Krótka historia aborcji
• Starożytność przedchrześcijańska była podzielona w sprawie dopuszczalności aborcji
• Zdecydowanie negatywne stanowisko w tej sprawie od początku zajmowało chrześcijaństwo
• Wczesny Kościół dopuszczał pewne ustępstwa, ale z czasem zaostrzał swoje stanowisko, aż do kategorycznego zakazu
• Jako pierwszy w Europie na aborcję zezwolił Związek Radziecki w 1920 r., Stalin jednak zniósł to prawo
• W PRL przez większą część historii możliwa była aborcję niemal "na życzenie"
17.04.2016 16:32
"Ujrzałem [...] ciasne miejsce, do którego spływały odchody i smród ukaranych i tworzyły tam jakby jezioro'' – zanotował autor. ''Siedziały w nim kobiety zanurzone w odchodach aż po szyję, a naprzeciw nich dzieci poronione siedziały i płakały, i uderzały w oczy kobiety, które zrodziły dzieci bez ślubu i dokonały poronienia" – kończy się ponura narracja. Nie jest to fragment scenariusza horroru gore. To cytat z "Apokalipsy Piotra", opisujący piekielną karę dla kobiet, które dokonały aborcji. Ten wczesnochrześcijański apokryf cieszył się dużym zainteresowaniem Ojców Kościoła i był traktowany jako tekst natchniony. Jednak kobiety w historii za spędzenie płodu często czekały kary już w tym, a nie w ''następnym'' świecie.
Pokusa nieznana Hebrajczykom?
W hebrajskiej biblijnej tradycji religijnej – z której wywodzi się chrześcijaństwo - stosunek do aborcji nie był do końca jasny. "Jakiekolwiek działania – pisze znany publicysta teologiczny o. Jacek Salij – mające nie dopuścić do urodzenia poczętego już dziecka po prostu przekraczały wyobraźnię ludzi biblijnych, nieznana im była nawet pokusa na ten temat''. Czy aby na pewno? Praktyka przerywania ciąży istniała od zarania ludzkich dziejów – wszak spotykamy ją również u społeczności, które zatrzymały się na prehistorycznym poziomie życia. Dlaczego Hebrajczycy mieliby pozostać wyjątkiem?
Intrygujące jest to, że kwestia aborcji nie pojawia się w Starym Testamencie jako osobny problem. W Księdze Wyjścia (21,22-25) czytamy: ''Gdyby mężczyźni bijąc się uderzyli kobietę brzemienną powodując poronienie, ale bez jakiejkolwiek szkody, to [winny] zostanie ukarany grzywną, jaką [na nich] nałoży mąż tej kobiety, i wypłaci ją za pośrednictwem sędziów polubownych. Jeżeli zaś ona poniesie jakąś szkodę, wówczas on odda życie za życie, oko za oko, ząb za ząb, rękę za rękę, nogę za nogę, oparzenie za oparzenie, ranę za ranę, siniec za siniec''. Nietrudno zauważyć, że nie mówi się więc tutaj o celowym spędzaniu płodu przez kobietę, ale przypadkowym spowodowaniu przerwania ciąży przez osoby trzecie. O ile późniejsza tradycja judaistyczna pozostała podzielona w kwestii abortowania (i tak pozostało do dziś), to naprawdę trudno na podstawie tego jednego fragmentu wnosić, że Hebrajczycy w okresie biblijnym mieli jednoznacznie negatywny stosunek do całej sprawy. Ciekawe jest to, że w omawianym passusie mówi się
raczej nie o stracie kobiety, ale... mężczyzny. W tej kulturze – przynajmniej na wczesnym etapie jej rozwoju – kobieta była w zasadzie częścią inwentarza.
