Krwawa niedziela w Bydgoszczy
3 września 1939 roku w Bydgoszczy doszło do strzelaniny pomiędzy wycofującymi się polskimi żołnierzami a niemieckimi cywilami, w wyniku której zginęło blisko 250 Niemców i około 30 Polaków. Do dziś trwają dyskusje i spory pomiędzy niemieckim a polskimi historykami co do znaczenia i interpretacji tamtych wydarzeń. Dla Niemców była to krwawa masakra, w której Polacy mordowali niewinnych Niemców, dla Polaków – tłumienie antypolskich działań dywersyjnych.
W niedzielę 3 września około godz. 10.00 „nieznani sprawcy” zaczęli ostrzeliwać żołnierzy na tyłach polskiej Armii Pomorze. Strzały padały również w kierunku polskich cywilów. Zginęło wówczas około 30 Polaków. Według relacji naocznego świadka księdza Goździewicza „rozpoczęli Niemcy strzelać z wież zborów ewangelickich, ze schronów i z dachów swych domów do cofających się oddziałów Wojska Polskiego. Nieliczni w Bydgoszczy Niemcy odważyli się na takie powstanie, gdyż przypuszczali, że za cofającym się Wojskiem Polskim następuje zaraz armia niemiecka (...) Jawna prowokacja Niemców bydgoskich nie mogła pozostać nieukarana. Wzburzona ludność wskazywała żołnierzom polskich Niemców, którzy strzelali”.
Działania te polscy wojskowi zinterpretowali jako klasyczną działalność tzw. V kolumny i szybko przystąpili do tłumienia buntu. Sytuacja została opanowana już o 12.30 - schwytano i rozstrzelano kilkuset Niemców podejrzewanych o udział w dywersji (wg różnych relacji liczbę tę szacuje się od 160 do 400 osób). Dochodziło też do samosądów, w wyniku których mogli zginąć Niemcy nie mający nic wspólnego z działalnością dywersyjną. Niezwykle obrazowo całą sytuację opisał w swoim meldunku gen. Bortnowski: „ciągłe strzelanie na tyłach (...) samosądy natomiast w stosunku do ludności niemieckiej dokonywane przez żołnierzy wspólnie z ludnością cywilną są nie do opanowania, gdyż policji na większości obszaru już nie ma. Dokoła pożary wzniecone albo bombardowaniem, albo podpaleniem, zresztą dało się zauważyć, że podpalenia są dziełem Niemców, którzy w ten sposób sygnalizują kierunek późniejszych uderzeń”.
Joseph Goebbels, minister propagandy III Rzeszy, szybko ukuł dla tych wydarzeń efektowną nazwę Bromberger Blutsonntag – bydgoska krwawa niedziela – by wykorzystać ją do działań propagandowych jako dowód na polskie bestialstwo na mniejszości niemieckiej. Według hitlerowskiej propagandy Polacy zabili blisko 1000 Niemców, a całą akcją kierował dowódca Armii Pomorze – gen. Władysław Bortnowski. Niemieckie działania wojenne miały być zatem odwetem oraz próbą ochrony niemieckiej ludności przed okrucieństwami Polaków. Niemcy zajęli Bydgoszcz już 5 września i przystąpili do represji polskiej ludności w zemście za wydarzenia sprzed dwóch dni. W pierwszym tygodniu okupacji rozstrzelano ok. 400-800 osób, w miesiącach następnych zginęło blisko 1500 osób.
Do niedawna w społecznym odbiorze w Niemczech 3 września 1939 był uważany za dzień krwawej masakry na niewinnych przedstawicielach mniejszości niemieckiej w Polsce. Wyłomem była wydana w 1989 roku książka dziennikarza Güntera Schuberta „Bydgoska krwawa niedziela. Śmierć legendy” (polskie wydanie: Miejski Komitet Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa 2003). Jednak wciąż istnieją różnice w interpretacji „wydarzeń bydgoskich” wśród niemieckich i polskich historyków, które wynikają głównie z odmiennego dostępu do źródeł historycznych oraz niekompletności i nieprecyzyjności samych relacji naocznych świadków.
Jak pisał Wojciech Pięciak w „Tygodniku Powszechnym” 43/2003: „Na temat tego, co stało się wtedy w Bydgoszczy, powstały dwie odrębne legendy - polska i niemiecka - a każdą z nich wspierały relacje świadków i prace historyków. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że nie ma drugiego wydarzenia w polsko-niemieckiej historii najnowszej, co do którego istniałyby tak nie przystające do siebie wersje nie tylko na płaszczyźnie interpretacji, ale także faktów”.
W wyniku badań polskich historyków okazało się, iż strzelanina w Bydgoszczy mogła być inspirowana, a nawet kierowana, przez Abwherę i SS. Stanowiła też prawdopodobnie część większego planu działań dywersyjnych (m.in. prowokacje graniczne w Gliwicach, Stodołach i Byczynie), które miały w oczach świata usprawiedliwić niemiecką agresję na Polskę. Była to tzw. taktyka konia trojańskiego, którą opisał dr Tomasz Chinciński w swojej książce „Forpoczta Hitlera”: „Niemcy mieszkający w Polsce mieli stać się teraz instrumentem polityki Hitlera, zmierzającej do pokonania i podporządkowania sobie sąsiedniego kraju”.
Przygotowaniem i przebiegiem dywersji i sabotażu zajęły się niemieckie tajne służby tak samo jak w przypadku inwazji na Czechosłowację. Działania te wynikały z strategii Hitlera, który wśród niemieckiego dowództwa forsował „koncepcję zaskakującego uderzenia poprzedzonego prowokacją lub incydentem, sprokurowanym przez samego siebie”.
Żywotność niemieckiej wersji legendy „bydgoskiej krwawej niedzieli” wydaje się być zatem triumfem zza grobu hitlerowskich jednostek specjalnych, które postarały się również o to, by nie pozostawić żadnych konkretnych dokumentów, które autorstwo bydgoskiej prowokacji pozwoliłyby jednoznacznie przypisać Niemcom.
Marta Tychmanowicz specjalnie dla Wirtualnej Polski
Źródła:
Tomasz Chinciński „Forpoczta Hitlera. Niemiecka dywersja w Polsce w roku 1939”, Warszawa 2010
Paweł Machcewicz „Spory o historię 2000-2011”, Kraków 2012
Eugeniusz Guz „Zagadki i tajemnice kampanii wrześniowej”, Warszawa 2009