisk trafił w cel cywilny. Tam nie było żadnego dowództwa korpusu, czy też pięciu oficerów siedzących nieopodal w restauracji. Najwyraźniej po prostu Rosjanie uznali, że będzie to demonstracja i test, jak Amerykanie zareagują – mówi WP Dawid Kamizela.
Jego zdaniem, to symboliczny atak. – Nieprzypadkowo wybrali Niedzielę Palmową. Rosjanie lubią wybierać określone daty, a poza tym atak nastąpił tuż po wizycie Steve’a Witkoffa na Kremlu. Tym samym, w jakiś sposób Rosjanie upokarzają Amerykanów – uważa analityk ds. wojskowości.
W jego ocenie wypowiedź Trumpa o błędzie Rosjan spowoduje, że Putin poczuje się jeszcze pewniej i może zaryzykować kolejne tego typu uderzenia.
- Reakcją powinna być zapowiedź amerykańskiej administracji dostaw uzbrojenia czy systemów przeciwlotniczych Ukrainie. Wtedy Rosjanie przekonaliby się, że ich test wypadł negatywnie. A skoro administracja Trumpa nie wykonuje żadnych, takich ruchów, to Putinowi w to graj. Rosjanie mogą dalej strzelać – ocenia rozmówca Wirtualnej Polski.
W piątek w Petersburgu doradca Trumpa Steve Witkoff spotkał się z Władimirem Putinem. Po kilkugodzinnej rozmowie polityków nie było żadnych, oficjalnych komunikatów. Wiadomo, że Rosja domaga się uzyskania kontroli nad czterema obwodami Ukrainy. Argumentuje to m.in. tym, że w 2022 r. wpisano do konstytucji przyłączenie do Federacji Rosyjskiej obwodów donieckiego, ługańskiego, zaporoskiego i chersońskiego
Według Dawida Kamizeli to kpina, bo mówimy o terytorium czterech obwodów, które de facto nie są pod całkowitą rosyjską kontrolą.
- Najbliżej sukcesu są w obwodzie ługańskim, który rosyjska amia kontroluje w 98 procentach. Ukraińcy z kolei kontrolują nadal około jednej trzeciej terytoriów obwodów donieckiego, chersońskiego i zaporoskiego. A w przypadku dwóch ostatnich, Rosjanom nie udało się nawet zająć stolic regionów – przypomina Dawid Kamizela.
I jak zauważa, trudno się dziwić Putinowi, że bezwarunkowo chce je przejąć, skoro po drugiej stronie mają tak skorego do ustępstw przeciwnika.
- Kreml gra więc wysoko. W gruncie rzeczy aż się prosi, by Moskwa tak negocjowała. A później będzie próba przymuszenia Kijowa do zaakceptowania warunków uzgodnionych między Trumpem a Putinem. Niestety, ale mamy taki klimat – podsumowuje rozmówca WP.
Sylwester Ruszkiewicz, dziennikarz Wirtualnej Polski