Wątpiący Grecy, permisywni Rzymianie
W kwestii aborcji mocno podzieleni byli Grecy. Platon ustami Sokratesa w dialogu ''Teajtet'' wspomina o położnych, które nie tylko potrafią przyjąć poród, ale również znają stosowne środki, które pozwalają na przerwanie ciąży, ''jeśliby wczesny płód poronić wypadało'' (149 D). W rzeczywistości w Helladzie nie była to praktyka ani rzadka, ani niedopuszczalna. Greccy lekarze sporządzili obfite listy środków poronnych. Można na nich znaleźć m.in.: podpuszczkę zajęczą, wydzielinę gruczołów bobra, korzenie paproci orlej, rutę i wiele innych. Zresztą te spisy nie były owocem intensywnych badań samych lekarzy, ale raczej usystematyzowaniem ludowej wiedzy medycznej w tej sprawie. Zresztą wspomniany Platon dopuszczał nie tylko abortowanie płodów, ale również – wzorem Sparty – dzieciobójstwo. W swoim monumentalnym opus magnum ''Państwo'' zalecał je jako jeden ze środków kontroli przyrostu populacji idealnej polis.
Jednak dopuszczalność i powszechność aborcji w społeczeństwach starożytnej Grecji nie oznaczały, że wszyscy patrzyli na nią łaskawym okiem. Nieustępliwy w tej sprawie był lekarz Hipokrates, w którego przysiędze czytamy: "Nigdy nikomu, także na żądanie, nie podam zabójczego środka ani też nawet nie udzielę w tym względzie rady; podobnie nie dam żadnej kobiecie dopochwowego środka poronnego". Dla części filozofów sprawa dopuszczalności aborcji była ściśle skorelowana z odpowiedzią na pytanie o to, w którym momencie rozwoju płód otrzymuje duszę. Chyba najsilniej oddziałały tutaj poglądy Arystotelesa, który twierdził, że zarodek męski otrzymuje ją w czterdziestym dniu istnienia a żeński – w osiemdziesiątym (skądinąd znane są poglądy twórcy Liceum o przyrodzonej nierówności mężczyzn i kobiet). Dlatego aborcję przeprowadzoną przez zakończeniem tego okresu traktowano jako... antykoncepcję. W ostrej kontrze do stanowiska Arystotelesa stały przekonania Empedoklesa, który twierdził, że zarodek ma duszę od samego
momentu zapłodnienia. Natomiast najradykalniej ''proaborcyjne'' stanowisko zajmowali stoicy, dla których płód był jedynie częścią kobiecego organizmu, stąd brzemienna może w każdej chwili się go pozbyć. Niezależnie jednak od tego, co o przerywaniu ciąży twierdzili uczeni starożytnej Hellady, to w praktyce – przynajmniej do IV w. n.e. - w Grecji nie istniały żadne prawa, które zabraniałyby przerywania ciąży.
Ale chyba najbardziej permisywną cywilizacją europejską w kwestii dopuszczalności aborcji było Imperium Rzymskie przed zaprowadzeniem w nim chrześcijaństwa. Wynikało to przede wszystkim z tego, że prawodawstwo rzymskie w tej sprawie pozostawało pod wpływem myśli stoickiej. Momentami zjawisko aborcji przyjmowało rozmiary prawdziwej plagi, nad czym załamywali ręce rzymscy moraliści. Seneka, sam – o ironio – filozof stoicki, chwaląc swoją matkę, Helwię, za cnotę zaliczył jej to, że nigdy nie dopuściła się aborcji. ''Nigdy zwyczajem innych kobiet – pisał – które szukają chwały w swoich kształtach, nie ukrywałaś ciężarnego łona, jak gdyby nieprzyzwoitego brzemienia, ani nie udaremniłaś poczętych w swoich wnętrznościach nadziei potomstwa''. Zaniepokojeni cesarze Antonin (138-161 r. n.e.) i Septymiusz Sewer (193-211 r. n.e.) gotowi byli uznać aborcję za ''crimen''. Jednak jej powszechność i społeczne przyzwolenie sprawiały, że ustanowione przez nich prawa w zasadzie pozostały martwe.
Aborcja jak dzieciobójstwo
W sprawie przerywania ciąży prawdziwą rewolucję w starożytnym świecie przyniosło chrześcijaństwo. Szczególnie, że w IV w. n.e. stało się religią państwową Imperium Romanum, przez co zyskało decydujący wpływ na władzę. To właśnie ta religia wyznaczyła dominujący pogląd na przerywanie ciąży w kulturze zachodniej przynajmniej do XIX, jeśli nie XX w.
