Król Andrzej i jego ułaskawiony narodowiec [OPINIA]
Czy prezydent Andrzej Duda miał prawo ułaskawić Roberta Bąkiewicza? Tak. Czy powinien to zrobić? Nie. Choćby z tego względu, że tysiące osób w sytuacji zbliżonej do tej, w której znalazł się związany z obozem Prawa i Sprawiedliwości Bąkiewicz, nie może liczyć na wsparcie głowy państwa.
Tekst powstał w ramach projektu WP Opinie. Przedstawiamy w nim zróżnicowane spojrzenia komentatorów i liderów opinii publicznej na kluczowe sprawy społeczne i polityczne.
Decyzja prezydenta Dudy - podkreślmy, że legalna, bo już można znaleźć w internecie nieprawdziwe twierdzenia, że ułaskawić Bąkiewicza prezydent nie miał prawa - pokazuje, że głowa państwa do swojego uprawnienia w postaci stosowania prawa łaski podchodzi niczym do prerogatywy królewskiej. Na zasadzie: mogę robić, co chcę, i naród wszystkie decyzje powinien uszanować.
Szkopuł w tym, że prawo łaski - którego, na marginesie, Andrzej Duda nie nadużywał w porównaniu z poprzednimi prezydentami - od dawna postrzegane jest przede wszystkim jako forma naprawy niedających się pogodzić z poczuciem sprawiedliwości społecznej sytuacji. Gdy zaś uprawnienie prezydenckie jest wykorzystywane do pomocy swoim politycznym kolegom, wzbudza to uzasadnione moim zdaniem rozczarowanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Oburzenie po słowach Bąkiewicza. Europoseł PiS odcina się
Bąkiewicz z dobrą opinią
Fakty są takie: Robert Bąkiewicz został prawomocnie skazany z art. 217 par. 1 Kodeksu karnego, czyli za naruszenie nietykalności cielesnej. Wymierzono mu karę ograniczenia wolności - co w praktyce oznaczałoby konieczność podjęcia przez niego społecznie użytecznych prac, np. musiałby pomagać w hospicjum albo wspierać w uprzątnięciu ulic po przejściu jakiegoś marszu.
Jeszcze za rządów Prawa i Sprawiedliwości - tu zaznaczmy, że Bąkiewicz był kandydatem z list PiS w wyborach parlamentarnych w 2023 r., lecz nie uzyskał mandatu - ówczesny prokurator generalny wniósł do prezydenta o zastosowanie prawa łaski wobec skazanego Bąkiewicza.
Teraz prezydent Andrzej Duda rozpatrzył ten wniosek i związanego z PiS polityka ułaskawił przez darowanie mu kary ograniczenia wolności.
"Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, podejmując decyzję o skorzystaniu z prawa łaski, miał na uwadze m.in.: pozytywną opinię środowiskową, incydentalny charakter czynu, ustabilizowany tryb życia" - przekazała Kancelaria Prezydenta RP.
Sądy, co w sprawach ułaskawieniowych bywa praktykowane, nie zostały poproszone o przedstawienie opinii.
Relacje z "Babcią Kasią"
Osobą, której nietykalność cielesną naruszył Robert Bąkiewicz, jest Katarzyna Augustynek, znana jako "Babcia Kasia". I tu chcę wyraźnie podkreślić: uważam, że aktywność społeczna "Babci Kasi" ma niewiele wspólnego z troską o życie w możliwie najlepszym państwie. Moim zdaniem Augustynek jest zadymiarą, która atakuje ludzi, w tym funkcjonariuszy państwowych służb. Wielokrotnie widziałem, gdy np. obrażała Bogu ducha winnych policjantów zabezpieczających uroczystości, z którymi "Babci Kasi" było nie po drodze. Co nie oznacza, rzecz jasna, że ktokolwiek może bezprawnie naruszać jej nietykalność cielesną.
W internecie jest spór o to, czy Bąkiewicz faktycznie to zrobił. Jedni twierdzą, że zrzucił Augustynek z przykościelnych schodów w toku szamotaniny, inni przekonują, że nie. Tyle że ta dyskusja jest bezcelowa.
Fakt jest taki, że Robert Bąkiewicz został za ten czyn prawomocnie skazany. A drugi fakt jest taki, że prezydent Andrzej Duda bynajmniej tego nie kwestionuje, a wręcz przyznaje. Andrzej Duda ułaskawił bowiem Roberta Bąkiewicza częściowo: od kary ograniczenia wolności. W pozostałym zakresie, choćby podania wyroku do publicznej wiadomości, orzeczenie pozostaje w mocy.
Mówiąc najprościej: Andrzej Duda wcale nie stwierdził, że do przestępstwa nie doszło. Uznał - tylko i aż - że za to przestępstwo Robert Bąkiewicz nie powinien ponieść tak daleko idących konsekwencji, jak orzekł to sąd.
Specjalne prawa
Rzecz w tym, że wyrok nie sprawiał wrażenia drakońskiego. Kara ograniczenia wolności nie równa się pozbawieniu wolności, nie istniało ryzyko, że Bąkiewicz trafi za kratki. Ot, musiałby trochę popracować na rzecz dobra ogółu. Spotkały go konsekwencje dość standardowe przy wymierzaniu sankcji za tego typu zachowania.
Trudno więc zrozumieć zastosowanie wobec niego prawa łaski. Prezydent postanowił ochronić go od kwestii niezbyt dotkliwej, za to pokazał, że politycznego kompana konsekwencje nie spotkają.
Rokrocznie za czyny o podobnej szkodliwości - czyli, nie umniejszając, nieprzesadnej - skazywanych jest tysiące obywateli. Nie mogą oni liczyć ani na zainteresowanie prokuratora generalnego, ani prezydenckie prawo łaski. Po prostu zamiatają ulice, pomagają osobom starszym, wyprowadzają zwierzęta przebywające w schroniskach na spacery. Ot, robią to, co nakaże sąd.
Gdy więc okazuje się, że Robert Bąkiewicz nie musi społecznie pracować, od razu do głowy przychodzi jedna myśl: to nie kwestia tego, za co obywatel został skazany, lecz kto został skazany. Jako że wyrok usłyszał polityczny kolega byłych rządzących oraz obecnego prezydenta, to nie może przecież być w ich opinii tak, że spotkają go jakiekolwiek nieprzyjemności.
W tym kontekście działanie Andrzeja Dudy, choć legalne, jawi się jako nieprzyzwoite i niewzmacniające poczucia wspólnoty.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski