Polska"Król paliwa" zeznaje ws. afery bakszyszowej

"Król paliwa" zeznaje ws. afery bakszyszowej

W procesie w tzw. aferze bakszyszowej toczącym się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie zeznaje dowódca grupy CIMIC oskarżonej o branie łapówek od irackich przedsiębiorców. Pułkownik zeznał, że ok. 8 tys. dolarów nie było - jak uważa prokuratura - łapówką za ustawianie przetargów w Iraku, lecz zapłatą od Wojskowych Służb Informacyjnych.

Pułkownik powiedział, że na prośbę b. dowódcy polskiej dywizji w Iraku gen. Andrzeja Ekierta współpracował w Diwaniji z WSI. Pewnego dnia znalazłem na swoim łóżku kopertę z ok. 8 tys. dolarów. Uznałem, że jest to zapłata od wywiadu wojskowego - zeznał S. Dodał, że WSI w taki sam sposób przekazywało mu już pieniądze wcześniej podczas misji w Kosowie.

Prokurator jest zdania, że te pieniądze pochodziły z tzw. bakszyszu, czyli łapówek, jakie iraccy przedsiębiorcy płacili polskim żołnierzom za wygrany przetarg.

Pułkownik powiedział, że podczas misji w Iraku współpracował z Wojskowymi Służbami Informacyjnymi. Zaznaczył, że współpraca ta dotyczyła wyłącznie spraw rozpoznania, a nie kontrwywiadu. Wiem też, że jeden z moich podwładnych był etatowym pracownikiem WSI. Również pani Lidia Ż. (współoskarżona w procesie) została zakwalifikowana do misji dzięki poleceniu oficera wywiadu wojskowego - mówił.

Pułkownik S. powiedział przed sądem, że polecił podległym mu oficerom i pracownikom cywilnym sporządzanie notatek z każdej rozmowy z irackimi przedsiębiorcami startującymi w przetargach. Były one wykorzystywane również na potrzeby WSI. Chodziło na przykład o informacje, że w jakiejś okolicy pojawili się podejrzani mężczyźni - wyjaśnił S. Dodał, że w każdej strukturze wojskowej WSI ma swoich przedstawicieli. Założenie, że wywiad wojskowy nie wie o czymś, co dzieje się w danej jednostce nazwał "z góry skazanym na porażkę".

Pułkownik, który dowodził w Iraku jednostką, do której zadań należało m.in. organizowanie przetargów na odbudowę prowincji, zeznał, że w Diwaniji odbyło się spotkanie dowódcy dywizji wielonarodowej gen. Andrzeja Ekierta i gubernatora tej prowincji. Dowódca jednoznacznie powiedział gubernatorowi, że ma dla niego 5 mln dolarów na pomoc w odbudowie. To było nieszczęśliwe sformułowanie - powiedział pułkownik.

Jego zdaniem, gubernator zrozumiał, że te pieniądze będą do jego dyspozycji i to on, a nie Amerykanie i organizatorzy przetargów będą dzielić je między przedsiębiorców. Amerykanie nie umieli zrozumieć, że mentalność Arabów jest taka, że za wszystko trzeba dać bakszysz. Dla nas było to łatwiejsze, bo sami przeszliśmy przez podobny system - zeznał S. Pułkownik nie przyznaje się jednak do zarzucanych mu czynów. Twierdzi, że on nigdy nie przyjął bakszyszu od Irakijczyków.

Mariusz S. mówił też, że grupa, którą dowodził, dzięki kontaktom z Irakijczykami, miała dobre rozeznanie sytuacji w prowincjach, leżących w polskiej strefie odpowiedzialności.

Zeznania części współoskarżonych, którzy przyznali się do winy i zdecydowali się dobrowolnie poddać karze, obciążają Mariusza S.

Były dowódca tłumaczył też, m.in., dlaczego nazywany był "królem paliwa" i jak rozległe miał obowiązki.

Służba w Iraku była dziewiątą misją Mariusza S. Wcześniej był, m.in. w Kambodży i Libanie.

Sąd zdecyduje, czy dalsze zeznania pułkownika S. toczyć się będą za zamkniętymi drzwiami. Prawdopodobnie w środę złoży również zeznania kolejny oskarżony w tym procesie iracki tłumacz Said Al-K.

W całym procesie sądzonych jest 14 osób, dziewięciu oficerów i podoficerów i pięciu pracowników cywilnych trzeciej zmiany polskiego kontyngentu wojskowego w Iraku. Prokuratura wojskowa zarzuca im przyjęcie korzyści majątkowych na łączną sumę 750 tysięcy dolarów.

Źródło artykułu:PAP

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)