Na płaszczyźnie teoretycznej teologowie chrześcijańscy definitywnie rozstrzygnęli spór toczący się w obrębie myśli greckiej: ''Życie każdej istoty zwykliśmy liczyć od momentu jej poczęcia – pisał wczesnochrześcijański teolog Tertulian w dziele 'O duszy' - ponieważ od tego tego momentu poznajemy jej duszę; odkąd bowiem istnieje dusza, odtąd i życie''. W praktyce moralnej oznaczało to zrównanie aborcji z dzieciobójstwem. Wkrótce uznano nawet, że jest ona czymś gorszym od uśmiercania narodzonych dzieci - pierwszy raz ten pogląd wyraził św. Jan Chryzostom (ok. 350 - 407 r.), jeden z najważniejszych doktorów kościoła. Nie powinno więc dziwić, że zatroskani o dusze wiernych teologowie prześcigali się w wymyślaniu opisów mąk, które czekają tych, którzy poważą się na tak straszny czyn. Próbkę zawiera cytowany na początku tekstu fragment ''Apokalipsy Piotra''. Choć trzeba przyznać, jest w tym coś ironicznego, że wyznawcy religii miłości znajdywali we własnych umysłach wystarczające zasoby do kreowania takich i
podobnych okropnych wyobrażeń, które mieli cierpieć ci, którzy nie podzielali ich światopoglądu...
Ilustracja z "Herbariusza" Pseudo-Apulejusza przedstawiająca kobietę w ciąży i zielarkę przygotowującą środek poronny z mięty poleju (Mentha pulegium), XIII w. fot. Wikimedia Commons
Ale – należy to podkreślić, jest to ważne również w kontekście współczesnych sporów – już we wczesnym okresie rozwoju refleksja moralna chrześcijaństwa dopuszczała pewne wyjątki od bezwzględnego zakazu aborcji. Uznawano, że można od niego odstąpić – jak pisze biblista ks. Marek Starowieyski - ''gdy ciąża stanowi zagrożenie dla życia matki'', choć nie zmieniało to faktu, że było to nazywane zabójstwem, faktem straszliwym i dramatycznym''. Zastanawiające jest, że radykalizacja stanowiska w tej sprawie – idąca w stronę absolutnego zakazu - pojawiła się dopiero dużo później. Kościół zachodni w 1967 r. odrzucił możliwość przerywania ciąży. ''Papieże Pius IX i Leon XIII w XIX w. - pisze w artykule 'Święte plemniki, święte jajeczka. Odwieczny spór o aborcję' publicysta Adam Szostkiewicz - wykluczyli dopuszczalność aborcji dla ratowania życia lub zdrowia matki''. Te ustalenia Kościół Rzymsko-Katolicki powtórzył w XX w. Kościół współczesny okazał się być bardziej rygorystycznym od starożytnego.
"Fabrykantki aniołków"
Momentem, który okazał się być kluczowy dla rozwoju zachodniej dyskusji o dopuszczalności (i niedopuszczalności) aborcji był wiek XIX. W tym stuleciu doszło do gwałtownego rozwoju medycyny, w tym jej gałęzi zwanej embriologią. Przed tą epoką wiedza o biologicznym aspekcie ciąży była dość nikła. Kobieta zyskiwała pewność tego, że jest brzemienna dopiero wtedy, gdy czuła pierwsze kopnięcia dziecka, które w sobie nosiła. Natomiast powstanie i rozwój osobnej nauki pozwoliły na to, by względnie precyzyjnie opisać cały proces rozwoju nowego ludzkiego organizmu – od momentu zapłodnienia aż do urodzenia. W parze z tą ogromną zmianą szedł szeroki sprzeciw lekarzy względem przerywania ciąży i antykoncepcji. Przy czym sami byli dość wybiórczy w konsekwentnym wcielaniu w życie tych postulatów, przynajmniej w odniesieniu do własnych partnerek i córek. ''Lekarze – pisze za Barbarą Duden Maria Ciechomska – zakazując aborcji i antykoncepcji dla maluczkich, stosowali te metody na szeroką skalę we własnym środowisku. Przed I
wojną światową rodziny lekarzy europejskich legitymowały się najniższym przyrostem naturalnym''.
