Krwawe bójki i gwałt w szpitalu w Radomiu
To ma być lecznica, gdzie chorzy odnajdą spokój i ukojenie?! Gwałt na 9-letnim chłopcu to nie jedyna przerażająca sprawa, która wydarzyła się w ostatnich latach w Wojewódzkim Szpitalu Psychiatrycznym w Radomiu. Wśród pacjentów dochodziło do krwawych bójek, jedna z ofiar takiej jatki zmarła! Dzieci były zmuszane do sprzątania placówki i załatwiania się do koszy na śmieci. A personel przysłuchiwał się rozmowom pacjentów z krewnymi i utrudniał kontrolę odpowiednim organom – wynika z ustaleń zeszłorocznej inspekcji Rzecznika Praw Pacjenta.
Toalety dostępne tylko w określonych godzinach, zbiorowe kąpiele, przymus sprzątania pomieszczeń, ograniczenie kontaktu pacjentów z bliskimi – to tylko niektóre z wielu nieprawidłowości, jakie wykazała ubiegłoroczna kontrola w szpitalu psychiatrycznym im. Barbary Borzym w Radomiu.
W placówce od dawna dochodzi do skandalicznych incydentów, w tym nawet śmiertelnych wypadków. W minionych miesiącach jedna z pacjentek zmarła po upadku ze schodów. Inna podopieczna (†72 l.) straciła życie w sierpniu zeszłego roku – po tym, jak została brutalnie pobita przez inną pacjentkę.
Prokuratura wszczęła śledztwo, a sprawujący pieczę nad placówką samorząd województwa zlecił tam kontrolę. Warunki panujące w szpitalu zbadał również urząd Rzecznika Praw Pacjenta. Stwierdzono wiele nieprawidłowości. Chodziło m.in. ograniczenie dostępu do toalet i udostępnianie ich tylko w wyznaczonych godzinach, co powodowało że pacjenci, nie mogąc już wytrzymać tej tortury, załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne do koszy na śmieci. Chorzy byli też zmuszani do samodzielnego sprzątania szpitalnych pomieszczeń. Podobnie jak do zbiorowych kąpieli, podczas których każdy z pacjentów musiał się rozbierać w obecności innych. Inspekcja wykazała też, że pracownicy szpitala ograniczali chorym możliwość kontaktu z bliskimi, a nawet wprowadzili specjalny system kar, gdzie za niewykonanie powierzonych zadań można było stracić możliwość przepustki czy widzenia.
Władze szpitala zarzuty o naruszenia odpierały min. brakiem pieniędzy, co do sprzątania dyrekcja placówki zastrzegła że było ono dobrowolne i miało służyć celom wychowawczym. Z kolei ograniczony dostęp do łazienek, wynikał ze względów bezpieczeństwa. Chodziło o to, żeby pacjenci nie niszczyli sprzętu i by uniemożliwić im dokonywania samookaleczeń ciała, agresji fizycznej i seksualnej – czytamy w odpowiedzi szpitala na wyniki kontroli.
Jak widać „środki bezpieczeństwa” nie były na tyle wystarczające, by zapobiec kolejnej tragedii. Urząd marszałkowski znów zapowiada kontrolę. Pytanie tylko czy tym razem przyniesie ona lepszy skutek niż sporządzenie raportu?
Podczas kontroli wyszły na jaw szokujące uchybienia. Kąpiel tylko trzy dni w tygodniu – możliwa była tylko w poniedziałki, środy i piątki. Łazienka była zamknięta w ciągu dnia, otwierana tylko na noc. Nie było szatni, dzieci rozbierały się w obecności całej grupy.Toalety były zamykane – otwierano je tylko w godzinach wyznaczonych przez salowego. Jeśli pacjenci się spóźniali, drzwi były już zamknięte. Pacjenci byli zmuszani do załatwiania się do koszy na śmieci.Pacjenci sprzątali szpital – było niemal tak, jak w koszarach: pacjenci musieli sprzątać na stołówce, w salach terapeutycznych, szatni, na korytarzach, w toaletach i łazienkach. Na oddziałach były wyznaczone grafiki dyżurnych odpowiedzialnych za sprzątanie. Kto nie wypełniał obowiązków, był karany utratą spaceru lub przepustki.
Ograniczano kontakt z bliskimi – krewni odwiedzali pacjentów poza oddziałem, w obecności pracowników. Czasem zakazywano odwiedzin i telefonowania. Wyznaczano krótkie półgodzinne okresy (np. od 11.00 do 11.30 i od 19.30 do 20.00), kiedy można było telefonować. Rozmowy odbywały się w obecności personelu.Nie było zajęć terapeutycznych – choć na oddziale byli pacjenci z upośledzeniem umysłowym, dla tej grupy nie organizowano nauki ani zajęć wychowawczych.
Marta Milewska, rzecznik Urzędu Marszałkowskiego dodaje: "Sprawą zajmuje się prokuratura, dlatego nie możemy na razie udzielać żadnych informacji. Na pewno przyjrzymy się jednak organizacji pracy w placówce".
Polecamy w wydaniu internetowym Fakt.pl: Sąsiadka pyta: Kto czyha na moje życie?