Ten ''przymus rodzenia'' szybko doprowadził w drugiej połowie XIX i w pierwszej XX w. do powstania podziemia aborcyjnego. W rozrastających się miastach epoki industrialnej przepadła wiedza o ziołach, których można było użyć do spędzania płodów. Dlatego ''fabrykantki aniołków'' – jak czasem nazywano kobiety trudniące się abortowaniem płodów – używały najczęściej dwóch metod. Pierwszą z nich było płukanie macicy roztworem mydła lub salmiaku (chlorku amonu), drugą – nakłuwanie pęcherza płodowego. Szczególnie druga opcja była bardzo niebezpieczna, ponieważ wiązała się z ryzykiem trwałego okaleczenia kobiety i doprowadzenia do bezpłodności. W skrajnych przypadkach, jeśli ''fabrykantka'' była wyjątkowo niefachowa, mogła wysłać w zaświaty nie tylko dziecko, ale i niedoszłą rodzicielkę. Łatwo więc sobie wyobrazić, że kobiety, które decydowały się na skorzystanie z takich usług, musiały być naprawdę zdesperowane, bowiem ryzyko poważnego uszczerbku na zdrowiu było ogromne. ''Nic więc dziwnego – pisze Ciechomska – że
powstały w XIX w. ruch kobiecy do listy żądań przyznania kobietom praw politycznych i społecznych dołączył także postulat prawa do kontrolowania własnej rozrodczości.
Sowiecki plakat ostrzegający przed dokonywaniem aborcji u wiejskich położnych. Napis u góry głosi: "Poronienia wywołane przez będące samoukami położne mogą nie tylko okaleczyć kobietę, ale również doprowadzić do jej śmierci", ok. 1925 r. fot. Wikimedia Commons
Jako pierwsze państwo w Europie pełną dopuszczalność aborcji wprowadził Związek Radziecki w 1920 r. Czerwoni włodarze dążyli do zlikwidowania zjawiska ''dzikich'' aborcji, które często prowadziły do opisywanych wcześniej komplikacji. Jednak już 16 lat później Stalin o 180 stopni zmienił kurs. W 1936 r., postanowieniem Centralnego Wykonawczego Komitetu i Rady Narodowych Komisarzy ZSRR, odebrano ''kobietom pracującym'' tę rewolucyjną jak na owe czasy swobodę. ''Podczas gdy wszystkie burżuazyjne państwa świata nie wiedzą, gdzie podziać swoich ludzi, gdzie znaleźć im pracę, czym nakarmić, nam ludzi zabrakło'' – uzasadniał pomysł jeden z partyjnych funkcjonariuszy (któż miałby odwagę sprzeciwić się Generalissimusowi?). ''Nam potrzebni coraz to nowi i nowi bojownicy – budowniczy tego życia. Nam potrzebni są ludzie. Aborcja, zniszczenie rodzącego się życia, jest niedopuszczalna w naszym państwie budującego się socjalizmu'' – ciągnął natchnionym tonem swój wywód. Restrykcyjne prawo obowiązywało do 1955 r.
II RP, czyli ''Piekło kobiet''
Płomienne scysje o aborcję w Polsce rozgorzały w dwudziestoleciu międzywojennym, a ich przyczyną stały się prace nad kodeksem karnym odrodzonego kraju. Pierwotna wersja projektu zakładała karalność aborcji do 5 lat i jej bezwzględny zakaz. Ten pomysł spowodował znaczny opór części środowiska lekarskiego i prawniczego. Szczególnie aktywni w tym sporze byli publicysta Tadeusz Boy-Żeleński i jego partnerka, pisarka Irena Krzywicka. ''Paragraf naznaczający ciężkie kary za przerwanie ciąży jest martwy. […] Prawo jest bezsilne, nie może niczemu zapobiec, ale istnieniem swoim wyrządza wiele złego, nie jest obojętne. […] Piętnując zabieg przerwania ciąży jako zbrodnię,wzbrania go lekarzom, którzy z kodeksem się liczą, ale nie przeszkadza go uprawiać wszelkiego rodzaju partaczom, a wreszcie i samym matkom nie przeszkadza doświadczać na sobie 'domowych' środków'' – pisał krytycznie Boy-Żeleński w znakomitym ''Piekle kobiet''. Po długotrwałych sporach, podczas których kilkakrotnie zmieniano przepisy aborcyjne (jedna z
wersji pozwalała na abortowanie płodu nawet w przypadku trudnej sytuacji materialnej kobiety), w 1932 r. przyjęto ostateczny kształt przepisów. Zakładał on, że ciążę można przerwać w dwóch przypadkach: gdy jest ona wynikiem przestępstwa (gwałtu, kazirodztwa lub stosunku z osobą niepoczytalną), bądź ze względu na zagrożenie życia i zdrowia kobiety.
W Generalnym Gubernatorstwie – pozostałości Polski pod zarządem III Rzeszy – Niemcy dopuścili aborcję w formie ''na życzenie''. Jednak ta decyzja w żadnej mierze nie wynikała z troski o los Polek. Należy na nią patrzeć w kontekście całościowych planów, jakie nazistowskie Niemcy miały względem Polski. Jednym z nich elementów była depopulacja narodu polskiego. Część miała zakończyć swoją ziemską wędrówkę w piecach krematoryjnych, a reszta jako rezerwuar niewolniczej siły roboczej ''ku chwale rasy aryjskiej''. Właśnie temu miało służyć wprowadzenie tak liberalnego prawa.
PRL: od zakazu do pełnej swobody
Regulacje prawne, które obowiązywały w Polsce tuż po II wojnie światowej, jednoznacznie zabraniały przerywania ciąży. Wzorzec w tej sprawie płynął z ZSRR. Twierdzono też, że liberalne prawo działałoby na szkodę realizacji celu, jakim była odbudowa biologiczna narodu. Te przepisy obowiązywały do 1956 r., a impuls do ich zmiany znów przyszedł ze Związku Radzieckiego. Tam rok wcześniej przestało obowiązywać wprowadzone w czasach stalinowskich prawo, co otworzyło możliwość przemian również w Polsce. Za modyfikacjami legislacyjnymi przemawiały również powody praktyczne. Kategoryczny zakaz spowodował powojenny rozrost podziemia aborcyjnego, w wyniku czego – tak jak na przełomie XIX i XX stulecie – kobiety traciły zdrowie i marły w wyniku tajnych i sfuszerowanych zabiegów, które najczęściej odbywały się w skandalicznie niehigienicznych warunkach. Wszystkie te względy sprawiły, że w kwietniu 1956 r. Sejm uchwalił ustawę, która umożliwiała przerwanie ciąży w trzech przypadkach: z powodu wskazań lekarskich; przy
uzasadnionym podejrzeniu, iż ciąża była wynikiem przestępstwa; ze względu na trudną sytuację materialną ciężarnej. Na ostatni z wymienionych powodów – w całej ''aborcyjnej'' historii PRL – najczęściej powoływały się kobiety, którym z dziećmi było nie po drodze. W 1959 r. jeszcze bardziej zliberalizowano to prawo, ponieważ wystarczyło ustna deklaracja, że jest się w trudnej sytuacji materialnej, by uzyskać zgodę na aborcję. Jak się można spodziewać, prowadziło to do nadużyć. Taki stan prawny utrzymał się do końca istnienia PRL.
Jeśli – jak chcieli starożytni - historia jest nauczycielką życia, to czy można z dziejów aborcji wyciągnąć jakiś wniosek, który byłby użyteczny w naszych obecnych sporach o przerywanie ciąży? Zdecydowanie tak. Otóż doświadczenie historyczne dowodzi, że całkowita penalizacja aborcji szybko prowadziła do powstania nielegalnego ''przemysłu'' aborcyjnego. A przecież zawsze znajdą się kobiety, które – powodowane takimi bądź innymi motywami – skorzystają z tych ''podziemnych usług''. I wiele z nich zapłaci za to straszną cenę. To oczywisty i – powiedzmy szczerze – dość banalny wniosek. Szkoda, że w naszym kraju wciąż znajdują się ci, którzy nie potrafią przyjąć go do wiadomości.
Robert Jurszo, Wirtualna Polska
Podczas pisania korzystałem m.in. z: artykułu "Mała historia aborcji" Marii Cichomskiej (z tomu zbiorowego "Głos mają kobiety. Teksty feministyczne") oraz książek "Encyklopedia bioetyki. Personalizm chrześcijański" (pod red. Andrzeja Muszali) i "Aborcja" autorstwa Andrzeja Muszali, Marka Starowieyskiego i Tadeusza Ślipki.